poniedziałek, 28 maja 2012

16. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Piątek. Wieczór.
Odkąd wróciłem z pracy, cały czas się skradam po domu, lub w ogóle nie wychodzę z pokoju. Chyba zacznę się modlić, żeby Elias wrócił szybciej. Bo inaczej umrę. Boleśnie. I nieprzyjemnie.
Aż mnie ciary przechodzą, jak tylko pomyślę, co Lucas mógłby mi zrobić. A nie wątpię w to, że on się przed niczym nie cofnie.
Zmaltretowane zwłoki zostały odnalezione w salonie... Nie wiadomo kim jest nieżyjący człowiek. Podejrzewane są dwie osoby, współlokatorzy zmarłego.Brr.
Nie zdziwiłbym się, gdyby tak mówili o mnie w wiadomościach. Lucas to psychopata.
Uchyliłem lekko drzwi od swojego pokoju i ostrożnie wyjrzałem na korytarz. Było cicho, jak makiem zasiał. Zacząłem powoli stąpać po podłodze, dosłownie na samych paluszkach uważając, żeby podłoga pode mną nie skrzypiała. Pewnie wyglądałem głupio, ale trudno. Czego nie robi się dla przetrwania?
Ze schodów udało mi się dość szybko zejść i popędziłem natychmiast do kuchni. Cholernie chciało mi się pić. Cokolwiek, nawet wody z kranu. I wyglądało na to, że właśnie owa "kranówa" musi mi wystarczyć, bo wbrew temu co mówił wcześniej Elias, zapasów jedzenia nie starczyło.
Odkręciłem oba korki, żeby uregulować temperaturę i schyliłem się. Picie z kranu szło mi raczej nieporadnie, ale cóż, nie byłem do tego wcześniej przyzwyczajony.
Nagle poczułem zaciskającą się rękę na mojej szyi. Momentalnie znieruchomiałem.
Lucas...
Zacząłem się dusić, a jeszcze woda lecąca mi na twarz wcale nie pomagała. Rękami oparłem się o zlew i próbowałem jakoś odepchnąć, ale tamten położył swoją drugą łapę na moich plecach i pchnął tak, że twarzą teraz byłem w zlewie, a woda moczyła mi włosy.
W sumie dobrze, że to nie kibel. Zawsze jakaś higiena...
Chyba nie mam naprawdę o czym myśleć w ostatnich chwilach mojego życia. Ale to podłe! Czemu ja mam tak... tak... niebohatersko umierać?! Zawsze planowałem swoją śmierć i miała ona wyglądać tak, że ratowałem komuś życie, ale sam je przez to traciłem. I wtedy by mówili, że byłem szlachetnym człowiekiem. A teraz?!
Teraz będą mówić, że umarłem będąc mokrą kurą!
I nie podoba mi się to ani odrobinę.
Zaczęły pojawiać mi się dziwne mroczki przed oczami, a nogi drżeć. Chyba śmierć się zbliżała... Boże, Elias, Tom... Ratuj mnie kto może!
~~~~
Białe światło. Gdzieś tam w oddali. Czułem... a właściwie to nic. Chyba straciłem ciało czy coś. Widziałem jedynie światełko, ale za nic nie mogłem się do niego zbliżyć.
Bill...
Bóg?! Bóg do mnie mówi?! A może, to diabeł?!
Matko, wybacz mi, że się z tobą nie pożegnałem w ostatniej chwili życia!
Bill...
Dobra, wiem, że nie byłem idealnym synem. Wyjadałem czekoladę i ogólnie wszystkie słodycze jakie były w domu, no... ale jesteś moją matką!
Albo byłaś...
W każdym razie, nie powinnaś mieć do mnie dopiero teraz o to pretensji! To niedorzeczne!
Bill...
Tak, tak, tak. Wiem. Wiem, że zużywałem ci kosmetyki, ale skoro sama nie chciałaś mi ich kupić, to jakoś sobie musiałem radzić, nie?
Bill...
Och, no. Przestań już tak powtarzać moje imię jak jakąś mantrę, czy coś. Powiedziałaś byś w końcu coś innego, a nie...
Bill...
No właśnie! Ale nie takim tonem! Nie mam już dwunastu lat! I wcale nie pyskuję, żeby nie było!
...
I nie krzyczę!
Bill...
Jeśli to piekło, to wybrali mi naprawdę irytującą karę. Ciągłe powtarzanie mojego imienia przez matkę jest okropnie męczące. A, wyspowiadałem się przez chwilą, więc dajcie mi już to rozgrzeszenie, czy coś!
I to nie moja wina, że nie otrzymałem go w chwili przed śmiercią. Bo swoją drogą, to by dziwnie wyglądało:
- Gul, gul, ghg, gul...
- Czy to wszystko?
- Ghg! Gul, brullg... gul, gul
- Panie Lucas, proszę odrobinkę mniej ściskać jego szyję, bo nie słyszę dokładnie, co mówi...
- Tak, tak.
- Gh, gul! Gul, gul, gul...
I tak dalej, i tak dalej...
Bill...
Ech... Nie wytrzymam tu nerwowo. Naprawdę, zaraz wykituję.
Hm, chyba coś mnie chwyciło za ramiona. Przyjmując, ze je jeszcze mam, bo nie widzę kompletnie nic oprócz tego oczojebnego światełka.
Bill, obudź się skurwysynu, bo tak cię trzasnę, że własna matka, cię potem nie pozna!
He?
Przysiągłbym, że nawet diabły mają choć trochę kultury. No i po cholerę, mieli by mnie bić, skoro i tak jestem tylko... oczami? Bo nic kompletnie nie czuję. Nie wliczając, tego lekkiego uścisku w miejscu, gdzie prawdopodobnie miałbym ramiona, gdybym jeszcze żył.
Jak się w tej chwili nie obudzisz, to pożałujesz!
Toż to... absurdalne! Czy mi się wydaje, czy słyszę Lucasa? Jeśli trafił ze mną do piekła, to ja na serio chcę być zniweczony. Bo już nawet ten wcześniejszy głosik powtarzający w kółko moje imię, był lepszy. No, a przynajmniej mi nie groził. Jedynie był irytujący, ale jakoś bym to jeszcze przeżył. Teoretycznie... W praktyce nigdy nie wiadomo.
Kurwa! Obudź się w tej chwili!
Nie no, ja nie mogę. Po prostu nie mogę. Dlaczego do cholery miałbym się budzić? Halo! Ja jestem oczami! Ludzie, diabły, czy kto tu w ogóle jest... Gdzie sens?! Logika?! Myślenie?!
Nagle poczułem silne uderzenie w policzek, co było nieco dziwne, bo z tego co zdąrzyłem wcześniej zauważyć...
I tak. Ten... Obudziłem się, czy coś. W każdym razie zniknęła ta otchłań, a pojawiła się za to wściekła twarz Lucasa. Jeśli by się nad tym zastanowić, to już chyba wolałem być tam.
- No, w końcu! - wykrzyknął wyrzucając ręce w górę. I tak dobrze, że nie w dół, bo pewnie by mnie znów zaczął przyduszać.
- Było mnie nie próbować mordować, to byś nie miał problemu - odparłem patrząc na niego ponuro i odwróciłem się do niego plecami.
- Zamknij mordę pyskaty dzieciaku - warknął odwracając mnie twarzą do siebie. Chciałem już mu coś odparsknąć, ale widząc to położył mi swoją wielką łapę na moich ustach. - Elias przyjechał wcześniej ze swoją siostrą i z jakimś facetem. Nie wiem, czy to twoja sprawka, ale jeśli dowiedzą się, co się tu działo, to wiedz, że nie żyjesz.
- A co? Strach cię obleciał, że dałeś się przechytrzyć komuś takiemu jak ja? - zaśmiałem się widząc jego wściekły wyraz twarzy. Na czole nawet zaczęła mu pulsować żyłka.
Swoją drogą, może moje prośby zadziałały? Co prawda z opóźnieniem, ale zawsze coś.
Podniosłem się z łóżka i zrzuciłem z siebie kołdrę, którą byłem owinięty i stanąłem przed Lucasem. - Przyznaj się, co mi zrobisz, jeśli teraz zejdę na dół i im o wszystkim opowiem?
- Akurat ci uwierzą... - prychnął przewracając oczyma.
- A dlaczego niby nie? - zaplotłem ręce na klatce piersiowej i czekałem na jego odpowiedź. Wiedziałem, że Elias jak już, to wymagałby pełnej wersji wydarzeń, a tym bardziej jak by się już dowiedział, o tym, że uprawiałem seks z Lucasem, to pewnie by mnie z tego domu wywalił na zbity pysk.
- Ty już dobrze wiesz. Nie pogrywaj ze mną, bo oboje wiemy, że nie jesteś twardzielem...
- Ty też nie - przerwałem mu uśmiechając się drwiąco.
- Nie przeginaj - wysyczał, kątem oka zauważyłem jak zaciskał co chwila dłonie w pięści.
- I tak nic mi nie zrobisz - pochyliłem się w jego stronę nie przestając się uśmiechać.
- Ty...
- Oj, znów zaczynasz? - uniosłem lewą brew do góry. - Chyba trzeba cię nauczyć mówić, bo nie znasz zbyt wielu wyrazów... - Lucas rzucił się w moja stronę, ale w ostatniej chwili zdążyłem odskoczyć z piskiem na bok, przez co on sam wylądował na łóżku. - Nad koordynacją ruchową też trzeba będzie poćwiczyć - zaśmiałem się drwiąco.
- Ty jebany... - nie dosłyszałem więcej bo uciekłem z pokoju i szybko zbiegłem po schodach do salonu.
Gdzie... No cóż, siedział Elias. Z jego siostrą. I z Tomem.
______________________
Jestem nawet dobrej myśli. Po rozmowie z pewną osobą odzyskałam weny, a także pomysł na to opowiadanie, bo przyznam szczerze, że ostatnio naprawdę zaczęło mi go brakować. Tak... może uda mi się jeszcze to trochę pociągnąć ^^ Pozdrawiam serdecznie :D

2 komentarze:

  1. Jak tylko Lucas powiedział, że Elias przyjechał ze swoją siostrą i jakimś facetem, to wiedziałam, iż to będzie Tom! Domyślam się, że Ann jest siostrą Eliasa. Jednak Tomowi na coś przydała się znajomość z tą pielęgniarką. Od dłuższego czasu zastanawiałam się jak znowu połączysz ze sobą chłopaków, lecz takiego rozwiązania się nie spodziewałam. Teraz generał mógłby spokojnie żyć z Billem u boku, ale wszystko komplikuje ta ciąża (jeżeli w ogóle ta babka naprawdę spodziewa się dziecka Toma). Chociaż mógłby płacić alimenty i wychowywać dziecko z Billem. :D Ciekawa jestem reakcji Toma, gdy zobaczy uciekiniera. Rozwalają mnie wewnętrzne przemyślenia Billa, jesteś genialna! Bardzo się cieszę, iż wena powróciła i zamierzasz jeszcze trochę pociągnąć to opowiadanie. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu kocham Twoj styl pisania! Teksty Billa jak zwykle zabawne. ; ) Ale spryciarz z niego i odwage tez mu trzeba przyznac. Ciekawe, czy Bill wszystko im powie, ale watpie. Tylko w takim razie jak sie wytlumaczy, ze spiepszal przed Lucasem?! No, jestem mega zaciekawiona. Bardzo sie ciesze, iz wena wrocila. Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń