Szpital.
Ogromny budynek mieszczący w sobie wiele pomieszczeń, w których przebywają
ludzie. Jedni jedzą, leżą lub załatwiają swoje potrzeby, inni zaś walczą o swój
byt.
Przed salą
operacyjną, w której lekarze walczyli o życie człowieka, na turkusowym,
plastikowym krzesełku siedział mężczyzna. Wzrok miał wbity w drzwi, a okazując
swoje zniecierpliwienie stukał stopą o posadzkę. Co jakiś czas korytarzem
przechodziła pielęgniarka, tudzież pielęgniarz czasem zatrzymując się, aby
zapytać blondyna o samopoczucie. On jednak nie potrzebował pomocy. Myślami był
na autostradzie, gdzie zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Sam wyszedł z niego
praktycznie nie będąc poszkodowanym, jedynie lekki uraz głowy, co zaowocowało
opatrunkiem, przez który prawie nie było widać jego włosów. Jedynie pojedyncze
kosmyki. Niestety jego współtowarzysz nie miał tyle szczęścia. Widząc go jeszcze
przez krótki okres czasu, zanim przyjechała karetka, zaobserwował, że lewa ręka
była zgięta pod niewłaściwym kątem, a z ust dość bliskiego mu człowieka,
wypływała strużka krwi. Potem stracił go z oczu.
Tykanie
zegara wydawało się dla niego być nieskończone i bardzo powolne. Białe ściany
oznaczone na środku ciągnącą się przez cały korytarz niebieską kreską o grubości
jego dłoni, powodowały u niego lekkie zawroty głowy. Z westchnięciem ściągnął na
chwilę okulary by przetrzeć oczy drżącą dłonią i założył je z powrotem.
Rozprostował nogi utrudniającym tym samym przechodzenie ludziom, ale nie przejął
się tym, pomimo kilku rzuconym w jego stronę lekko podenerwowanych spojrzeń.
Zaplótł ręce na klatce piersiowej i przymknął oczy. Po głowie cały czas krążyło
mu jedno słowo, będące jednocześnie pytaniem: Dlaczego?
Za nic nie
mógł zrozumieć z jakiego powodu Tom ruszył w pogoń za zbiegami. Owszem, za ich
ucieczkę musiałby odpowiedzieć przed ludźmi mającymi stopień wyższy od niego,
ale wątpił, żeby strach zmusił go do pościgu. Dla niego jedno wykluczało drugie.
Ale rozkaz, to rozkaz.
Nie wiedział
ile minęło już czasu. Sekundy, minuty, a może nawet godziny? Nie przejmował się
tym zbytnio. Ważne dla niego było, żeby tylko operacja się powiodła.
Słabe dotąd,
uczucie strachu powoli kumulowało się w nim połączone z adrenaliną.
Wyczekiwał.
Nagle drzwi
otworzyły się. Na korytarz wyszedł facet w białym kitlu. Na czole lśniły mu
pojedyncze kropelki potu, a policzki były lekko zaróżowione z wysiłku.
Zauważywszy go, Gustav natychmiast podniósł się na nogi.
- Co z nim?- wbił w chirurga swoje zaniepokojone spojrzenie. Lekarz zacisnął wargi i zmarszczył brwi. Po chwili odezwał się zachrypniętym głosem:
- Co z nim?- wbił w chirurga swoje zaniepokojone spojrzenie. Lekarz zacisnął wargi i zmarszczył brwi. Po chwili odezwał się zachrypniętym głosem:
- Informacji
udzielamy jedynie rodzinie.
- Tom... Nie
ma rodziny. Na tą chwilę jestem najbliższą mu osobą.
- Przykro
mi, ale...
- Nie ma
nikogo, oprócz mnie, kto by się nim przejmował!- powiedział z uporem Gustav
mrużąc przy tym oczy.
- Niech
będzie- chirurg odchrząknął.- Podczas operacji wystąpiły drobne komplikacje.
Pacjent stracił sporo krwi i trzeba było mu ją przetaczać. Złamanie zamknięte
lewej ręki, co może w przyszłości skutkować lekkim jej niedowładem ale na
szczęście nic więcej mu nie dolega.. Przez najbliższy okres czasu, pacjent
będzie przebywał na obserwacji, potem go wypiszemy. Teraz przebywa w silnej
narkozie, aczkolwiek obudzić się może w każdej chwili- wyrecytował wszystko
jakby mówił wiersz i patrzył uważnie na zmieniającą się mimikę twarzy stojącego
przed nim człowieka. Od zniecierpliwienia przez zaskoczenie po
troskę.
- Ale
przeżyje? Nic mu już nie zagraża?
- Tak.
Przeżyje- lekarz poklepał go po ramieniu z pokrzepiającym uśmiechem i odwrócił
się, aby odejść w znanym sobie kierunku. Gustav odprowadził go wzrokiem, a potem
zaczął się przyglądać, jak drzwi otwierają się i wyjeżdża znajomy mu człowiek na
łóżku.
Uśmiechnął
się do swoich myśli. Ważne, że im obojgu nic się nie stało. Ale mimo wszystko
obawiał się. Znał Toma bardzo dobrze i wiedział, że jak ten czegoś się uprze, to
nie odpuści. Co będzie później? Nie ma pewności, że uda im się złapać
uciekinierów. Los może nie być im sprzyjający. Jeżeli Tom pomimo tego, pomimo
otrzymywania poważnych obrażeń będzie chciał kontynuować, to dla niego... Jest
on masochistą.
Schował
dłonie do kieszeni swoich spodni i ruszył w kierunku sali tegoż człowieka. Już
niedługo się przekona co dalej.
Otworzył
oczy, jednak przez oślepiające światło natychmiast je zamknął. Poczekał krótką
chwilkę i ponownie je otwarł lecz już nie tak szeroko. W głowie niesamowicie mu
szumiało, a w uszach mu dzwoniło. Zmrużył oczy i powoli, kawałek po kawałku,
oglądał pomieszczenie w jakim aktualnie się znajdował. Przy jego łóżku, co
natychmiast zaobserwował, stało krzesło, na którym siedział Gustav. Miał
zamknięte oczy, więc podejrzewał, że zasnął. Pikanie aparatury i dziwny
chemiczny zapach sprawiły, że domyślił się, iż znajduje się w szpitalu. Po
chwili do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Biały, obcisły strój opinał jej się
na biuście, podkreślał talię, a krótka spódniczka pozwalała dostrzec mu długie,
opalone nogi. Kobieta widząc, że lustruje ją wzrokiem, uśmiechnęła się z
politowaniem i podeszła do niego by zmierzyć gorączkę. Chwilę ciszy, przerywanej
co chwilę cichym chrapaniem Gustava, Tom wykorzystał zaglądając jej głęboko w
dekolt, gdy pochylała się, aby poprawić mu poduszkę. Nie dawał jej więcej niż
dwudziestkę.
Wyjąwszy
termometr i po zobaczeniu wyniku jaki na nim widniał, pielęgniarka rzuciła
jeszcze jedno spojrzenie na lustrując jego twarz i odwróciła się by wpisać wynik
na kartę pacjenta, a potem odwrócił się by wyjść z sali. Przejechał wzrokiem po
jej sylwetce zatrzymując spojrzenie na pośladkach, które chwilę później znikły
za drzwiami. Uśmiechnął się do siebie chytrze spoglądając na Gustava.
***
Uważnie
obserwował przemijający krajobraz za oknem. W samochodzie cicho leciała jakaś
spokojna muzyczka, co chwile przerywana poprzez stracenie zasięgu. Uśmiechał się
leciutko na myśl, że już niewiele brakuje, aby mógł wieść wolny żywot wraz z
Lukasem. Jedyne co go smuciło, to to, że nie może w najbliższym czasie
utrzymywać kontaktów z rodzicami, a bardzo za nimi tęsknił.
- To musiało
być nieco męczące, co?- nagłe pytanie ze strony kierowcy zmusiło jego myśli do
powrotu na ziemię.
- Yhm, tak,
tak- potakująco pokiwał głową, nie wiedząc co za bardzo odpowiedzieć.
- Nie
słuchałeś mnie, prawda?- Bill lekko zarumienił się ze wstydu. Słuchał go,
naprawdę, ale tylko przez chwilę, na początku...
- Ja po
prostu...- próbował się jakoś wytłumaczyć, ale wtem chłopak mu
przerwał.
- Ok,
spokojnie- roześmiał się.- A tak w ogóle, to nazywam się Elias, bo chyba
wcześniej zapomniałem się przedstawić- niebieskooki blondyn uśmiechnął się do
niego odwracając na chwilę wzrok od drogi. Był bardzo podobny do Lukasa, ale
jednak oboje mieli to coś w sobie, co ich odróżniało. Jednak w przypadku obojga
nie zdołał jeszcze odgadnąć, co to takiego dokładnie jest.- Gdzie tak właściwie
was zawieźć?
- Do
Hamburga- odezwał się z tyłu Lukas. Bill słysząc jego głos wystraszył się,
bowiem myślał, że Lukas jeszcze śpi.
- Do Hamburga...- powtórzył Elias potakując głową i znów patrząc przed siebie.- Macie tam jakiś znajomych? Żeby gdzieś się zatrzymać, czy coś?
- Do Hamburga...- powtórzył Elias potakując głową i znów patrząc przed siebie.- Macie tam jakiś znajomych? Żeby gdzieś się zatrzymać, czy coś?
- Hm, nie-
odparł po chwili zastanowienia Lukas.
-O! To może
chcielibyście ze mną zamieszkać? Mieszkam w Hamburgu, a że mam dość spore
mieszkanie, to w zasadzie nie byłby żaden problem...
- Jesteś
pewien?- zapytał nieco zaskoczony Bill.
- Jasne,
żaden problem- odparł Elias. Po chwili jeszcze dodał: - Tylko nie myślcie sobie,
że jestem gejem! Zbiera mi się na wymioty jak muszę na kogoś takiego patrzeć, a
co gorsza, jeszcze z kimś takim gadać- skrzywił się.
- W sumie,
nie mamy zbyt wielkiego wyboru- powiedział Lukas spoglądając znacząco na Billa,
a ten odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, jednak
po chwili Elias znów się odezwał:
- Świetnie!
Mamy jeszcze parędziesiąt kilometrów do domu, więc może opowiecie coś o sobie?
Bo nie wiem nic.
- Dobra...
To ja się nazywam Otto- zaczął ostrożnie i powoli Bill starając się skłamać w
dość znaczących faktach.- Mam dziewiętnaście lat, wcześniej mieszkałem w
Nurnbergu i to by było już chyba na tyle...
- A ja
jestem Paul, mam dwadzieścia jeden lat i mieszkałem wcześniej prawie na
wybrzeżach Niemczech- powiedział szybko Lukas.
- Ok, dobrze
wiedzieć. Jakbyście chcieli jeszcze coś o mnie wiedzieć, to pytajcie. Swoją
drogą zastanawia mnie trochę jak się znaleźliście w tamtej wiosce, ogólnie
ludzie jeśli już, to błądzą...
-
Wolelibyśmy o tym nie mówić- odparł Bill.
- Niech
będzie... Niby jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce, ale szukacie może jakiejś
pracy? Bo mimo wszystko, za darmo ze mną mieszkać nie będziecie, rachunki
kosztują...
- Może
najpierw niech przyzwyczaimy się do miejsca, a potem zaczniemy szukać roboty.
Nie wiem jak z B... Otto- Lukas zaciął się na chwilę- ale ja, nie jestem leniwy
i mam dużo energii- wyszczerzył się, gdy Bill uderzył go ze złości w
ramię.
- Dobrze
wiedzieć, jakby co to znam paru znajomych, którzy poszukują aktualnie
pracowników.
- Spoko-
odparł Bill odwracając twarz w kierunku szyby samochodowej z boku. Cieszył się,
że powoli życie zaczęło mu się układać.
***
- Mamy do
pogadania- odezwał się jeden z pięciu facetów, znajdujących się aktualnie w dość
sporym pomieszczeniu.- Radzimy ci się nie chować, bo i tak cię znajdziemy, a
wtedy nie będzie tak miło, więc wychodź gdziekolwiek jesteś!
- Dobra...-
Georg wychylił rąbek głowy zza drzwi szafy, ściągając tym samym na siebie
spojrzenia.
- Jesteś
tchórzem, wiesz?- zapytał ironicznie ten, który odezwał się na
początku.
- Nie
pozwalaj sobie- mruknął zły porucznik w odpowiedzi.- Niby czemu, to co się stało
jest moją winą? Nie ja tu zarządzam!- wyszedł całkowicie z szafy.
- Ale na
nieobecność generała, masz tu władzę! Jeśli dalej nie dostaniemy tego co chcemy,
to cię tej władzy pozbawimy, ot co!- odezwał się kolejny facet.
- Akurat-
prychnął zirytowany Georg.
- Chcesz się
przekonać?- zapytał ten pierwszy podchodząc do niego.- Możemy zrobić ci krzywdę,
a nikt się nie zorientuje- zaśmiał się szyderczo.
- Nie wiem
co wy chcecie zrobić...- zaczął powoli zdenerwowany, a na widok pistoletu
wycelowanego w jego stronę pisnął:- Ale nie macie do tego prawa!- odpowiedział
mu śmiech.
***
4
Dzień ucieczki
Jest nieźle,
całkiem nieźle. Na nasze szczęście (moje i Lukasa) natknęliśmy się na jakąś
starą babulinkę, którą akurat odwiedzał wnuk i zaproponował nam, że nas
podwiezie do Hamburga, a potem jeszcze zamieszkanie z nim! Jedyne co mi w nim
przeszkadza, to to, że nie akceptuje takich jak ja, czy Lukas. Czyli
homoseksualistów, ale może jakoś uda nam się to przed nim ukryć? Mam nadzieję.
Przed chwilą dopiero przyjechaliśmy do jego, a teraz już nawet naszego wspólnego
domu i właśnie siedzę w kiblu i piszę. Wolę, żeby żaden z nich nie wiedział, że
piszę dziennik, bo to by było straszne Dave. Bardzo straszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz