czwartek, 17 maja 2012

15. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów


W ostatniej chwili Lucas złapał mnie za rękę i szarpnął mocno w swoją stronę. Zacisnąłem oczy i zęby, żeby przypadkiem nie zawyć z bólu i na niego nie patrzeć. Przez to, że tak gwałtownie mnie chwycił, wywaliłem się.
- Teraz to już nie jesteś taki waleczny? - zapytał ze słyszalną ironią w głosie.
- Pff – parsknąłem. Niech będzie, nie mam teraz najlepszej sytuacji, no... Ale ten drań nie będzie mną rządził! Jak już ktoś ma mieć nad kimś władzę, to ja nad nim, a nie na odwrót! Siłą woli zmusiłem się do spojrzenia na tę przeklętą mordę. - Chyba śnisz, jeśli myślisz, że nie jestem taki twardy jak wcześniej.
- Doprawdy? - kucnął przede mną i na szczęście udało mi się wyszarpnąć nadgarstek. Znowu. Jakiś fetysz ma, że mnie ciągle za ręce chwyta, czy co?
- Odczep się ode mnie łaskawie, ty nieudana kopio szatana – mruknąłem pocierając rękę. Założę się, że jutro będzie pewnie cała w siniakach. Spuściłem z niego wzrok, co było chyba złym pomysłem, bo natychmiast poczułem piekący policzek. Głowę odrzuciło mi w bok, ale nie ległem całym ciałem na podłogę.
- Zacznij się do mnie zwracać z szacunkiem, to MOŻE pogadamy nieco milej. - Westchnąłem cicho i przyłożyłem sobie dłoń do policzka spoglądając na sufit. Jeśli ktoś tam na górze istnieje, to byłoby dobrze, gdyby przysłał mi teraz jakąś pomoc.
- Idź do szpitala psychiatrycznego, bo kogoś im brakuje – odpyskowałem obserwując jak na jego twarzy pojawia się gniewny grymas. Tak, tak. Pomijając to, że praktycznie cały czas wygląda jakby był wkurzony, to teraz się zdenerwował jeszcze bardziej. Jest źle. Bardzo źle. W ostatniej chwili uchyliłem się przed kolejnym ciosem z jego strony. Nie no, naprawdę jest bardzo agresywny. - Jesteś idiotą, leżącego się nie bije.
- Siedzisz, nie leżysz... I nawet nie próbuj – dodał, gdy zobaczył, że mam zamiar się cały wyłożyć na podłodze.
- Co z tego? I tak byłem pozycji półleżącej, półsiedzącej, więc nie masz prawa mnie bić. Ba! Ty w ogóle nie masz prawa mnie bić! Jesteś chory psychicznie i...
- Zamknij mordę, dzieciaku – pchnął mnie butem. Wprawdzie nie kopnął, ale te „pchnięcia” z jego strony, takie delikatne, to nie są.
- Jesteś niewiele starszy ode mnie. Uspokoiłbyś się, a nie cały czas mnie nękasz. Życia nie masz? A no tak. Niby jakim cudem w ogóle miałbyś mieć co robić, skoro tylko się dupczysz na prawo i lewo. Może od razu zostań męską dziwką, co? Wszystko byłoby takie same, tylko za seks pobierałbyś jeszcze opłaty. Bo i tak niewiele ci brakuje...
- Przestań tyle gadać! - Oho, pan nic-mnie-kurwa-nie-obchodzisz-ale-i-tak-chcę-cię-mieć się zezłościł.
- Zrób sobie meliskę, to może się uspokoisz – ciągnąłem dalej niezrażony. - Chociaż, żeby się uspokoić, to musiałbyś mieć mózg, czy chociaż szare komórki, które jeszcze używasz, aaale jak wszyscy wiedzą, ty myślisz przyrodzeniem, więc... - westchnąłem głęboko. - ...nawet kochana meliska ci nie pomoże. Jesteś stracony...
- Ty... - chwycił mnie za koszulkę pod szyją i podniósł do góry. Dobra, to mnie odrobinę przeraziło, bo trzeba mieć w sobie trochę siły, żeby jakiegokolwiek człowieka tak podnieść, a ja... cóż, trochę ważę. Niewiele, ale zawsze coś. Chociaż teraz wolałbym być jakimś spasionym facetem z wielką nadwagą.
- Wiesz, w sumie to się nawet na męską dziwkę nie nadajesz. No, bo w końcu, kto by cię chciał? Zamiast zbierać kasę, to musiałbyś płacić ludziom, żeby chociaż chcieli na ciebie spojrzeć. Bo ty nawet seksu uprawiać nie umiesz... - och, no dobra. Jestem chyba samobójcą, że mówię mu to prosto w twarz, kiedy jeszcze trzyma mnie za koszulę i dyndam sobie nad podłogą jakieś parę centymetrów. - No, i spójrz prawdzie w oczy. Jesteś mizerny, nawet mięśni jako takich nie masz. I cały czas powtarzasz tylko: „Ty..., ty...” . Wiesz, że naprawdę jest wiele innych słów niż tylko to? - cholera! Może mi ktoś zamknąć jadaczkę?! Ja się tu skazuję na bolesną śmierć z jego strony! - Chyba jednak nie. Nie dziwię ci się nawet. Na jakiekolwiek rady reagujesz agresją. I pewnie jesteś prawiczkiem jeśli chodzi o zdobycie dziewczyn, co? Nie zaprzeczaj nawet, ja to wiem. Widać na odległość, że bardziej ciągnie cię do facetów, bo myślisz, że w ten sposób się dowartościowujesz, ale gówno wiesz. Jesteś tylko marnym wrakiem człowieka, który niczego nie potrafi zrobić i u, którego cały czas objawia się przemoc. Lecz się, chociaż wątpię, czy to cokolwiek pomoże... - czułem jak jego pięści z każdym moim słowem, zaciskają się coraz bardziej. Słyszałem jak oddech mu przyspiesza i raczej nie z radości, czy podniecenia. Stwierdziłem, że powiedziałem już wystarczająco dużo, więc zamilkłem wpatrując się mu prosto w oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, że już nie żyjesz? - wysyczał to niezbyt miłym tonem. Przełknąłem ślinę i powoli pokiwałem głową. Przyznam, że sam wypowiedziałem w jego kierunku o wiele za dużo złych słów, ale nie mogłem się powstrzymać. Jeśli jest jakikolwiek moment, w którym mogę na nim górować, to go wykorzystam. Bez względu na konsekwencje. - Skoro tak... to pewnie domyślasz się, co zamierzam zrobić?
- Nie zrobisz tego – patrząc mu dzielnie prosto w oczy, zacząłem się lekko uśmiechać. - Ludzie mogliby coś pomyśleć, gdybym nazajutrz przyszedł poobijany, czyż nie? - Lucas spojrzał na mnie wrogo, ale puścił. Od razu zacząłem prostować koszulkę i otrzepywać ją, jakby z jego dotyku.
- Do piątku... - wymruczał cicho, wychodząc z kuchni. Odetchnąłem z ulgą.
- Mało brakowało – sięgnąłem do lodówki, ale nie widząc w niej nic interesującego odwróciłem się na pięcie i także wyszedłem z pomieszczenia. Skierowałem się do swojego przytulnego pokoju. Rzuciłem jeszcze spojrzenie na zegar wiszący w korytarzu i znieruchomiałem z zaskoczenia. Spędziliśmy w kuchni, aż trzy godziny! Nawet nie wiem jakim cudem czas tak szybko zleciał. Otrząsnąłem się z zamyślenia i ponownie ruszyłem po schodach do pokoju. Jako, że był już wieczór, zdecydowałem wziąć już tylko prysznic, przygotować się do jutra i pójść spać. Co by nie być nazajutrz zmęczonym.

***

(Tom)

Szczerze mówiąc, byłem załamany. Nie chciałem dziecka, tylko Billa. Billa do jasnej cholery! Jedynie raz mi się coś w życiu udało i było to osiągnięcie tej wysokiej rangi wojsku, ale do tego raczej sam się zmusiłem. Bez odrobiny zadowolenia wypełniałem te wszystkie zadania, ćwiczyłem się w walce... Tylko, żeby po latach spotkać skurwioną matkę i dowiedzieć się, że pieprzyłem własnego brata. Bliźniaka. Raz, co prawda, ale to nie zmienia faktu, że to zrobiłem. I co gorsza, nie czuję kompletnie żadnych wyrzutów sumienia, a chcę go jeszcze.
Jakbym nie mógł być normalnym człowiekiem... Bo przecież, to za dużo! No, jak ja śmiem tego w ogóle wymagać... Brak słów.
Siedziałem w samochodzie obok Gustava, który co chwilę podawał nazwę jakiegoś miasta, miejscowości, gdzie ewentualnie moglibyśmy podjechać i ich poszukać, a ja jedynie wzruszałem obojętnie ramionami. Chyba straciłem już nadzieję.

W sumie, jeśliby chodziło o to wcześniejsze, to pragnąłem tylko powierzchownego Billa. Zauroczyłem się jego ciałem, ale nie charakterem. Bo, tak właściwie, to ja go kompletnie nie znam! Uprawialiśmy seks – ok. Jest moim bratem bliźniakiem – ok. Ale i tak go nie znam.

Po chwili moja komórka zaczęła wibrować. Niechętnie spojrzałem na ekran, na którym wyświetlało się to jedno imię: „Ann”, którego już chyba zaczynałem mieć powoli dość.

Chyba, bo nie jestem pewien jak jest naprawdę. Popadam w paranoję.

Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo? - mruknąłem posępnie. Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie miałem tak zepsutego humoru.
- Hej, Tom! Co byś powiedział na to, żebyśmy się już spotkali? Wiem, że mówiłam wcześniej, iż spotkamy się dopiero jakoś później, ale, że przyjeżdża do mnie brat, to może byś się z nim zapoznał?- Co rozumiesz pod pojęciem „już”? Mam natychmiast do ciebie jechać?
-
Oh, Tom... Rozchmurz się trochę! - przysięgam, że mam ochotę się z nią spotkać tylko i wyłącznie po to, żeby zepsuć jej humor. Skoro ja nie jestem wesoły, to inni jakoś by to mogli uszanować i się nie wtrącać ze swoją radością, do mojego życia. - Jeśli by to dla ciebie nie było większym kłopotem, to tak. Mój brat nie może się ciebie doczekać. Wiesz... strasznie się o mnie troszczy, jeśli chodzi o moje zdrowie, czy coś... Tak więc, przyjedziesz? - westchnąłem cicho i spojrzałem na Gustava, który uważnie wpatrywał się w drogę. Jakiś specjalnie dużych wyborów nie mam. Albo pojechać do niej, albo jeszcze przez jakiś czas szukać bezsensownie tej dwójki uciekinierów.
- Gustav, zawracamy – mruknąłem, a w słuchawce usłyszałem pisk radości tejże kobiety. Gdybym się wtedy opanował, czy choć trochę myślał i uważał przed tym, żeby nie trafić w te nieodpowiednie wejście... Tak, może życie byłoby prostsze.
- Czemu? Gdzie? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Z powrotem, tam gdzie był wtedy ten szpital. - głupio przyznać, że nie znam adresu jej domu. No, ale powinni mi powiedzieć, gdzie mieszka, nie? Ewentualnie, spróbuję ją jakoś tam złapać jak będzie na dyżurze, czy coś. Gustav pokiwał tylko głową, nie pytając się o nic i wykonał odpowiedni manewr. Już po chwili wracaliśmy. Oparłem się czołem o szybę i patrzyłem na mijający krajobraz. Obym nie żałował tego jeszcze bardziej, niż już to robię. Oby...

***

(Bill)

Obudziłem się całkowicie wypoczęty. Nawet z uśmiechem na ustach. Niemal w podskokach pobiegłem już ubrany do kuchni. Chyba, to co wczoraj zrobiłem, napawało mnie tak wielkim, radosnym humorem. A na dodatek Lucas nie może mi nic zrobić! Życie w tej chwili jest piękne!
Pogwizdując sobie pod nosem, smarowałem chleb masłem do, którego dodałem tylko sałaty, bo ona jakoś jedynie interesująco wyglądała spośród tego wszystkiego, co się znajdowało w lodówce.
Wziąłem talerz z ową kanapką i usiadłem przy stole, przy którym wczoraj tak wiele się wydarzyło. Na samą myśl, uśmiech malował mi się na twarzy.
Obserwowałem jak powoli wskazówki zegara krążą sobie w kółko pokazując, że czas leci. Ale dzisiaj jakoś tak wolniej.
Jako, że jeszcze dość sporo czasu mi zostało do rozpoczęcia godzin pracy, zdecydowałem się pójść do niej piechotą. Przynajmniej wyjdzie mi to na zdrowie, a i istnieje większa szansa, że nie natknę się na Lucasa. Bo i tak wolę go unikać, jakkolwiek by moja sytuacja nie układała się pomyślnie. Jemu nie można ufać. I tyle.
Spacerowałem powoli po chodniku rozkoszując się porannymi promieniami słonecznymi i świeżym powietrzem. Uśmiech ani przez chwilę nie zszedł mi z twarzy.
Po prostu uwielbiam tak się zachowywać! Znaczy, spacerować o poranku. To, w pewien sposób dodawało mi energii na dalszą część dnia. Poza tym, wszystko tak ładnie wyglądało... I co najważniejsze, w ten sposób choć odrobinę mam tę część swojego wcześniejszego życia, które zwykłem spędzać z matką.

Przyznam, że nie wiem ile spędziłem idąc do pracy, ale kiedy dotarłem, przed drzwiami stała już Agnes. Uśmiechnęła się na mój widok, a ja to odwzajemniłem.
- Hej, Otto? Co tak wcześnie? - zapytała, kiedy już weszliśmy do wnętrza budynku.
- Postanowiłem się przespacerować do pracy, a że nie wiedziałem ile by mi to zajęło, to wyszedłem jakoś... rano – wyszczerzyłem się, a ona się zaśmiała spoglądając na zegarek.
- Masz jeszcze godzinę do rozpoczęcia, ale jak chcesz, to możesz mi pomóc przy robocie. Później będziemy mieli więcej czasu, jak się już z tym uporamy.
- Nie ma sprawy!
- A tak w ogóle, co sprawiło, że jesteś taki radosny? - spytała zainteresowana.
- Niech to będzie moją tajemnicą – uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, a blondynka pokiwała z rozbawieniem głową.


Moi Drodzy, przyznam szczerze, że to opowidanie chyli się już ku końcowi. Nie wiem ile jeszcze będzie rodziałów, jeden, dwa, trzy... Nie mam pojęcia. Ale dziękuję Wam wszystkim za komentarze i za to, że to jesteście. I przepraszam, że ponownie nie trzymam się regularnego dodawania odcinków. Nawet nie potrafię przewidzieć kiedy znowu napiszę, po  prostu wena na to opowiadanie mi ucieka.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia, nocy... Wszystkiego.

13 komentarzy:

  1. Pewnie jutro zwlekę się z łóżka nieprzytomna i będę funkcjonować w szkole jak zombie, ale nie odmówiłabym sobie przyjemności przeczytania kolejnego rozdziału. Uwielbiam charakterek Billa, mimo dość niekomfortowej sytuacji potrafi się odgryźć. Po zachowaniu Lucasa zaczęłam podejrzewać, że na prawdę ma jakieś skrzywienie psychiczne, jest dziwny. Ciągle potarza "Ty...", chyba ma kłopot z wysłowieniem się. Jak Bill/ Otto mógł przespać się z kimś takim?! Częściowo zrzucam to na alkohol, ale nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. Mam nadzieję, że ten idiota nie zrobi nic Billowi w piątek. Broń się Bill! Skoro piszesz, że opowiadanie w najbliższym czasie się skończy, to zastanawiam się jak złączysz ze sobą Billa i Toma (jeśli w ogóle to zrobisz). Szkoda, że zbliża się koniec, ale liczę na to, iż znowu wyskoczysz z jakimś genialnym pomysłem i opublikujesz tu nową historię. Mam nadzieję, że wena będzie ci sprzyjała i niedługo pojawi się nowy rozdział. Niecierpliwie czekam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Mam wrażenie, że Lucas jest bratem Ann. ;o
    Podobało mi się zachowanie Billa, ach te cięte riposty... ;) Jestem niesamowicie ciekawa, jak zakończysz to opowiadanie. Szkoda, że to koniec, bo bardzo miło mi się go czyta. Pozdrawiam i czekam jak zawsze niecierpliwie. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze cudo.
    Po drugie nie zobaczyłam żadnych błędów, literówek, powtórzeń.
    Po trzecie szkoda, że opowiadanie niedługo się kończy, bo to dopiero 14 odcinek! Ale twoja decyzja ;)
    Po czwarte spodobało mi się to gadulstwo Billa, tylko narobił sobie tym szkody. Mam nadzieję, że Lucas go nie zabije w piątek.
    Po piąte - czytam Twojego bloga na blogspocie, więc nie musisz podawać linka do onetu.
    Po szóste niecierpliwie czekam na nexta i pozdrawiam ciepluśko! ;)
    MarTHa

    OdpowiedzUsuń
  4. te śmieszne dogryzki Billa hahaha Meliska? haha
    EJ ale coś mi sie tu nie zgadza. Jak niby ta laska miałaby zajść w ciażę? w końcu znalazłam cytat z 8 odc. "Nakierował czubek przyrodzenia na jej wejście, jednak po chwili zdecydował, że wybiera drugą dziurkę i bez ostrzeżenia wbił się tam. Ona jęknęła głucho i opadła na łóżko. Mięśnie jej tyłka zacisnęły się z bólu, co jednak jemu dało niezwykłą przyjemność.
    - Nie zgadzam się na anal- wydyszała, po którymś jego pchnięciu.
    - Zaraz będzie przyjemnie, kotku. Chyba nie chciałabyś zajść w ciążę?- zadał pytanie retoryczne."
    ?? To co? samozapłodnienie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że się pomyliłam w moim wcześniejszym komentarzu. Miałam na myśli, że Elias jest bratem Ann, a nie Lucas. No cóż, było już późno a ja byłam zmęczona.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://engel-tranen.blog.onet.pl/ ogólnie dziesiątka, ale za 15 minut . :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na 20 odcinek: http://tokiohotel-losangeles.blog.onet.pl/
    MarTHa

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja groźba jest nadal aktualna. Mam nadzieje, że jeśli wykorzystasz mój pomysł, to i tak się skończy szczęśliwie. Pozdro;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam, nowy odcinek, co prawda już w nocy był, ale siadłam dopiero teraz ^^ http://zusammen-wird-alles-anders-sein.blog.onet.pl/
    ParanoiaDoll

    OdpowiedzUsuń
  10. Nowy odcinek, nie wiem czy informowałam ^^
    http://zusammen-wird-alles-anders-sein.blog.onet.pl/
    I zapraszam cię na nowego bloga, na którym niebawem coś umieszczę. http://feelings-into-hiding.blog.onet.pl/
    ParanoiaDoll

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak mało odcinków do końca? Jak na razie nic nie sugeruje, że tak jest. Ciekawi mnie, czy następny już będzie.
    Przeczytałam już dawno, ale jakoś dopiero teraz komentuję. Sorry.
    Czekam na newsa i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na nowy odcinek: http://tokiohotel-losangeles.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam, pierwsze opowiadanie na nowym blogu ^^
    http://feelings-into-hiding.blog.onet.pl/
    ParanoiaDoll

    OdpowiedzUsuń