Tego dnia wstał bez wczesnego jęczenia i w
pośpiechu się ubrał. Ucieczka była dla niego jedynym rozwiązaniem, zbawieniem.
Nie bacząc na to, że zostawia w tym miejscu prawie wszystkie swoje rzeczy,
oprócz tak ważnego dla niego dziennika, opuścił pomieszczenie zamykając za sobą
po raz ostatni drzwi.
Jak co poranek ustawił się
w szyku, aby i jego zliczyli, a następnie poczekał na Lukasa, by chwilę potem
rozpocząć rozgrzewkę. Jak na co dzień.
I tak jak było na
początku, biegli na szarym końcu, a tuż za nimi truchtał sobie Tom. Generał Tom.
Bacznie, jak zawsze, obserwował swych poddanych, których nazywał tak, ponieważ
lubił mieć nad wszystkim i wszystkimi władzę. Bieganie i pilnowanie
podopiecznych nie należało do jego obowiązku, jednak chciał dbać o swoje zdrowie
i jednocześnie obserwować formę fizyczną jak i zarówno psychiczną, ludzi którzy
zostali mu przydzieleni, aby ich wyszkolił.
Był młody, co stanowiło
zaskoczenie zarówno dla wszystkich oficerów tych ważnych, jak i tych, którzy
oznaczeń mieli mniej niż on. Mimo swojego nastoletniego nawet jeszcze wieku,
zdołał zyskać przychylność wielu ludzi, aby uzyskać ten ważny stopień.
Oznaczenie generała. I mieć tym samym poddanych pod swoją władzę
ludzi.
Nie było, to dla niego
jednak łatwe. Wiele nieprzespanych nocy, opracowywanie wielu rozmaitych taktyk
pod różnym kątem, ćwiczenie swych umiejętności i wiele innych czynników, które
zadecydowały o jego... Predyspozycjach do tegoż zawodu.
Ale udało mu się,
sprawiając tym samym, że nazwisko Kaulitz nie jest zhańbione, przez jego
rodzicielkę, której na oczy widzieć nie chciał. Zwykł ją nazywać wyrodną matką.
Choć zapewniła jemu szczęśliwe dzieciństwo, to jednak porzuciła swojego drugiego
syna. Syna, który był, bądź jest jego bratem. Nie wiedział, co z nim się stało,
a potęgowało to jedynie jego frustrację i wściekłość, dlatego odmawiał
jakichkolwiek spotkań rodzinnych, jeżeli musiał wtedy patrzeć w te zakłamane
oczy, na te parszywe usteczka, tejże kobiety zwanej jego matką.
Przystanął na chwilę, aby
się uspokoić, bowiem wspominanie o niej, nie było dla niego dobre. Nadszarpywało
to jedynie jego nerwy.
Gdyby wiedział, że wtedy
nie powinien był tego zrobić...
Młody chłopak czuł, że to
już ten moment. Zbliżał się do zakrętu, gdzie chwilę potem wskoczył w krzaki i
stoczył się po górce. Powoli zaczynał odczuwać radość, że już prawie jest na
wolności, jednak wiedział, że jeszcze wiele przed nim. Przestał się kręcić w
kółko, dopiero gdy natrafił na drzewo. I dobrze, bo już powoli zaczynało mu się
kręcić w głowie.
Rozejrzał się, żeby
zobaczyć gdzie się znajduje i na szczęście znalazł krzak, gdzie poprzedniego
dnia rzucił w niego plecak z jedzeniem oraz dziennik. Teraz pozostawało jedynie
wydostać się z lasu, będąc niezauważonym i... Niestety wyjechać z kraju.
Wiedział, że w najbliższym czasie nie może pojechać do domu, gdyż mogą zacząć go
szukać, a dom pewnie będzie pierwszym miejscem, gdzie zaczną to robić. Nie
wiedział czy w ogóle już do niego powróci. Czy porozmawia z matką...
Zarzucił plecak na ramiona
i wziąwszy głęboki oddech, ruszył przed siebie. Miał nikłe przeczucie, że ktoś
go jednak obserwuje, jednak nie zatrzymał się, żeby to sprawdzić, a jedynie
przyspieszył kroku. Mimo wszystko to uczucie nie przemijało, a nawet coraz
bardziej wzrastało, co sprawiło, że pokrótce Bill zaczął biec.
Gałęzie drzew ocierały się
o jego twarz, nieraz ją kalecząc jednak nie przejmował się tym. Strach, że ktoś
może go złapać, dodawał mu sił i nie zwracał uwagi na ból.
W pewnym momencie się
potknął i krzyknął z zaskoczenia, kiedy to na jego ciało, opadło drugie
zasłaniając mu przy tym usta swą dłonią. Zaczął się szarpać, ale jego przeciwnik
za nic nie chciał go puścić. Uspokoił się dopiero, gdy koło jego ucha zabrzmiał
cichy szept, który on dobrze znał.
- Uspokój się, chyba że
chcesz, żeby nas zauważyli.
- Lukas?- zapytał dla
pewności. W odpowiedzi usłyszał ciche mruknięcie, które potwierdziło, że to on.
Jednak Bill nadal nie wiedział dlaczego jego przyjaciel wciąż na nim leży, mimo
że już jest cicho.
- Leż i
nasłuchuj. (dziwnie mi się to ostatnie słowo skojarzyło xD)
- C-co?- wyjąkał, bowiem
przygniatające go ciało nie było najlżejsze. Po chwili stało się, to dla niego
jasne. Po lesie przemieszczał się strażnik, rozglądając się uważnie, czy
przypadkiem nie ma takich zbiegów jak np. Bill. Na szczęście nie zauważył
przyszłych zbiegów i poszedł dalej. Dopiero wtedy łysy chłopak mógł odetchnąć
pełną piersią.
- Zaraz... Czemu ty masz
włosy?!- wykrzyknął i odwrócił się z nadąsaną miną nie chcąc go jednak słuchać.
Chciał wzbudzić w nim zakłopotanie, ale nie udało mu się to, bowiem jego
rozmówca w odpowiedzi się roześmiał.
- Te golenie głowy jest
dla żartu, żeby pokazać, że tu w wojsku właściwie nie ma żartów. Wiem, że to
przeczy samo w sobie, ale to nie ja ustalałem reguły.- Lukas roześmiał się,
przeczesując dłonią swoje krótkie włosy.
- Dla żartu?! Straciłem
swoje kochane włoski dla żartu?! Bo temu komuś się tak zachciało?!- chłopak
wyraźnie się zezłościł o czym świadczył jego podniesiony głos.
- Ciszej bądź!- syknął do
niego w odpowiedzi. Bill jedynie jeszcze bardziej się nadąsał. - Słodki jesteś
jak tak się złościsz- wymsknęło mu się, jednak gdy on odwrócił się ponownie
twarzą do niego, udał, że tego nie powiedział.
- C-co?
- Nic, nic...- Postawa
Lukasa zaczynała świadczyć o jego nagłym zdenerwowaniu.
- Podobam ci
się?
- Emm... - chłopak zaczął
patrzeć gdziekolwiek byle nie na niego.
- Odpowiedz! Nie mów, że
nagle zrobiłeś się nieśmiały, bo nie uwierzę- Bill splótł ręce na klatce
piersiowej i patrzył na niego zadziornie.
- Za to ty, stałeś się aż
za bardzo śmiały- powiedział Lukas nadal na niego nie spoglądając.
- Czyli ci się podobam!-
powiedział zadowolony.
- Cieszy cię to?
- ...- Bill zamilkł. Już
sam nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jesteś gejem?- spytali
obaj w tym samym czasie a ich spojrzenia spotkały się. Przez chwilę trwali w
milczeniu, a potem kiwnęli potakująco głową, co było niemym potwierdzeniem. Ich
zachowania były niemal identyczne. Oboje siedzieli z krzyżowanymi nogami, a
także ich myśli biegły na podobnych torach, także nic dziwnego, że zostali
przyjaciółmi. Podobno przyjaciół poznaje się w biedzie. Dla nich biedą było i
nadal jest wojsko, bowiem ucieczka tylko w pewnym sensie uwolni ich od tego,
niezależnie czy będą pragnęli wolności całym sobą. Służyć państwu to ich
obowiązek i wywiązać się z niego muszą, a ci którzy nie chcą... Nie będą mile
wspominani.
- Pora już ruszać.- Lukas
podniósł się i rzucił Billowi plecak, który mu wcześniej spadł, gdy ukrywali się
przed strażnikiem.
- Tak, tak...- mruknął
cicho.- Wiesz może którędy?
- Taa. Przerabiałem to już
raz- zaśmiał się, jednak nie było w tym słychać krzty radości.
- Naprawdę?- Bill podbiegł
do niego i zrównał swoje tępo z jego.
- Niestety. I uwierz, jak
mnie przyłapali, to było naprawdę okropnie, więc musimy mieć teraz naprawdę dużo
szczęścia, aby nas dwojga nie złapali. Ja bym może jeszcze jakoś przeżył te
tortury, ale ty...
- Sugerujesz coś?-
prychnął ze złością. Nienawidził, gdy ktoś nazywał go słabym, czy niezdarnym,
nawet jeśli było to prawdą.
- Jedynie to, że jak nas
złapią, to będziemy błagać o śmierć, więc lepiej bądźmy czujni i nie dajmy się
złapać.
- Yhm...- mruknął w
odpowiedzi. Dopiero teraz zaczął odczuwać bolesne skutki na swojej twarzy, przez
wcześniejszy bieg spowodowany strachem. Małe ranki, niemalże nieodczuwalne kiedy
nie zwracało się na nie uwagi, teraz zaczęły go okropnie piec.- Właściwie...
Skoro wtedy ci się nie udało uciec, to czemu teraz próbujesz znów?
- Bo mimo wszystko, jesteś
bliską mi osobą i... Raz się żyje. Zdaję sobie sprawę, że nic już nie będzie
takie jak wcześniej, ale to i tak będzie lepsze, aniżeli służenie w wojsku,
gdzie góruje nienawiść. Aby służyć dla państwa, musisz się wyrzec
najważniejszych dla ciebie rzeczy. Rodziny, znajomych... I nie masz wcale
pewności, czy po powrocie przyjmą cię z otwartymi ramionami. O ile
powrócisz...
- Uhm...- rozumowanie
Lukasa wprawiało go w kiepski humor, mimo że, przecież jego matka by go nie
zostawiła. On jednak nie przestawał rozważać.
- Widzisz... Przez wojsko
utrzymywanie dobrych kontaktów z rodziną, przyjaciółmi i ogólnie znajomymi, był
bardzo trudny. Po jakimś czasie, ja byłem zbyt zmęczony, żeby do nich
zadzwonić... Naprawdę nie miałem siły- jego głos brzmiał naprawdę smutno- a oni
myśleli, że mam ich gdzieś. Albo, że nie mogą do mnie dzwonić, bo przecież
wojsko, to wojsko, tu panują surowe zasady, a oni nie chcieli się narażać przeze
mnie!- wraz z wzrastającą złością, jego głos stawał się coraz głośniejszy,
jednak opanował się, żeby nie krzyknąć.- Nie chcieli się narazić... Dla mnie-
mruknął posępnie spuszczając przy tym głowę.- Och- Billowi jedynie to
przeszło przez gardło i poklepał go po ramieniu okazując, że... Właściwie sam
nie wiedział co. Dla niego był to gest pocieszenia.
- Ale ty mnie nie
zostawisz?- Lukas spojrzał mu prosto w oczy, a on zauważył w jego łzy.- Będziemy
przyjaciółmi, aż nasze drogi się rozejdą?
- Jasne!- na potwierdzenie
swych słów, przytulił go. Przez chwilę stali objęci, wsłuchując się w swoje
oddechy, a następnie ponownie ruszyli przed siebie.Droga, mimo że długa, o
dziwo, dla nich wydawała się naprawdę króciutkim dystansem, także zdziwili się,
kiedy na drodze napotkali bramę, która składał się głównie z drucianych,
metalowych krat. Na ich szczęście, niedaleko była całkiem spora wyryta dziura,
przez którą przecisnęli się, nie niszcząc sobie ubrań, ani nie wysilając się
zbytnio. Najwyraźniej nie byli jedynymi uchodźcami. Bo tak się teraz mogli
nazwać. Uchodźcy. Bill czuł się jakby dostał
od życia drugą szansę. Tyle, że... Jakiż to był dla niego dar, skoro od teraz
musiał przez cały czas uciekać?
1
Dzień ucieczki
Było...
Trudno. Mimo wszystko nie spodziewałem się, że będzie przy mnie Lukas, ale to
nawet dobrze. Przynajmniej nie będę sam, jedyny... Może on mi, a ja jemu,
zastąpimy sobie bliskich? To trochę smutne, wiedzieć, że nie można utrzymywać
kontaktu z bliskimi, bo oni mogą cię wydać choćby dlatego, że boją się o siebie.
Ale ja
mam nadzieję, że mnie mama tak nie zostawi. Zawsze była dla mnie
podporą...Cieszę
się, że udało nam się uciec. Pomimo tego, że zapewne będziemy musieli uciekać
przez dłuższy czas, to warto. Bo kiedyś będzie dobrze, nie?
Co raz
rozpoczęte, musi zostać dokończone...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz