- Wczoraj wydawałeś się
nieco milszy.
- Odpuść sobie-
odmruknął i nakrył się kołdrą, która wcześniej była lekko
skopana w rogu łóżka. Przez chwilę panował spokój i przymknął
oczy, by znów zasnąć. Lecz nagle Lucas chwycił go mocno za
ramiona i odwrócił na plecy. Sam usiadł mu na udach i ciągle go
trzymając pochylił się w stronę jego twarzy.
- Mogę w końcu wiedzieć,
o co ci chodzi?- niemalże wysyczał te słowa patrząc prosto w
rozszerzone oczy Billa.- Przestaniesz się w końcu zachowywać jak
jakaś obrażona cnotka?!
- Daj... mi... spokój- wypowiedzieć każde słowo, to był dla niego trud. Lucas, mimo wszystko, strasznie utrudniał mu oddychanie. W oczach stanęły mu łzy. Bał się bowiem tego, co on mu może zrobić. Przecież jest nieobliczalny! Kto wie, czy go teraz nie... zgwałci? Bill zacisnął zęby i swoimi rękoma próbował odczepić jego, od swych ramion, które były nielitościwie ściskane. Na nic się jednak zdał jego trud. W oczach Lucasa dostrzegł furię. Złapał on tym razem jego nadgarstki i jeszcze mocniej przycisnął do materaca.
- Co ci znowu nie pasuje?!- warknął.- I czego ryczysz?!- strzelił go w twarz. Siła uderzenia była tak mocna, że odwróciła mu twarz w drugą stronę. Bill przełknął głośno ślinę i próbował powstrzymać łzy wypływające mu z oczu, jednak na nic. Wydawało mu się, że wreszcie będzie spokój kiedy jego napastnik zszedł z łóżka.
Nadaremne jednak były krzyki, błagania i płacz. W obliczu frustracji i gniewu, nie zwraca się bowiem uwagi na coś takiego. Lucas pociągnąwszy Billa za rękę, zrzucił go z łóżka na podłogę, gdzie brutalnie zaczął go kopać. Chłopak próbował się bronić, zasłaniać rękoma, kulić... Jednak ciosy, które padały raz za razem, były nader częste, by się przed nimi uchronić. Nie było już miejsca na słowa. Ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele, był przeogromnie palący. Metaliczny zapach krwi już go nawet nie zaskoczył.
- Daj... mi... spokój- wypowiedzieć każde słowo, to był dla niego trud. Lucas, mimo wszystko, strasznie utrudniał mu oddychanie. W oczach stanęły mu łzy. Bał się bowiem tego, co on mu może zrobić. Przecież jest nieobliczalny! Kto wie, czy go teraz nie... zgwałci? Bill zacisnął zęby i swoimi rękoma próbował odczepić jego, od swych ramion, które były nielitościwie ściskane. Na nic się jednak zdał jego trud. W oczach Lucasa dostrzegł furię. Złapał on tym razem jego nadgarstki i jeszcze mocniej przycisnął do materaca.
- Co ci znowu nie pasuje?!- warknął.- I czego ryczysz?!- strzelił go w twarz. Siła uderzenia była tak mocna, że odwróciła mu twarz w drugą stronę. Bill przełknął głośno ślinę i próbował powstrzymać łzy wypływające mu z oczu, jednak na nic. Wydawało mu się, że wreszcie będzie spokój kiedy jego napastnik zszedł z łóżka.
Nadaremne jednak były krzyki, błagania i płacz. W obliczu frustracji i gniewu, nie zwraca się bowiem uwagi na coś takiego. Lucas pociągnąwszy Billa za rękę, zrzucił go z łóżka na podłogę, gdzie brutalnie zaczął go kopać. Chłopak próbował się bronić, zasłaniać rękoma, kulić... Jednak ciosy, które padały raz za razem, były nader częste, by się przed nimi uchronić. Nie było już miejsca na słowa. Ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele, był przeogromnie palący. Metaliczny zapach krwi już go nawet nie zaskoczył.
Po chwili skończyły się
uderzenia. Bill ostatkiem sił, zmusił się do otworzenia oczu i
spojrzenia na Lucasa. Natychmiast wypłynęły z nich łzy lecz nie
to było jednak ważne. Tylko ten żal... To nieme pytanie: dlaczego?
Napastnik jego zdawał się dość dobrze zrozumieć przesłanie
tegoż jakże żałosnego spojrzenia.
- Zapamiętaj sobie jedno...- ukucnął przy nim i chwycił go mocno za brodę, zmuszając, by na niego spojrzał.- ...mnie się nie ignoruje.- Okno zatrzasnęło się z hukiem, jakby dla podkreślenia jego słów. Jednak ten głos... Bill nie rozumiał. Czuł tylko i wyłącznie ból. Zastępował on logiczne myślenie. Jednakże, to jedno zdanie nie zostało wypowiedziane głosem człowieka mu znanego, przyjaciela. Przerażenie powoli opanowywało jego ciało, na równi staczając bitwę z bólem.
- Zapamiętaj sobie jedno...- ukucnął przy nim i chwycił go mocno za brodę, zmuszając, by na niego spojrzał.- ...mnie się nie ignoruje.- Okno zatrzasnęło się z hukiem, jakby dla podkreślenia jego słów. Jednak ten głos... Bill nie rozumiał. Czuł tylko i wyłącznie ból. Zastępował on logiczne myślenie. Jednakże, to jedno zdanie nie zostało wypowiedziane głosem człowieka mu znanego, przyjaciela. Przerażenie powoli opanowywało jego ciało, na równi staczając bitwę z bólem.
To
powiedział potwór.
Lucas pochylił się i ze znaną już Billowi brutalnością, wpił się w jego wargi. Nieodwzajemniony jednak przez cierpiącego chłopaka, pocałunek nie trwał długo. Zemdlał.
Lucas pochylił się i ze znaną już Billowi brutalnością, wpił się w jego wargi. Nieodwzajemniony jednak przez cierpiącego chłopaka, pocałunek nie trwał długo. Zemdlał.
Jasnowłosy podniósł się
i splunął na niego. Pokręcił głową, jakby nie mogąc uwierzyć
w to co zrobił i skierował się w stronę drzwi.
Gdyby tylko wiedział, że
zostając przy Billu, miałby jeszcze szanse na przebaczenie...
Powoli mijały sekundy, minuty, aż wreszcie godziny. Nie było zegara, który wydawałby charakterystyczne dla siebie dźwięki. Nie było telewizora, którego szum zagłuszałby odgłosy miasta. Nie było matki, która z miłością do swojego dziecka, przygotowywałaby mu zwykłego omleta, wiedząc jednak, że sprawi mu tym wielką przyjemność. Był tylko jeden człowiek. Ten, którego dzieciństwo było niezwykle przyjemne i pełne troski, a czyjego młodość niemal zaprowadziła do bram śmierci.
Cichy trzask drzwi. Okrzyk
zaskoczenia i jednocześnie przerażenia. Szybkie kroki i
nawoływania. Poczuł, że ktoś nim trzęsie, za ramię.
Zdecydował. Otworzył
oczy, co było niemal podpisaniem stworzonej przez siebie przysięgi.
Od tej chwili, nie będzie już Billem. Nie będzie słabym,
bezużytecznym dzieckiem. Teraz bowiem jest mężczyzną. Mężczyzną
imieniem Otto.
Zaśmiał się
złowieszczo, co jednak zabrzmiało jak zwykły charkot, ale nie
przejął się tym.
Od tej chwili już nikt...
Nikt nie będzie nim rządził. On jest panem własnego życia.
- Otto? Słyszysz mnie?-
głos jakby z oddali, ale jednak całkiem blisko niego. Skierował
spojrzenie na Eliasa, który usilnie próbował przywrócić go do
przytomności i zaabsorbowany swoim poczynaniem, nie zauważył
nawet, że już się obudził.
Oparł się na lewej ręce i próbował podnieść, jednak czując ogromny ból w okolicach podbrzusza, zaprzestał tego. Elias widząc jego poczynania, dość nieporadnie, ale jednak- podniósł go i położył delikatnie na łóżku. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy, pobiegł szybko do łazienki. Zmoczywszy tam ręcznik wodą zimną, powrócił do pokoju i położywszy tenże opatrunek na czole rannego, powrócił do wcześniejszego pomieszczenie, by zaraz potem znowu przybyć, tym razem trzymając w ręku apteczkę.
Bill nie zwracał na niego
uwagi, usilnie wgapiając wzrok w sufit. Ignorował przeszywające go
uczucie bólu, kiedy tylko Elias dotykał jakiejś jego rany. Obiecał
sobie być twardy, więc nie złamie się przy byle jakich
stłuczeniach. Prawdziwy facet nie płacze. A, przecież głupio by
było tak złamać się w pierwszych minutach swej obietnicy. Jakże
by to o nim świadczyło? Zapewne... Nie zbyt dobrze.Oparł się na lewej ręce i próbował podnieść, jednak czując ogromny ból w okolicach podbrzusza, zaprzestał tego. Elias widząc jego poczynania, dość nieporadnie, ale jednak- podniósł go i położył delikatnie na łóżku. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy, pobiegł szybko do łazienki. Zmoczywszy tam ręcznik wodą zimną, powrócił do pokoju i położywszy tenże opatrunek na czole rannego, powrócił do wcześniejszego pomieszczenie, by zaraz potem znowu przybyć, tym razem trzymając w ręku apteczkę.
Po ciągnącym się w nieskończoność, długim okresie czasu, Elias skończył go opatrywać. Teraz jedynie siedział na krześle obok łóżka i go obserwował, aczkolwiek nie odezwał się ani słowem. W pokoju panowała cisza, którą przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
- Boże! Co się
stało, Otto?!- do środka wpadł Lucas. Bill przeniósł na niego
swoje drwiące spojrzenie, jednak nadal się nie odzywał. Wiedział
i rozumiał, w co on chce grać. I owszem, gra będzie się toczyła.
***
Numer
był nieznany, ale mimo to odebrał. Przyłożył telefon do ucha,
aczkolwiek nie odezwał się. Czekał, aż zrobi to ta druga osoba. I
dopiero kiedy zaczął już przysypiać, usłyszał żeński, drżący
głos wypowiadający jego imię:
-
T-tom...?- Ktoś ty?- mruknął wyraźnie znudzony.
- Mówi Ann...- głos stał się nieco pewniejszy.
- Jaka Ann?
- Nie pamiętasz?- i znów stał się drżący.
- No przecież. Możesz mi w końcu powiedzieć kim jesteś, a nie grać w jakieś zagadki?- Tom zaczął się powoli denerwować. Być może było to skutkiem wypicia dużej ilości alkoholu, bądź ograniczonej cierpliwości.
- Poznaliśmy się w szpitalu. Jestem tam pielęgniarką...
- I?- przerwał jej niegrzecznie.
- My tam... uprawialiśmy seks- ostatnie słowa były niemalże wyszeptane, a Tom jedynie przewrócił oczyma. Dla niego uprawianie go jest albo dla zaspokojenia swoich potrzeb, albo... z miłości? Co do tego drugiego, nie był pewien. Jeszcze, a przynajmniej tak myślał, bowiem nie zdarzyło się, żeby kogoś pokochał. Brakło czasu. Brakło uczuć.
- I co z tego?- zapytał przeciągając nieco każde słowo, żeby sprawić efekt, iż jest znudzony.
- Ja... jestem w ciąży...Nie odezwał się. Zakończył rozmowę. Rzucił telefon na szafkę obok łóżka i złapał się za głowę. Pokręcił przecząco głową, jakby chciał wyrzucić to jedno przeklęte zdanie, ze swoich myśli; jakby chciał mu zaprzeczyć. Przecież, do cholery, ona nie może być w ciąży! Zrujnuje mu posadę! Zrujnuje mu życie! Nie ma czasu i chęci, żeby opiekować się jakimś dzieckiem. A, przynajmniej on nie ma na to ochoty.
Oczyma wyobraźni niemalże słyszał te wrzaski co noc i poranek. Czuł smród brudnych pieluch.
-
Cholera...- przejechał dłonią po twarzy.- Cholera, fuck and shit!-
miał ochotę coś rozwalić. Byle co. Jakiś mebel, albo człowieka.
Chociaż... nie. W stosunku do ludzi jest jeszcze w miarę „miły”.
Złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko po pokoju.-
Tak nie może być. Ona nie może być w ciąży! Czemu ja nie jestem
bezpłodny, no czemu?!- wrzasnął do sufitu.
Po paru minutach chodzenia i wyklinania każdego kogo zna, westchnął głęboko i opadłszy na łóżko, skarcił się w myślach za nieodpowiedzialne zachowanie. Bo... skoro on tak to przeżywa, to jak musi się czuć ona? Zachował się jak zwykły gówniarz, a jest przecież generałem. Odpowiedzialność na niego spadła i musi sobie dać z tym radę.
Siłą
woli zmusił się do spojrzenia na telefon, a jeszcze większą do
chwycenia go w dłoń i naciśnięciu odpowiedniego numeru. W
ostatnie chwili chciał się rozłączyć, ale usłyszawszy jej głos
zamarł. Nie wiedział co powiedzieć. Wszystkie słowa nagle
wyparowały mu z głowy.Po paru minutach chodzenia i wyklinania każdego kogo zna, westchnął głęboko i opadłszy na łóżko, skarcił się w myślach za nieodpowiedzialne zachowanie. Bo... skoro on tak to przeżywa, to jak musi się czuć ona? Zachował się jak zwykły gówniarz, a jest przecież generałem. Odpowiedzialność na niego spadła i musi sobie dać z tym radę.
- Tom? Wiem, że to może wydawać się odrobinę nierealne, abym wiedziała o ciąży już po jednym dniu, ale... współczesna medycyna ma naprawdę dobre osiągnięcia i dlatego...
- Dobra. Spokój- wziął dwa głębokie wdechy i wydechy, a potem szybko powiedział:- Przepraszam cię, że się wcześniej tak rozłączyłem, ale zszokowałaś mnie naprawdę mocno i sam nie wiedziałem jak się zachować.
- Nie chcesz tego dziecka, prawda?- i cały jego spokój szlag trafił. On nie da rady być ojcem!
- To nie tak...
- Tom- to imię tak czule zostało wypowiedziane, że niemal poczuł w środku przyjemne ciepło.- Ja rozumiem. Jeśli nie chcesz być ojcem, to wystarczy powiedzieć. Najwyżej będziesz płacił jakieś alimenty, a ja znajdę kogoś na twoje zastępstwo. To jak?- Tak! Tak! Jedyna szansa! On będzie miał spokój i jedynie pracodawców nad głową, a ona sobie kogoś znajdzie. I dziecko byłoby szczęśliwe, że mimo wszystko ma jakiegoś ojca. Rodziców...
I kiedy miał już powiedzieć, że będzie za nie płacił, byleby nie musieć się nim opiekować, przypomniało mu się coś. Jak on sam się czuł. Co z tego, że nie miał na dodatek matki? Skąd ma mieć pewność, że Ann będzie się dobrze dzieckiem opiekowała? Gdyby ono trafiło do tego, bądź podobnego ośrodka, w jakim on przebywał, to nie wybaczyłby sobie. Zrobiłby wszystko, ale na to nie pozwolił. Nie ma mowy.
- Nie ma mowy. Skoro jestem ojcem tego dziecka, to nim będę. Ale zważ na to, że także pracuję, więc nie będę miał jakoś specjalnie dużo czasu na opiekę...
- Dobrze, cieszę się, że wybrałeś tą opcję. Ale mam jeszcze prośbę...
- Jaką?
- Mógłbyś do mnie przyjechać? Nie teraz, ale za jakiś czas. Chciałabym cię jeszcze poznać, bo nie mieliśmy zbyt wiele czasu na rozmowę.
- Przyjadę.
- Cieszę się. To do zobaczenia.
- Tak... Do zobaczenia.
Co zrobić jako pierwsze? Załamać się, czy
strzelić sobie kulką w łeb? To nie miało tak być! Dlaczego on
sam nie mógł się wychować w jakiejś normalnej rodzinie? Dlaczego
nie mógłby być normalnym nastolatkiem?
Miał wrażenie jakby ten ktoś z góry kpił sobie z niego. Z niego i z jego życia. Odkąd pamięta, nie zaznał nigdy szczęścia. Cały czas był nękany, bądź wykorzystywany do jakiejś brudnej roboty, ale ani razu... Ani jednego pieprzonego razu, nikt nie okazał mu miłości. Cud, że w ogóle jest tym kim jest. Bo mógł się wychować na jakiegoś bandytę, zabójcę i nie wiadomo co jeszcze.
Miał wrażenie jakby ten ktoś z góry kpił sobie z niego. Z niego i z jego życia. Odkąd pamięta, nie zaznał nigdy szczęścia. Cały czas był nękany, bądź wykorzystywany do jakiejś brudnej roboty, ale ani razu... Ani jednego pieprzonego razu, nikt nie okazał mu miłości. Cud, że w ogóle jest tym kim jest. Bo mógł się wychować na jakiegoś bandytę, zabójcę i nie wiadomo co jeszcze.
Ale
jedno jest pewne. Ma dobre serce.
Cóż... Na Onet mi brak słów. Mam chociaż nadzieję, że tutaj będzie nieco lepiej ^^
Czy mi się wydaje, czy Bill staje się nieco psychiczny? xD
I mała zagadka... Co mnie opętało, żeby myć parapet? ... Mopem o_O
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę miłego rozpoczęcia tygodnia!