sobota, 5 maja 2012

14. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Przepraszam. Miałam się trzymać regularnego dodawania odcinków, ale... jak widać nie wypaliło. Za każdym razem, kiedy siadałam do pisania, wszystko wylatywało mi z głowy. Totalny brak weny. Mam jednak nadzieję, że się nie zraziliście.
Sam sposób pisania się teraz nieco zmienił, bo będzie z perspektywy Billa. Aczkolwiek, w zależności czy chcecie, może być także pisana perspektywa Toma. Mi tam wszystko pasuje ^^
Pozdrawiam i zapraszam do czytania :D (i komentowania xD)


Od dłuższego czasu, poważnie się zastanawiam nad sensem swego życia. W zasadzie jeszcze nie tak dawno, wiodłem żywot normalnego nastolatka. A tu nagle każą mi być w wojsku. Dziwne, że nikomu z moich rówieśników się to nie przytrafiło... no, przynajmniej o niczym takim nie słyszałem.
Tyle dobrego, że jednak udało mi się odzyskać wolność. Tylko za jaką cenę?
W ciągu niespełna dwóch tygodni – uprawiałem seks z generałem; straciłem włosy; poznałem Lucasa, który okazał się być kompletnym psychicznym idiotą; zawarłem znajomość z Eliasem, u którego aktualnie mieszkam; mam pracę i zdążyłem się naćpać.
A gdybym bym normalnym nastolatkiem? Chodziłbym do szkoły, ot cała historia.
Najgorsze jest jednak to, że nie utrzymuję żadnego kontaktu z mamą. Telefonu nie mam z wiadomych przyczyn, a i numeru do domu nie pamiętam.
Choć to nie moja wina! Jestem tylko odrobinkę nierozgarnięty. Malutką ociupinkę.
No, a aktualnie jestem wraz z Lucasem, wieziony do pracy przez Eliasa.
W zasadzie, moja sytuacja mimo wszystko, jest całkiem niezła. Pomijając to, że do tego idioty straciłem resztki szacunku i jest on zwykłą psychiczną świnią.
- Trzymaj się – powiedział Elias, kiedy zatrzymaliśmy się przed moją nową pracą. Dobrze, że pozwolili mi przyjść dopiero tydzień później, bo po tym jak Lucas sobie agresji nie szczędził, byłem mocno obolały.
W odpowiedzi tylko pokiwałem głową i przełknąłem ślinę. - Nie bądź taki wystraszony, przyjadę koło 18, bo wtedy kończysz. - Zmusiłem się do uśmiechu i wysiadłem z samochodu, a ten od razu z piskiem odjechał. Zadarłem głowę wysoko, do góry patrząc na budynek. Niby byłem już tu raz, ale... No cóż, czułem się trochę zestresowany. Nawet sytuacje z Lucasem wyleciały mi kompletnie z głowy.

Drżącymi dłońmi poprawiłem perukę i ruszyłem w stronę mojego nowego miejsca pracy. Przez cały czas serce tak mocno kołatało mi w piersi, że się niemal zacząłem obawiać, czy przypadkiem zawału nie dostanę.
Pchnąłem drzwi i już po chwili znajdowałem się w pomieszczeniu. Przywitał mnie sympatyczny uśmiech sekretarki i odrobinkę się uspokoiłem, co nie wykluczało jednak szaleńczego tempa bicia mego serca. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w jej stronę. Nie wiem, jak teraz wyglądałem, ale podejrzewam, że blady byłem.
Nawet nie zdążyłem się przedstawić kiedy dłonią wskazała na krzesło obok siebie i z przyjemnym dla uszu głosem, oznajmiła, że odtąd będę pracował u jej boku. Sam wykrzywiłem twarz w jakimś dziwnym, radosnym grymasie i opadłem na swoje nowe miejsce. To wszystko było przerażające. Jak w tak krótkim czasie, życie może się, aż tak gwałtownie zmieniać?
Owa praca, o czym wcześniej nie wspomniałem, to agencja modelingu – byłem, więc niemało zdziwiony, gdy mnie tu zatrudniono. Ale cieszę się. Moim największym marzeniem było zostanie modelem, a tak? Może mi się nawet uda.
Ogólnie, to dzień minął mi naprawdę szybko. Od owej kobiety dowiedziałem się, że w tej agencji pracuje już blisko dwa lata, nazywa się Agnes i ma bliską przyjaciółkę – Ann, która obecnie jest w innej części tego kraju. Całkiem miło mi się z nią gadało i czas właściwie dlatego tak szybko zleciał. Czułem, że zyskuję nową przyjaźń.
Agnes zaproponowała mi, że odwiezie mnie do domu. Wprawdzie nie znałem dokładnie nazwy uliczki, na której teraz mieszkam... Dobra, pff... Nie wiem w ogóle, gdzie mieszkam, ale to można pominąć. W każdym razie, jakoś mnie dowiozła, trudno było bo wskazywałem różne kierunki, ale udało się!
Pożegnałem się z nią i z uśmiechem na ustach, skierowałem się w stronę domu, do którego prowadziła ścieżka z malutkich kamyków. Elias całkiem nieźle się ustawił, choć to dziwne, żeby dla jednej osoby było takie duże mieszkanie. No, ale się nie czepiam! Żeby nie było...
Ku mojemu zdziwieniu, drzwi były otwarte, więc niepewnie wszedłem do środka. Pierwsze, co mi przychodziło do głowy, to to, że ktoś się włamał. Ale wszystko wyglądało, jak wcześniej.
Poszedłem w stronę kuchni, gdzie siedział Elias z Lukasem i obaj wpatrywali się w trzymane przez nich gazety. Żaden mnie nie zauważył, a ja nie robiłem nic innego tylko stałem jak jakiś kołek w drzwiach. Przenosiłem spojrzenie to z jednego, to z drugiego, aż dostałem oczopląsu i musiałem gwałtownie zamrugać. Westchnąłem cicho i dopiero wtedy z otumania wyrwał się Elias.
- O... Otto, już wróciłeś? - zapytał głupio, a ja posłałem mu dziwne spojrzenie spod uniesionej brwi. To, akurat było chyba jasne, skoro stałem przed nim z krwi i kości. No, chyba, że ja, to nie ja. To można by wtedy dyskutować, ale...
- Jak było? - Lucas się odezwał pytającym tonem. Pomijając to, że w owym tonie pobrzmiewała jeszcze jakaś nutka kpiny, szyderstwa, ironii, złości? Taaak tylko spytał. I nawet na mnie nie spojrzał, tylko se przewrócił kolejną stronę.
- A nieźle – odparłem zasiadając obok Eliasa i nie patrząc na niego. Skoro tak bardzo chce udawać jaki to jest super, to świetnie. Nie będę gorszy. Chociaż ręka niesamowicie mnie świerzbiła, żeby tylko walnąć go w tę, jakże cudowną twarz.
- Hm... - mruknął cicho Elias. Spojrzałem na niego pytająco. - Ja... hm... - i znów się zamyślił. Popatrzył na mnie jakimś takim nieprzytomnym wzrokiem i zrobił jakąś dziwną minę. - Czekaj... - zacisnął oczy i wziął głęboki wdech, a potem głośno wypuścił powietrze z ust. Opuścił gazetę na stół i z lekkim niepokojem powiedział: - Dzisiaj jest poniedziałek... Ósmy maja mianowicie... ale, powiedz proszę, że nie jest godzina dziewiętnasta, co? - wpatrywał się we mnie jakbym miał mu właśnie oznajmić jakąś super wiadomość, od której zależą losy świata. Zerknąłem szybko na zegarek, a potem na niego, i znów na zegar. Nie wskazywał dziewiętnastej, owszem. Dwudziesta była... Nie omieszkałem mu tego nievpowiedzieć, co skwitował głośnym syknięciem i walnął się dłonią w czoło. A potem legł twarzą prosto w stół. No, takie zachowanie bynajmniej nie było normalne, ale w sumie, co się dziwić? Ludzie zawsze mają jakieś odpały. - Cholera... cholera, cholera, cholera... - zaczął kręcić głową na boki, nie odrywając wciąż twarzy od mebla. - Sorki, że zapomniałem cię odebrać, ale ten... no, gdzie ja zostawiłem telefon?! - zerwał się na nogi tak gwałtownie, że krzesło opadło z hukiem na podłogę. I chwilę później nie było go już w pomieszczeniu. Kiedy Lucas się zorientował, że jesteśmy sami, odłożył gazetę.

- „A nieźle” - powtórzył moje wcześniejsze słowa. - Dałeś komuś dupy, że tak ci miło było w pierwszy dzień pracy? - parsknąłem ze złością i odparłem nie wiele milej:
- A tobie nikt od tygodnia nie chciał dać, co? Pewnie dlatego jesteś taki rozzłoszczony – zmrużyłem oczy z satysfakcją przyglądając się jak na jego twarzy powstaje dziwny grymas.
- Przynajmniej nie jęczę jak jakieś dziwki spod latarki.
- Przynajmniej nie biję ludzi, tylko dlatego, że ich nie podniecam.
- Nie biję ludzi!
- Tak, bo ja nie jestem człowiekiem, tylko jakimś pieprzonym jednorożcem – odparłem z ironią. - Opanuj się gimbusie.
- Nie wyzywaj mnie!
- To na mnie nie krzycz!
- Nie robiłbym tego gdybym miał powód!
- To go sobie wsadź głęboko gdzieś! Mnie on nie obchodzi!
- Ach! Czyżby? - pochylił się niebezpiecznie w moją stronę i chwycił mocno, jedną dłonią mój podbródek zmuszając bym patrzył mu prosto w oczy, co wcześniej robiłem, ale nie z tak bliska. Zawsze pozostawała przeszkoda, w postaci stołu, a teraz... cóż, mebel nie ma chyba aktualnie większego znaczenia. Czułem na wargach jego sflaczały oddech i brzydziło mnie to. Z obrzydzeniem chwyciłem go za nadgarstek próbując odczepić ode mnie, ale on jeszcze tylko mocniej go zacisnął. Do oczu napłynęły mi łzy. Z bólu i z nieporadności. - I będziesz teraz ryczał?
- Chyba cię coś naprawdę popierdoliło. Odczep się ode mnie pedale! - warknąłem w jego stronę, co było jednak odrobinę trudne, ale... no, nie będę się łamał, no!
- Przestaniesz... mnie... w... końcu.... wyzywać?- wycharczał te parę słów, niczym jakiś buldog, któremu pysk się całkowicie zaślinił i nic nie mógł na to poradzić.
- Pff! - parsknąłem i na szczęście udało mi się uwolnić od jego bezwzględnej ręki. Chociaż, to on raczej jest jak już bezwzględny, a ręka jest jedynie pod jego działaniem, więc jakby ją odciąć, to by była całkiem miła.
... Nie tędy droga, nie tędy droga.
- Obrzydzenie mnie bierze jak na ciebie patrzę – stwierdził łapiąc moje nadgarstki i przyciskając je do stołu. Ok, to już nieco niewygodna pozycja, bo niemal na owym meblu leżałem, z wypiętym tyłkiem. Ale nie dam sobie w kaszę dmuchać, ot co!
- Twoje czyny wskazują na coś innego. Gdyby tak było, to byś się brzydził mnie dotknąć, a jest wręcz przeciwnie - stwierdziłem z chytrym uśmieszkiem. Co z tego, że moje położenie było mało korzystne?
- Zamilcz – warknął. Oho, komuś tu brakuje chyba riposty.
- Jesteś niewyżyty seksualnie, co? - ciągnąłem dalej z głupim uśmiechem na twarzy. - Brakuje ci erotycznych doznać i nie masz jak sobie dogodzić. Oj biedny... - zachichotałem cicho, obserwując jak furia na jego twarzy staje się coraz wyraźniejsza. - ... A ja jestem taki okropny, bo nie chcę ci dać.
- Ty... - wstał gwałtownie, nie puszczając mnie jednak.
- Obaj wiemy, że mnie pragniesz – podciągnąłem się lekko w jego stronę, przybliżając swoją twarz do jego. - I taka szkoda, że przez swoje podniecenie nie widzisz co robisz...
- Ty... - zacisnął jeszcze mocniej dłonie na moich nadgarstkach, ale zignorowałem ból.
- A byłoby ci tak miło. Pomyśl co byś zrobił, gdybym ci tylko teraz uległ... – zmieniłem ton na zmysłowy i wyszarpnąłem jedną rękę. On jednak zdawał się tym nie przejmować. Powędrowałem dłonią do jego krocza i lekko ścisnąłem. Usłyszałem ciche westchnięcie i mimowolnie na moich ustach pojawił się szatański uśmiech. Podniosłem się z łatwością ze stołu, gdy puścił moje nadgarstki. Jednak nie uciekłem. Jak zabawa, to zabawa. Przełożyłem nogi przez stół, tak, że teraz siedziałem przed nim w rozkroku. - Pomyśl, co by było, gdybyś wtedy nie uległ pokusie... - jedną dłoń wsunąłem pod jego koszulkę wędrując go jego sutków, by wzmocnić doznania, drugą natomiast powoli wsunąłem w jego bokserki i dotknąłem męskości. Lucas przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Przyciągnąłem go do siebie i zacząłem powoli ssać skórę jego szyi. Oddech mu przyspieszył. - Gdybyś tylko mógł mnie zaciągnąć do łóżka...
- Oh! Nie gadaj tyle! - wyjęczał, gdy zacząłem stymulować mu męskość. Nie przejmowałem się tym, że Elias w każdej chwili może tu wpaść, bo przecież nie wyszedł...
Pchnąłem Lucasa na ścianę i jeszcze bardziej zacząłem go podniecać - szczypałem raz po raz sutki, dłonią poruszałem coraz szybciej, mocniej, a szyję już lekko przygryzałem.
- Gdybyś tylko mógł... - mruknąłem i, gdy wyczułem, że już niedługo dojdzie, z szatańskim uśmiechem oderwałem się od niego i cofnąłem kilka kroków. - Gdybyś tylko mógł... - pokręciłem głową.

To był w sumie niezły widok. Zarumienione policzki, zamglone spojrzenie, namiocik w spodniach , drżące nogi... I już wiedziałem, że jestem górą. Wygrałem, bo umiem nim manipulować.
A to napawało mnie dumą.
- Ty chyba... - wziął głęboki wdech. - ...chyba nie zamierzasz mnie tak zostawić?! - zaśmiałem się szyderczo i wsadziłem ręce do kieszeni w spodniach. Przechyliłem lekko głowę w bok i z zainteresowaniem obserwowałem jak Lucas się jeszcze bardziej rumieni. Ha! Widziałem jak kropelki potu spływały mu po czole i wiedziałem, że naprawdę miał teraz wielką ochotę sobie dogodzić.
- Naprawdę sądzisz, że ze mną wygrasz? I radzę ci tego nie robić – dodałem, gdy zobaczyłem jak powoli wkłada sobie rękę do portek. Napawało mnie to obrzydzeniem, choć nie tak dawno, sam dopuściłem się czegoś więcej. - ... Elias chyba nie będzie zadowolony jak pobrudzisz mu podłogę, co? - Lucas prychnął gniewnie, ale oddalił rękę od spodni. I zapewne właśnie chciał mnie zabić wzrokiem. Wyglądał trochę jak wkurzony bandzior.

Podszedłem do niego tak blisko, że stykaliśmy się czubkami nosów. Nie wyjąłem jednak rąk z kieszeni. Zmrużyłem lekko oczy i muskając lekko jego wargi swoimi – zapytałem: - Naprawdę myślałeś, że ze mną będzie tak łatwo? Że wygrasz? - uniosłem lewą brew, lecz nie oczekiwałem odpowiedzi. Widziałem w jego oczach pożądanie. Wiem, że chciałby mnie teraz mieć, ale... nie da rady. On nie da rady.
- Przestań...
- Co? - o ile było to jeszcze możliwe, zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej.
- ...Mną manipulować! - warknął i zacisnął mocno zęby. Wyjąłem jedną rękę z kieszeni i wsunąłem mu pod koszulkę zaczynając muskać palcami jego brzuch. Czułem jak oddech mu przyspieszył i siłą woli powstrzymywałem się, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem. To, jak na mnie reagował, było wręcz komiczne!
- Przecież nic nie robię... nic, czego byś nie chciał – jęknął, gdy zahaczyłem dłonią o sutek i lekko go ścisnąłem. Nasze wargi cały czas się o siebie ocierały, a oddechy ze sobą mieszały. Posłał mi chyba najgroźniejsze spojrzenie na jakie go było stać lecz wiedziałem, że jest mu dobrze. W ostatniej chwili odskoczyłem, gdy usłyszałem kroki. Jak można było się domyślić - Eliasa.
Zlustrowałem od góry do dołu Lucasa i zachichotałem cicho. Jestem niegrzeczny. Ooo tak.

Usiadłem szybko z powrotem na swoim miejscu przy stole udając, że nic się nie stało, a on zrobił to samo, choć widziałem teraz, że chciał mnie ostro... przerżnąć?
W sumie, nic nowego.
Po chwili, tak jak przewidziałem, do kuchni wbiegł Elias.
- Słuchajcie, muszę na tydzień pojechać do swojej matki, więc będziecie mieli dom pod opieką. Jakby co, żarcie jest w lodówce, klucze macie, więc nie powinno być żadnych problemów – powiedział szybko na jednym wdechu. - Samochód wam zostawiam, bo tam zawiezie mnie kumpel, więc do zobaczenia! - i tyle go widziałem. Potem usłyszałem jeszcze huk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych i cisza.
Przeniosłem wzrok na Lucasa i przełknąłem z niepokojem ślinę. Patrzył się na mnie bowiem z chęcią morderstwa, czy chociaż zrobienia mi bolesnej krzywdy.

Ooops.
W jednej chwili straciłem całą pewność siebie. Nie jest dobrze. I tym razem to on się ironicznie uśmiechał. Pochylił się nad stołem w moją stronę i zapytał:
- Teraz to role się zamieniły, co?
Nie jest dobrze. Nie jest dobrze. Nie jest dobrze.

Jest źle! BARDZO ŹLE!
Zerwałem się szybko z krzesła i wybiegłem z kuchni. A przynajmniej próbowałem.



I jeszcze jedno małe wtrącenie: jeśli jest coś, a na pewno jest, co być może przeszkadza Wam w czytaniu, to piszcie.  Bo krytyka by mi się przydała. Serio ^^
I jeszcze raz pozdrawiam :D

10 komentarzy:

  1. Hej, będę komentowała na blogspocie, bo onet jest do bani.
    Bill był taki pewny siebie, a ty taka niespodzianka. Mam nadzieję, że sobie poradzi z Lucasem.
    Ej, on wgl spotka jeszcze Toma?
    czekam z niecierpliwością na nn (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli Bill w następnej notce zginie, to ja chyba Ciebie uduszę. Mam nadzieję,że sobie poradzi z Lucasem. Śmiałabym się gdyby w następnej notce Tom zaczął szukać Billa i znalazł go, po czym by go uratował przed zgwałceniem;) Dawaj szybko nexta!!! Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentowałam już wcześniej Twojego bloga, używając nicku Harel, ale z powodu pewnej osoby musiałam zmienić nick i adres bloga. A teraz przechodzę do rozdziału. Czekałam na czternastkę i nie zawiodłam się jej treścią, uwielbiam Twoje opowiadania :D. W poprzednim rozdziale Bill/Otto postawił sobie za punkt honoru, że będzie twardym mężczyzną i jak do tej pory mu to wychodziło. Spodobało mi się jak kusił Lucasa, cały czas mu dopingowałam i nagle okazuje się, że Elias wyjeżdża, pewnie Luc odegra się jakoś na Billu, zważając na to, co Billy mu robił :). Trzymaj się Bill! A co do Twojej prośby o krytykę, to nie wiem do czego się przyczepić. Przez cały czas czytania rozdziału nic mi nie przeszkadzało, więc pisz tak dalej, bo czytam z przyjemnością! Czekam na niedzielę, bądź sobotę na kolejny świetny rozdział. Życzę dużo weny! PS Dodałam Twój blog do linków, mam nadzieję, iż nie masz nic przeciwko :)?

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze - nic nie przeszkadza mi w czytaniu. Moze sa jakies literowki, czy powtorzenia, ale nie rzuca mi sie to w oczy. Lucas jest okropny i juz dawno go znienawidzilam. A Bill fantastycznie nim manipulowal w tym odcinku! Szkoda tylko, ze pod koniec role sie odwrocily.Czekam na nexta! :-) tokiohotel-losangeles.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Serdecznie zapraszam do komentowania i czytania najnowszego odcinka: http://tokiohotel-losangeles.blog.onet.pl/18-Ulubiona-pora,2,ID469624228,n
    MarTHa

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie boskie, ale Lucasa nienawidzę. =.=

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie odc suuuper, zawsze poprawia mi humor, DANKE!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, świetny blog. ;-) Korzystając z okazji chciałam cię zaprosić na swojego, z opowiadaniem o Tokio Hotel. nie oceniaj, zanim nie zajrzysz. To dopiero pierwszy rozdział, a mi będzie bardzo miło jeśli wyraziłabyś swoją opinię na jego temat. Zapraszam: http://life-of-adrenaline.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Rety, czemu w tym momencie przerywasz? akurat kiedy zaczęło byc fajnie.
    n chyba go nie zabije, co?

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na 19 odcinek: http://tokiohotel-losangeles.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń