wtorek, 29 maja 2012

17. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Momentalnie mnie zamurowało. Na jego miejscu spodziewałbym się każdego, ale akurat nie go! Stałem bez ruchu i wpatrywałem się w nich niedowierzając. Oby tylko mnie nie rozpoznał...
Wprawdzie wpatrywał się we mnie uważnie i mrużył lekko oczy, ale nic nie mówił. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Bo też zachowywał się raczej normalnie, toteż nie byłem pewien czy powinienem uciekać, czy może zostać.
- Stało się coś, Otto? - zapytał Elias, kiedy wciąż stałem bez jakiegokolwiek ruchu.
- N-nie, nic - powiedziałem szybko kręcąc głową.
- Spieszysz się gdzieś? - dalej drążył.
- Nie - odsapnąłem siadając w fotelu. - Tak tylko trochę zbyt szybko zbiegłem po schodach i się zadyszałem odrobinę -uśmiechnąłem się chcąc dodać do mojej wypowiedzi, choć odrobinę mylnego poczucia szczerości.
- Spoko. Ann, Tom, to Otto. Poznajcie się - powiedział wyszczerzając zęby. Kiwnąłem w ich stronę głową, że niby w wyrazie szacunku. Oni zrobili identycznie, więc w salonie, w którym  się znajdowaliśmy, zaległa cisza.
- To... co was tu sprowadza? - zapytałem z czystej ciekawości. No, i żeby nie było tu takiej ciszy, bo aż słyszałem cykanie świerszczy.
- Elias to mój braciszek! - przysiągłbym, że mnie zamurowało. Ten głos...
I nie. Nie był on jakże piękny, niczym słowik o poranku...
Taki piskliwy, że gdyby podwoić ilość decybeli, to można by ogłuchnąć! Myślę, że jak ona się zestarzeje, to będzie starą, skrzeczącą babą.
Bo z takim głosem, to nie ma się milusiej przyszłości.
- ... i jestem w ciąży! - przynajmniej dobrze, że siedziałem.
Bo chyba bym się wywalił na podłogę, nie liczę już, który raz.
- Że niby z nim? - pokazałem drżącym palcem na Eliasa. Ann zaśmiała się  w odpowiedzi.
... Jej śmiech jest chyba gorszy niż głos.
- Jasne, że nie! To by było kazirodztwo... - dostrzegłem ukradkiem, jak na twarzy Toma pojawił się jakiś dziwny grymas, ale tylko przez chwilę, bo równie szybko zniknął. - ... jestem w ciąży z Tomem i niedługo się pobierzemy!
- Że co?! - Elias równocześnie z nim wykrzyknął te dwa słowa. Są nieźle zorganizowani...
- No, a nie? - Ann zrobiła z ust podkówkę i takimi wieeelkimi oczami spojrzała na Toma. - Przecież mnie kochasz, a ojciec byłby zły, gdyby dowiedział się, że wpadliśmy...
- Wpadliście?! - tym razem wydarł się sam Elias. - Mówiłaś, że to DZIECKO było planowane!
- Pomyśl, co mówisz - zmarszczyła swoje strasznie wydepilowane brwi. Przyznam szczerze, że nie zapalałem do niej sympatią. I jednocześnie...
Aż trudno to powiedzieć...
Nawet w myślach.
Uh.
Zazdroszczę jej.
Nie tych brwi, rzecz jasna! Moje są ładniejsze!
Tylko tego, że była tak blisko z Tomem...
Moje uczucia są beznadziejne.
Bo wygląda na to, że... nasze zbliżenie nie miało dla niego większego znaczenia. Po prostu, ot tak. Skorzystał z okazji, którą byłem ja.
Nie żebym chciał być z nim w ciąży, czy wyjść za mąż...
Chociaż?
Byłoby miło, gdyby coś do mnie czuł...
...
Oh, Bill! Co z ciebie za debil!
- Wyobraź sobie, co by rodzice pomyśleli, gdybym tak nagle z nim wpadła i oświadczyła, że jestem w ciąży, ale nasze dziecko, to wpadka.
- O ślubie też im powiedziałaś?! - Elias wyglądał na mocno zszokowanego. Tom także. Siebie nie ocenię.
- No, tak... Mama zawsze chciała, żebym znalazła sobie jak najszybciej męża - Tom odchrząknął. - ... a skoro się kochamy, to nic nie stoi na przeszkodzie, prawda? - spojrzała na niego niemal złowieszczo, jak gdyby wzrokiem mówiła: "Zaprzecz, a zginiesz".
- Nie myślisz, że to może odrobinę za szybko? Tom może czuć się trochę zmuszony do ślubu, jeśli nie wliczając opieki nad dzieckiem...
- Ależ nie! - przerwała mu z nadmiernym entuzjazmem. Tom sam zaproponował ślub!
- Serio?- Elias spojrzał na niego zdziwiony.
- Coś tam napomknąłem - wybąkał drapiąc się zakłopotany po głowie. - Ale, to było raczej coś w stylu: "Czy twoi rodzice, nie będą kazali nam się ożenić?"
- Na jedno wychodzi - Ann machnęła lekceważąco ręką.
- Eh... - Elias opadł wgłąb kanapy. - Niech wam już będzie. Tylko, żebyście tego później nie żałowali.
- Tak, tak - mruknął Tom pod bacznym spojrzeniem tej kobiety.
Jednak...
Mimo wszystko, cały czas czułem jego wzrok na sobie. Nie przestawał mnie obserwować, przez co nie mogłem się zbytnio rozluźnić i musiałem się pilnować, żeby przypadkiem nie palnać czegoś głupiego, co mogłoby zdradzić moją pozycję.
- A... Otto, gdzie Paul? - zapytał Elias nie patrząc na mnie w ogóle. Wpatrywał się w sufit jakby miał zaraz doznać olśnienia.
- Nie wiem - wzruszyłem obojętnie ramionami. Bo, przecież nie powiem im chyba, że schował się w pokoju, nie? W przeciwieństwie do mnie, on z wyglądu ani odrobinę się nie zmienił, więc Tom mógłby go rozpoznać, a wtedy mieliśbyśmy przechlapane.
Przyjmując, że Lucas by mnie wydał, w co akurat nie wątpię.
- Kim jest Paul?- zapytała ciekawsko Ann.
- To ten drugi, o którym też ci opowiadałem. Przygarnąłem ich obu - zaśmiał się, jednak nie było w tym słychać ani krzty rozbawienia. Elias położył sobie dłoń na oczach, cały czas mając odchyloną głowę w stronę sufitu. Chyba był zmęczony.
- Ah, ten... - w salonie rozległ się przeszywający człowieka, świszczący chichot tej kobiety. Mogłaby udzielać swojego głosu w horrorach i zyskałaby pewnie miliony. - Tommi... może wyjdziemy na krótki spacerek? - chyba jeszcze słodziej zwrócić się do niego nie mogła. On w odpowiedzi przewrócił oczyma, a kiwnął głową na znak, że chcąc nie chcąc, się zgadza. Do ostatniego momentu, czyli opuszczenia salonu, nie spuszczał ze mnie wzroku, tak jak zresztą wcześniej.
Chwilę po ich wyjściu, w salonie pojawił się Lucas.
- O, gdzie byłeś? -  zapytał Elias.
- Na górze, w pokoju. Źle się czułem - odparł, patrząc na mnie zupełnie identycznie, jak Tom! Dobra, czuję presję. Jeśli chcieli to osiągnąć, to gratuluję.
- Spoko... - Elias spojrzał na zegarek na swojej ręce i zamyślił się. - Chłopaki, ja znikam na dosłownie pięć minut, bo muszę coś ważnego załatwić...
- Leć - Lucas machnął głową w stronę wyjścia i nie ruszał się z miejsca, aż do momentu, kiedy zostaliśmy w domu sami. - Chyba nic im nie powiedziałeś, co? -  odezwał się do mnie po chwili.
- Masz mnie za idiotę? - zaplotłem oburzony ręce na klatce piersiowej. Widząc jego podniesioną brew i drwiący uśmieszek, westchnąłem cierpiętniczo. - Nawet nie odpowiadaj. I tak obaj wiemy, że jesteś większym.
- Ty... - ze swoim jakże słynnym i zapewne ulubionym słowem, Lucas rzucił się na mnie. Albo raczej po mnie, z racji, że siedziałem; i chwytając mnie za rękę, pociągnął w swoją stronę. Przyznam, że byłem zaskoczony. Tyle razy już to robił, że myślałem, iż mu się to już znudziło. Ale jednak nie. Jak widać...
- Dałbyś spokój. Przestań mną miatać, jak jakąś szmacianą lalką - wymruczałem monotonnie, wpratrując się w niego tępym wzrokiem. Naprawdę, zaczynało mnie to wszystko nudzić.
- Może trochę szacunku? Znów jesteś na straconej pozycji - wysyczał mi prosto w twarz trzmając za róg koszulki. Skrzywiłem się, bo zaleciało mi jego śmierdzącym oddechem.
- Mógłbyś najpierw umyć zęby, a dopiero potem możemy o tym rozmawiać, choć myślę, że to pojęcie jest ci całkowicie nieznane i używasz go jedynie, żeby nie brzmieć całkowicie jak jakiś przygłup.
- Ty... - Lucas zmarszczył gniewnie brwi i zacisnął usta w wąską kreseczkę. Przez chwilę wpatrywał się we mnie wrogim wzrokiem i teoretycznie powinienem się go bać. No, właśnie. Teoretycznie: tak, ale w praktyce zawsze jestem górą, więc jego słowa mam głęboko w poważaniu. - Pożałujesz tego...
- Ach, tak? - zapytałem z wyczuwalną drwiną w moim głosie. - A co mi niby zrobisz?  Udusisz swoim cuchnącym oddechem? - zaśmiałem się. - Muszę cię jednak uświadomić, że przez to nie zginę, a ty tym bardziej będziesz śmierdział i odpychał ludzi.
- Zamknij się - warknął przez zaciśnięte zęby. I zrobił coś czego bym się mimo wszystko nie spodziewał. A mianowicie, chwycił mnie za krocze i mocno ścisnął! Z moich ust wyrwało się mimowolny jęk, ale nie z przyjemności! Po prostu z zaskoczenia i z bólu. On na serio jest jakiś chory.
- P-puszczaj! - chwyciłem jego  rękę, i próbowałem oderwać od tego miejsca, ale ten debil jeszcze mocniej ją zaciskał. - Puść mnie idioto!
- I kto tu jest górą? - zaśmiał się drwiąco unosząc obie brwi. Spojrzałem na niego z ogromną nienawiścią wymalowaną w oczach i ostatkiem sił warknąłem:
- Na pewno, nie ty...
______________
Huhuhu ^^ Zdrówko! :D

4 komentarze:

  1. No, świetnie. Nie miałam jeszcze szansy skomentować tamtego odcinka, a ty już mi wyjeżdżasz z nowym xd. W każdym razie bardzo się cieszę że wena powróciła w podwojonej ilości i życzę, by dalej przy tobie była :D
    Nie wiem, jak inni, ale ja nie spodziewałam się Toma. Chociaż przyznam, że było to dość miłe zaskoczenie. A Lucas/Paul... Szkoda słów. Weź go pod auto wepchnij, czy coś;<
    Nie lubię go.
    Toma też nie.
    Ann też nie.
    Lubię Billa!
    I ciebie! :D
    A będę jeszcze bardziej, jak przeczytasz i skomentujesz (chyba, że już to zrobiłaś, bo nw.) już nie tak nową notkę na blogu http://feelings-into-hiding.blog.onet.pl/ :3
    ParanoiaDoll

    OdpowiedzUsuń
  2. Notki codziennie, jak fajnie! :D Myślę, że Tom poznał Billa. Może nie na pierwszy rzut oka, ale po przyjrzeniu się tak. W końcu Otto nie zmienił się aż tak bardzo, a Tom nie ma takiej słabej pamięci. A tak w ogóle to mu współczuję. Nie dość, iż jest wrobiony w jakieś dziecko, to jeszcze chcą go do ślubu zmusić. Niech on protestuje! Skaże się na wieczne męki wiążąc się z takim pustakiem. Powalasz mnie tym "Ty...", uwielbiam ten zwrot Lucasa do Billa. :) A przechodząc do końcówki rozdziału, to Billowi nie powinno się nic stać, w końcu za chwilę wróci Elias i prawdopodobnie Tom (wątpię, że wytrzyma z tą idiotką na spacerze więcej niż dziesięć minut). Ale teoretycznie wszystko się może zdarzyć, ewentualnie Lucas będzie molestował Billa i kilkukrotnie powtórzy "Ty...". Wyczekuję nowego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  3. OOja CIE! Czy Lucas. cos teraz zrobi Billowi?! Oby nie!! Podoba mi sie to, ze Otto zgrywa takiego twradziela, ale pewnie niedlugo przestanie.
    Jutro tez bedzie odcinek? XD Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  4. http://engel-tranen.blog.onet.pl/ za 15 minut dwunasty rozdział :) zapraszam

    OdpowiedzUsuń