niedziela, 15 kwietnia 2012

13. Katastoficzne żywota dwojga Kaulitzów


- Wczoraj wydawałeś się nieco milszy.

- Odpuść sobie- odmruknął i nakrył się kołdrą, która wcześniej była lekko skopana w rogu łóżka. Przez chwilę panował spokój i przymknął oczy, by znów zasnąć. Lecz nagle Lucas chwycił go mocno za ramiona i odwrócił na plecy. Sam usiadł mu na udach i ciągle go trzymając pochylił się w stronę jego twarzy.

- Mogę w końcu wiedzieć, o co ci chodzi?- niemalże wysyczał te słowa patrząc prosto w rozszerzone oczy Billa.- Przestaniesz się w końcu zachowywać jak jakaś obrażona cnotka?!
- Daj... mi... spokój- wypowiedzieć każde słowo, to był dla niego trud. Lucas, mimo wszystko, strasznie utrudniał mu oddychanie. W oczach stanęły mu łzy. Bał się bowiem tego, co on mu może zrobić. Przecież jest nieobliczalny! Kto wie, czy go teraz nie... zgwałci? Bill zacisnął zęby i swoimi rękoma próbował odczepić jego, od swych ramion, które były nielitościwie ściskane. Na nic się jednak zdał jego trud. W oczach Lucasa dostrzegł furię. Złapał on tym razem jego nadgarstki i jeszcze mocniej przycisnął do materaca.
- Co ci znowu nie pasuje?!- warknął.- I czego ryczysz?!- strzelił go w twarz. Siła uderzenia była tak mocna, że odwróciła mu twarz w drugą stronę. Bill przełknął głośno ślinę i próbował powstrzymać łzy wypływające mu z oczu, jednak na nic. Wydawało mu się, że wreszcie będzie spokój kiedy jego napastnik zszedł z łóżka.

Nadaremne jednak były krzyki, błagania i płacz. W obliczu frustracji i gniewu, nie zwraca się bowiem uwagi na coś takiego. Lucas pociągnąwszy Billa za rękę, zrzucił go z łóżka na podłogę, gdzie brutalnie zaczął go kopać. Chłopak próbował się bronić, zasłaniać rękoma, kulić... Jednak ciosy, które padały raz za razem, były nader częste, by się przed nimi uchronić. Nie było już miejsca na słowa. Ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele, był przeogromnie palący. Metaliczny zapach krwi już go nawet nie zaskoczył.

Po chwili skończyły się uderzenia. Bill ostatkiem sił, zmusił się do otworzenia oczu i spojrzenia na Lucasa. Natychmiast wypłynęły z nich łzy lecz nie to było jednak ważne. Tylko ten żal... To nieme pytanie: dlaczego? Napastnik jego zdawał się dość dobrze zrozumieć przesłanie tegoż jakże żałosnego spojrzenia.
- Zapamiętaj sobie jedno...- ukucnął przy nim i chwycił go mocno za brodę, zmuszając, by na niego spojrzał.- ...mnie się nie ignoruje.- Okno zatrzasnęło się z hukiem, jakby dla podkreślenia jego słów. Jednak ten głos... Bill nie rozumiał. Czuł tylko i wyłącznie ból. Zastępował on logiczne myślenie. Jednakże, to jedno zdanie nie zostało wypowiedziane głosem człowieka mu znanego, przyjaciela. Przerażenie powoli opanowywało jego ciało, na równi staczając bitwę z bólem.

To powiedział potwór.
Lucas pochylił się i ze znaną już Billowi brutalnością, wpił się w jego wargi. Nieodwzajemniony jednak przez cierpiącego chłopaka, pocałunek nie trwał długo. Zemdlał.

Jasnowłosy podniósł się i splunął na niego. Pokręcił głową, jakby nie mogąc uwierzyć w to co zrobił i skierował się w stronę drzwi.

Gdyby tylko wiedział, że zostając przy Billu, miałby jeszcze szanse na przebaczenie...



Powoli mijały sekundy, minuty, aż wreszcie godziny. Nie było zegara, który wydawałby charakterystyczne dla siebie dźwięki. Nie było telewizora, którego szum zagłuszałby odgłosy miasta. Nie było matki, która z miłością do swojego dziecka, przygotowywałaby mu zwykłego omleta, wiedząc jednak, że sprawi mu tym wielką przyjemność. Był tylko jeden człowiek. Ten, którego dzieciństwo było niezwykle przyjemne i pełne troski, a czyjego młodość niemal zaprowadziła do bram śmierci.

Cichy trzask drzwi. Okrzyk zaskoczenia i jednocześnie przerażenia. Szybkie kroki i nawoływania. Poczuł, że ktoś nim trzęsie, za ramię.

Zdecydował. Otworzył oczy, co było niemal podpisaniem stworzonej przez siebie przysięgi. Od tej chwili, nie będzie już Billem. Nie będzie słabym, bezużytecznym dzieckiem. Teraz bowiem jest mężczyzną. Mężczyzną imieniem Otto.

Zaśmiał się złowieszczo, co jednak zabrzmiało jak zwykły charkot, ale nie przejął się tym.

Od tej chwili już nikt... Nikt nie będzie nim rządził. On jest panem własnego życia.

- Otto? Słyszysz mnie?- głos jakby z oddali, ale jednak całkiem blisko niego. Skierował spojrzenie na Eliasa, który usilnie próbował przywrócić go do przytomności i zaabsorbowany swoim poczynaniem, nie zauważył nawet, że już się obudził.
Oparł się na lewej ręce i próbował podnieść, jednak czując ogromny ból w okolicach podbrzusza, zaprzestał tego. Elias widząc jego poczynania, dość nieporadnie, ale jednak- podniósł go i położył delikatnie na łóżku. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy, pobiegł szybko do łazienki. Zmoczywszy tam ręcznik wodą zimną, powrócił do pokoju i położywszy tenże opatrunek na czole rannego, powrócił do wcześniejszego pomieszczenie, by zaraz potem znowu przybyć, tym razem trzymając w ręku apteczkę.
Bill nie zwracał na niego uwagi, usilnie wgapiając wzrok w sufit. Ignorował przeszywające go uczucie bólu, kiedy tylko Elias dotykał jakiejś jego rany. Obiecał sobie być twardy, więc nie złamie się przy byle jakich stłuczeniach. Prawdziwy facet nie płacze. A, przecież głupio by było tak złamać się w pierwszych minutach swej obietnicy. Jakże by to o nim świadczyło? Zapewne... Nie zbyt dobrze.
Po ciągnącym się w nieskończoność, długim okresie czasu, Elias skończył go opatrywać. Teraz jedynie siedział na krześle obok łóżka i go obserwował, aczkolwiek nie odezwał się ani słowem. W pokoju panowała cisza, którą przerwał dźwięk otwieranych drzwi.

- Boże! Co się stało, Otto?!- do środka wpadł Lucas. Bill przeniósł na niego swoje drwiące spojrzenie, jednak nadal się nie odzywał. Wiedział i rozumiał, w co on chce grać. I owszem, gra będzie się toczyła.


***

Numer był nieznany, ale mimo to odebrał. Przyłożył telefon do ucha, aczkolwiek nie odezwał się. Czekał, aż zrobi to ta druga osoba. I dopiero kiedy zaczął już przysypiać, usłyszał żeński, drżący głos wypowiadający jego imię:
- T-tom...?
- Ktoś ty?- mruknął wyraźnie znudzony.
-
Mówi Ann...- głos stał się nieco pewniejszy.
- Jaka Ann?
-
Nie pamiętasz?-
i znów stał się drżący.
- No przecież. Możesz mi w końcu powiedzieć kim jesteś, a nie grać w jakieś zagadki?- Tom zaczął się powoli denerwować. Być może było to skutkiem wypicia dużej ilości alkoholu, bądź ograniczonej cierpliwości.
-
Poznaliśmy się w szpitalu. Jestem tam pielęgniarką...
-
I?- przerwał jej niegrzecznie.
-
My tam... uprawialiśmy seks-
ostatnie słowa były niemalże wyszeptane, a Tom jedynie przewrócił oczyma. Dla niego uprawianie go jest albo dla zaspokojenia swoich potrzeb, albo... z miłości? Co do tego drugiego, nie był pewien. Jeszcze, a przynajmniej tak myślał, bowiem nie zdarzyło się, żeby kogoś pokochał. Brakło czasu. Brakło uczuć.
- I co z tego?- zapytał przeciągając nieco każde słowo, żeby sprawić efekt, iż jest znudzony.
-
Ja... jestem w ciąży...
Nie odezwał się. Zakończył rozmowę. Rzucił telefon na szafkę obok łóżka i złapał się za głowę. Pokręcił przecząco głową, jakby chciał wyrzucić to jedno przeklęte zdanie, ze swoich myśli; jakby chciał mu zaprzeczyć. Przecież, do cholery, ona nie może być w ciąży! Zrujnuje mu posadę! Zrujnuje mu życie! Nie ma czasu i chęci, żeby opiekować się jakimś dzieckiem. A, przynajmniej on nie ma na to ochoty.
Oczyma wyobraźni niemalże słyszał te wrzaski co noc i poranek. Czuł smród brudnych pieluch.


- Cholera...- przejechał dłonią po twarzy.- Cholera, fuck and shit!- miał ochotę coś rozwalić. Byle co. Jakiś mebel, albo człowieka. Chociaż... nie. W stosunku do ludzi jest jeszcze w miarę „miły”. Złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko po pokoju.- Tak nie może być. Ona nie może być w ciąży! Czemu ja nie jestem bezpłodny, no czemu?!- wrzasnął do sufitu.
Po paru minutach chodzenia i wyklinania każdego kogo zna, westchnął głęboko i opadłszy na łóżko, skarcił się w myślach za nieodpowiedzialne zachowanie. Bo... skoro on tak to przeżywa, to jak musi się czuć ona? Zachował się jak zwykły gówniarz, a jest przecież generałem. Odpowiedzialność na niego spadła i musi sobie dać z tym radę.
Siłą woli zmusił się do spojrzenia na telefon, a jeszcze większą do chwycenia go w dłoń i naciśnięciu odpowiedniego numeru. W ostatnie chwili chciał się rozłączyć, ale usłyszawszy jej głos zamarł. Nie wiedział co powiedzieć. Wszystkie słowa nagle wyparowały mu z głowy.
-
Tom? Wiem, że to może wydawać się odrobinę nierealne, abym wiedziała o ciąży już po jednym dniu, ale... współczesna medycyna ma naprawdę dobre osiągnięcia i dlatego...

- Dobra. Spokój- wziął dwa głębokie wdechy i wydechy, a potem szybko powiedział:- Przepraszam cię, że się wcześniej tak rozłączyłem, ale zszokowałaś mnie naprawdę mocno i sam nie wiedziałem jak się zachować.
-
Nie chcesz tego dziecka, prawda?-
i cały jego spokój szlag trafił. On nie da rady być ojcem!
- To nie tak...

- Tom- to imię tak czule zostało wypowiedziane, że niemal poczuł w środku przyjemne ciepło.- Ja rozumiem. Jeśli nie chcesz być ojcem, to wystarczy powiedzieć. Najwyżej będziesz płacił jakieś alimenty, a ja znajdę kogoś na twoje zastępstwo. To jak?- Tak! Tak! Jedyna szansa! On będzie miał spokój i jedynie pracodawców nad głową, a ona sobie kogoś znajdzie. I dziecko byłoby szczęśliwe, że mimo wszystko ma jakiegoś ojca. Rodziców...
I kiedy miał już powiedzieć, że będzie za nie płacił, byleby nie musieć się nim opiekować, przypomniało mu się coś. Jak on sam się czuł. Co z tego, że nie miał na dodatek matki? Skąd ma mieć pewność, że Ann będzie się dobrze dzieckiem opiekowała? Gdyby ono trafiło do tego, bądź podobnego ośrodka, w jakim on przebywał, to nie wybaczyłby sobie. Zrobiłby wszystko, ale na to nie pozwolił. Nie ma mowy.
- Nie ma mowy. Skoro jestem ojcem tego dziecka, to nim będę. Ale zważ na to, że także pracuję, więc nie będę miał jakoś specjalnie dużo czasu na opiekę...
-
Dobrze, cieszę się, że wybrałeś tą opcję. Ale mam jeszcze prośbę...
-
Jaką?
-
Mógłbyś do mnie przyjechać? Nie teraz, ale za jakiś czas. Chciałabym cię jeszcze poznać, bo nie mieliśmy zbyt wiele czasu na rozmowę.
-
Przyjadę.
-
Cieszę się. To do zobaczenia.
-
Tak... Do zobaczenia.

Co zrobić jako pierwsze? Załamać się, czy strzelić sobie kulką w łeb? To nie miało tak być! Dlaczego on sam nie mógł się wychować w jakiejś normalnej rodzinie? Dlaczego nie mógłby być normalnym nastolatkiem?
Miał wrażenie jakby ten ktoś z góry kpił sobie z niego. Z niego i z jego życia. Odkąd pamięta, nie zaznał nigdy szczęścia. Cały czas był nękany, bądź wykorzystywany do jakiejś brudnej roboty, ale ani razu... Ani jednego pieprzonego razu, nikt nie okazał mu miłości. Cud, że w ogóle jest tym kim jest. Bo mógł się wychować na jakiegoś bandytę, zabójcę i nie wiadomo co jeszcze.

Ale jedno jest pewne. Ma dobre serce.

Cóż... Na Onet mi brak słów. Mam chociaż nadzieję, że tutaj będzie nieco lepiej ^^
Czy mi się wydaje, czy Bill staje się nieco psychiczny? xD
I mała zagadka... Co mnie opętało, żeby myć parapet? ... Mopem o_O
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę miłego rozpoczęcia tygodnia!

sobota, 14 kwietnia 2012

12. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Wziąć czy nie wziąć?


Przez kolejne parędziesiąt minut, to pytanie niczym naszpikowany petardami kurczak, obijało mu się o wszystkie zakątki mózgu. Przyglądał się przezroczystej torebeczce miętoląc ją w palcach. Mama wiele razy przestrzegała go przed używkami, a on zwykle jej słuchał jednak teraz... Domyślał się, że po wciągnięciu tego prawdopodobieństwo zwariowania jest naprawdę wielkie, ale w teraźniejszej chwili nie widział innego wyjścia. Albo to, albo dalsze użalanie się nad swoją głupotą. Doprawdy, naprawdę duży wybór.


Przechylił lekko głowę w lewo i dalej wpatrywał się w narkotyk. Milion myśli kołatało mu w głowie. Westchnął cicho i powoli się podniósł. Odłożył torebeczkę na brzeg umywalki i podciągnął na tyłek bokserki wraz ze spodniami, które dopiero założył. Spojrzał na swoje lustrzane odbicie i słowo „strasznie” naprawdę mało odzwierciedlało, to jak teraz wyglądał. Spuchnięte powieki, zaczerwienione oczy, niezwykle blade policzki i drżące wargi. Ale mimo wszystko, najbardziej przeraził się swojego spojrzenia. Te błyszczące, ciemnobrązowe ślepia, o których wiedział, że należą do niego, a jednak... Przerażały go. Przeszywały na wskroś jakby wiedziały, co zamierza zrobić, choć on sam jeszcze nie zdecydował.


Jak wiele prawdy kryje się w ludzkich oczach


Spuścił zawstydzony wzrok na torebeczkę z białym proszkiem. Niewiele wystarczy zrobić, aby się jej pozbyć. Wrzucić do kibelka i spuścić wodę.


Szach mat


Jednak, jak trudno odciągnąć człowieka od zrobienia czegoś złego? Nie ważne, czy zaszkodzi to tylko jemu, czy też bliskim. Ważne, że jest to złe.


Zamknął klapę od sedesu i osunął się powoli na kolana. Starał się nie myśleć o tym co robi. Nie o tym, że będzie żałował. On już żałuje.


Otworzył torebeczkę drżącymi dłońmi i ostrożnie wysypał jej zawartość na klapę sedesu. Z tego co wiedział i widział, teraz należało wziąć jakiś materiał, zawinąć go w rulonik i wciągnąć ten proszek. Rozejrzał się po łazience skołowany. Zawsze może się wycofać, przez chwilę rozważał taką możliwość, jednak zdecydował się. Nie widząc innego wyboru, sięgnął po kawałek papieru toaletowego. Powoli zrobił z niego rulonik i przystawił jedną końcówką do proszku. Wziął głęboki oddech i zatykając sobie jedną dziurkę nosa palcami drugiej dłoni- wciągnął po raz pierwszy. Dziwnie się poczuł i zaprzestał przedniego czynu. Odczekał chwilę, aby przyzwyczaić się do tego co robi i zmienił pozycję tak, że teraz postanowił wciągnąć dla odmiany drugą dziurką nosa.


Po jakimś czasie, cały biały proszek zniknął, a on klęczał przed kiblem opierając głowę na dłoniach położonych na desce klozetowej. Dopiero teraz zrozumiał, o co chodziło tym wszystkim naćpanym osobom. Czuł się świetnie. Nic go nie bolało, a przykre myśli, jakby nie miały wstępu do jego głowy. Kiedyś kolega mu powiedział, że będąc na haju ludzie zazwyczaj wyobrażają sobie rzeczy, o których marzą.


Nagle drzwi cicho skrzypnęły, a do łazienki wszedł Lucas. Przez przymknięte i zaspane jeszcze oczy, nie zauważył klęczącego na podłodze Billa. Podrapał się po brzuchu ziewając jednocześnie i skierował się do umywalki. Odkręcił kurek z zimną wodą i zaczął przemywać twarz. Bill otworzył jedno oko i zerknął na niego nieprzytomnie. Wszystko teraz mieniło mu się w kolorowych barwach, sprawiając, że kręciło mu się w głowie.


Po przemyciu twarzy zimną wodą, obudził się na tyle dostatecznie, by dostrzec osobnika przed kiblem.


- Bill? Co tu robisz?- zapytał zdziwiony.
- Mhm- odmruknął mu w odpowiedzi zamykając z powrotem tę jedną otwartą powiekę.


- Dobrze się czujesz?- Lucas przykucnął obok niego, chwytając go za ramiona.


- Nie dotykaj mnie- wymruczał i podniósł prawą rękę, żeby go odepchnąć, ale ta jedynie go musnęła i opadła na podłogę.


- Co ci jest?- spytał nieco zdenerwowany jego zachowaniem i odwrócił go do siebie twarzą. Głowa Billa nie mając żadnego oparcia, opadła w dół, a on jedynie lekko nią kręcił na boki.
- N-nic... Czuję się świetnie... Życie jest cudowne!- krzyknął zarzucając mu dłonie na szyję, jednak wciąż nie otwierał oczu.
- Bill?
- Uh- dość nieudolnie próbował się podnieść z podłogi. Lucas widząc jego starania, pomógł mu.- Puść- poprosił, gdy obaj stali już na nogach. Po chwili był już uwolniony, ale wbrew temu co mu się wydawało, zachwiał się niebezpiecznie. Otworzył szeroko oczy i spojrzał ze zdziwieniem na Lucasa.
- Co?- mruknął niegrzecznie.


- Jednorożec- Bill wskazał na niego palcem.- Czemu nic mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?- zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć nutę złości.


- C-co?- otworzył szeroko z zaskoczenia oczy.
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej, że jesteś jednorożcem?- powtórzył swoje pytanie.- Masz taką ładną tęczową grzywę- Bill zbliżył się do niego, potykając się jednak o własne nogi, by pogłaskać go po głowie.- Nie powinieneś się ukrywać, ludzie będą cię podziwiali... Polecimy do Nibylandii....
- Co ty bredzisz?- zdezorientowany nie zareagował nawet, gdy ten zaczął go drapać pod brodą.
- Luuuc- mruknął przeciągle i przekrzywił głowę w bok.- Masz skrzydła, prawda? Musisz mieć, żebyśmy tam polecieli- przeniósł dłoń z powrotem na jego włosy.- Jesteś takim pięknym kucykiem.
- Bill!- krzyknął strząsając z siebie jego dłoń.
- Czemu mnie tak nazywasz?- zmarszczył zabawnie brwi.- Jestem Spongebob!
- Co ty pieprzysz?
- Chodźmy do parku karmić wiewiórki!- krzyknął uradowany i chwytając Lucasa za rękę, pociągnął go w stronę drzwi. Pech chciał, że przez swoją niezdarność wywrócił się, jego także powalając.
- Co ci nagle odjebało?!- Był już naprawdę zdenerwowany. Podniósł się z Billa i chwytając go mocno pociągnął po raz kolejny w górę, pomagając wstać. Zmrużył oczy patrząc uważnie w jego.- Ćpałeś?- wyjątkowo rozszerzone źrenice i dziwne zachowanie, sprawiały, że wniosek sam mu się nasuwał na myśl.
- N-no co ty... Ja n-nie ćpam- Bill zaśmiał się z rozbawieniem.- Jesteś takim ślicznym jednorożcem- pogładził go dłonią po policzku.
- Czyli ćpałeś- stwierdził stanowczo i rozglądnął się po całej łazience, jednak nie zauważył, żadnego opakowania po narkotykach. Westchnął cicho i chwytając Billa mocno w pasie, zaprowadził go do pokoju i położył do łóżka. Ten, bez żadnego sprzeciwu ułożył się i próbował zasnąć.
- Ale polecimy do Nibylandii?- wymruczał będąc już prawie w krainie Morfeusza.
- Tak- mruknął bez przekonania Lucas gładząc go po policzku.



*
Nastał nowy dzień*


Obudził się czując za sobą czyjąś obecność. Wydawało mu się jakby miał potworne uczucie deja vu. Teraz jednak bardziej przewracało mu się w żołądku. Poruszył się niespokojnie, żeby sprawdzić jak tam reszta jego ciała. Zrezygnował jednak, gdy był już naprawdę blisko zwrócenia jakiegokolwiek jedzenia.


- Obudziłeś się już?- głos za jego plecami, sprawił, że przebiegły po nich ciarki. I momentalnie przypomniało mu się wszystko z poprzednich wieczorów.
- Czego chcesz?- odezwał się zły, po chwili ciszy.
- Wczoraj wydawałeś się być nieco milszy

***
*
U Toma także jest już nowy dzień. I ten samy co u Billa*


Od rana męczył go ogromny kac, jednak zmusił się do wstania z łóżka, co prawie graniczyło z cudem. Ogarnął nieco wygląd tak, żeby wyglądać w miarę przyzwoicie i nie straszyć ludzi. Posprzątał pokój po swoim wcześniejszym „imprezowaniu” i wezwał chłopca hotelowego, aby przyniósł mu kolejne butelki z alkoholem. W końcu obiecał sobie balować przez dwa okrągłe dni.


I tak od paru godzin, ciągle siedząc w tym samym miejscu co wcześniej, wypijał kolejne łyki alkoholu. Nie liczył ile butelek już leży na podłodze, a ile stoi jeszcze nie otwartych. Liczył się sam fakt, że pije, a nikt mu w tym nie przeszkadza.


Do czasu...


Gdy był w stanie, w którym już nie potrafił skleić normalnych zdań nawet w głowie- zadzwoniła jego komórka. Numer był nieznany, ale mimo to odebrał...









Tak, tak wiem. Odcinek wyjątkowo krótki, jak na mnie xd Następnym razem spróbuję się odwdzięczyć. A teraz spać ^^



I oczywiście życzę miłego rozpoczęcia tygodnia i świąt wielkanocnych ^^


PS Nie wiem jak to jest być naćpanym, więc zachowanie Bille jest tylko moim podejrzeniem ^^


PS2 W razie niejasności: naprawdę dziwne myśli błąkają się teraz w mojej głowie, pomimo nawet tego, że się jakieś pięć godzin temu przestałam dokształcać w operze xD Chociaż czy ja wiem?



11. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Opierając się miednicą o balustradę, zaciągał się papierosem trzymanym w prawej dłoni. Lewą rękę natomiast miał zawiniętą mocno w bandaż i unieruchomioną.
Spod długich, czarnych rzęs spoglądały ciemnobrązowe tęczówki na ulice spowite mgłą. Ubrany jedynie w krótkie czarne szorty i szary rozciągnięty podkoszulek, stał boso nie przejmując się zimnem i dreszczami opanowującymi jego ciało. Ciche odgłosy wydawane przez powoli budzące się miasto, uspokajały go. A spokój był teraz bardzo potrzebny, wręcz wymagany. W głowie próbował ułożyć plan dotyczący złapania uciekinierów. Jednak cokolwiek by wymyślił, okazywało się być niemożliwe do wykonania. Sfrustrowany przymknął oczy i jeszcze mocniej zaciągnął się papierosem. Wiedział, że mogą być wszędzie. Niemcy to duży kraj, a przecież mogli także uciec do jakiegoś sąsiedniego. Skąd do cholery mam wiedzieć, gdzie oni są?!- Przez nagły napływ złości zacisnął dłonie w pięści, dopiero ból w lewej ręce otrzeźwił go nieco. Wyrzucił przed siebie niedopałek papierosa i obserwując jak ten powoli spada rozmyślał dalej. Szanse, że uda mu się ich zmusić do powrotu do wojska są naprawdę nikłe. On jednak nie ma zbyt wiele czasu także na wędrówkę za nimi, sam musi tam wrócić. Jego przełożeni nie będą zadowolenie, jeśli zbyt długo będzie poza terenem pracy. Wojna się zbliża.


Właśnie. Oczami wyobraźni widział zniszczone miasta, trupy ludzi leżących na ulicy, krew... Uśmiechnął się lekko. To dopiero będzie rzeź- był ciekaw tego co się wydarzy. Nie bał się wojny, oczekiwał jej. Zdawał sobie jednak sprawę, że walka będzie z najsilniejszym krajem, Rosją. Tu- trzeba będzie postawić na doświadczenie, natomiast tam- na broń. Nie jest wiadome, kto wygra, jednakże domyśla się, że w tamtych stronach kpią sobie z jego kraju rodzinnego. Jednak, to dobrze- osłabiają tylko swoją czujność.


Spojrzał krytycznie na swoją niesprawną tej chwili rękę. Naprawdę wolałby, żeby była już w pełni do użycia, a nie tylko do machania.


- Generale, Tom!- dobiegł do jego uszu cichy krzyk pułkownika, z pomieszczenia wewnątrz. Odwrócił się tyłem do barierki przewracając oczyma. Nie lubił tego człowieka, a gdyby mógł, już dawno by go zwolnił, jednakże decydują o tym jego przełożeni. On ma tylko zajmować się żołnierzami i przygotowywać ich, ewentualnie podpisywać różne papiery dotyczące ważnych spraw.


Poczekał, aż Gustav do niego przybiegnie i dopiero po uważnym zlustrowaniu go wzrokiem, odezwał się:
- Czego chcesz?- w stosunku do niego nawet nie próbował być miły.
- Właśnie rozmawiałem z głównym dowódcą- Tom uniósł brwi zaskoczony. Przecież, mogli najpierw zadzwonić do niego. Zawsze tak było odkąd został generałem.- Nie mogli się do ciebie... znaczy pana zadzwonić.
- Dobra, o co chodzi?
- Powiedzieli, że dają nam dwa tygodnie na odnalezienie tej dwójki. Jeśli się nie uda, to będziemy musieli wrócić z powrotem do wojska i zmienić taktykę wojenną. Nic innego nam nie pozostaje- Gustav wzruszył bezradnie ramionami i schował telefon do tylnej kieszeni spodni.
- Niech będzie- odwrócił się z powrotem, by kontynuować obserwowanie jak miasto powoli ożywa. Jednak cały czas wyczuwał za sobą jego obecność.- Coś jeszcze?- zapytał, nie patrząc na niego.
- M-mam takie małe p-pytanie- pułkownik zaczął się powoli jąkać. Tom westchnął prawie niezauważalnie.
- Co?


- Mógłbym mieć dzisiaj wolne?- spytał z nadzieją w głosie.
- Dlaczego?
- Ja wiem, że teraz jesteśmy nadal w pracy, ale... niedaleko tutaj mieszka moja rodzina i chciałbym do nich chociaż raz pojechać. Tak raz, na jakiś czas. Oczywiście zrozumiem...- Tom mu przerwał:


- Jedź- Gustav umilkł zdziwiony i wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczyma. Był w lekkim szoku, bowiem nie spodziewał się, że generał mu pozwoli. Jednak coś wewnątrz kazało mu spróbować i na jego szczęście, udało mu się.
- A-ale jest pan pewien?
- Jedź tam i wracaj pojutrze rano. Lepiej, żeby cię tu nie było jak się odwrócę, bo zawsze mogę zmienić zdanie- powiedział Tom i na dowód tego, powoli zaczął się odwracać. Przestał jednak, gdy usłyszał głośny huk drzwi, a potem cichy okrzyk, jak mniemał, radości pułkownika. Odwrócił twarz z powrotem w stronę wschodzącego słońca i zmrużył lekko oczy. Mimo wszystko, wiedział, że dobrze zrobił. Gdyby on sam tylko mógł pojechać do jakiejś swojej rodziny...


Prawdziwej rodziny.


Westchnął już po raz wtórny i przetarł dłonią oczy. Stwierdził, że już nawdychał się świeżego powietrza, więc resztę dnia spędzi w pokoju. Bo nie zamierza nigdzie wychodzić. Ani dzisiaj, ani jutro- ewentualnie na balkon.


Pozostawił drzwi otwarte, aby pokój się choć trochę wywietrzył. Stanął na środku pomieszczenia i zaczął się rozglądać. Po chwili na jego usta wpłynął uśmiech. Smutny uśmiech człowieka zrozpaczonego. Powolnym krokiem skierował się ku niezbyt wielkiej lodówki, z której po chwili wyjął dwie butelki alkoholu. Trzymając obie w prawej ręce, zamknął drzwiczki lekkim kopniakiem i skierował się w stronę łóżka. Nie widział dla siebie innej opcji przetrwania tego dnia, ani także jutrzejszego. Co z tego, że będzie miał rano zapewne ogromnego kaca, skoro on nawet w połowie nie równa się temu koszmarnemu uczuciu, które towarzyszy mu już od paru godzin i za nic nie chce zniknąć.


Usiadł na brzegu łóżka i postawił przed sobą dwie butelki. Przejechał prawą dłonią po pościeli chcąc wyczuć jakiego jest materiału. Zupełnie nie wiedział, po co mu to było do wiadomości potrzebne, więc otrząsnąwszy się z zamyślenia, natychmiast zaprzestał tego czynu.


Pochylił się i chwycił za jedną z butelek znajdujących się pomiędzy jego nogami. Przez chwilę trudził się z jej otwarciem, jednak już po chwili kołek leżał gdzieś pod jedną z ścian pokoju, a on siedział nieruchomo przyglądając się jej. Czy to na pewno jedyne rozwiązanie?- przez myśl mu przeszło, żeby jednak się wycofać,w końcu nie robi tego dla zakładu, nie pije z nikim, więc honor pozostanie. A po wypiciu... Kto wie, na co się odważy?


Zmrużył oczy i pokręcił z rozbawieniem głową. Jakby na to spojrzeć z innej strony, był jeszcze dzieckiem. Miał jedynie siedemnaście lat, nie więcej, nie mniej. A jednak. Na głowie miał o wiele więcej spraw, niż niejeden dorosły. Czasami żałował, że nie pozostał w tamtym ośrodku, gdzie pomimo fatalnego zaangażowania się w opiekę nad dziećmi, której wręcz prawie nie było- czuł się jednak jak małolat, a nie dorosły facet. Przecież, na nim praktycznie spoczywają dalsze losy tego kraju! To on ustala taktykę, a jego przełożeni jedynie patrzą surowym i krytycznym okiem, czasami przyjmując do siebie to, co mówi, a czasami totalnie ignorując.


Przechylił otwór butelki w stronę swoich ust, by chwilę potem łapczywie pociągać łyk za łykiem. Wysoko procentowa ciecz spływała do jego gardła, drażniąc je lekko, jednak nie zaprzestawał czynu. Dopiero po opróżnieniu prawie połowy, oderwał otwór butelki od ust, by zaczerpnąć powietrza.


Nagle zaczął kaszleć, drapało go gdzieś w przełyku i dopiero po dłuższej chwili przestał, a w pokoju ponownie zapanowała cisza.


Patrzył się wprost przed siebie, na ścianę, tępym wzrokiem. Do jego głowy zaczęły napływać kolejne myśli. Jednak zaczął rozmyślać tylko nad jedną, tą najważniejszą. Dlaczego ja go właściwie szukam? Praktycznie do niczego się nie nadaje, a chyba nie będzie taki głupi, żeby zdradzać wrogom taktykę wojenną. Przecież też jest Niemcem, jakaś solidarność chyba zobowiązuje? Po raz kolejny uniósł butelkę do góry, by ponownie zacząć z niej pić. Po opróżnieniu jej całej, pokręcił z rozbawieniem głową i rzucił ją gdzieś w kąt pokoju. Trzeba być kompletnym durniem, żeby zdradzać własny kraj. Ale... Bill też najmądrzejszy raczej nie jest. Za to bardzo naiwny. Tom chwycił kolejną butelkę i nie patrząc nawet na nią, szybko otworzył i przybliżył otwór do ust. Teraz jednak pociągał krótkie łyczki, chcąc choć trochę rozkoszować się smakiem alkoholu. Zresztą... Samo to, że uprawiałem z nim seks, to już chyba o czymś świadczy? Kolejne parę łyków i minut poświęconych rozmyślaniu. Jego myśli cały czas krążyły wokół tej jednej osoby. Tom, pomimo, że wypił jedynie półtora butelki, ale jednak bardzo wysoko procentowego alkoholu, był już kompletnie pijany. Przed pociągnięciem kolejnego łyku, powstrzymało go jedynie to, że na otworze butelki osiadła sobie maleńka biedronka.


- O! Biedronka!- zaśmiał się, nie spuszczając z niej wzroku. Podniósł butelkę nieco wyżej, aby widzieć ją bliżej.- Policzymy kropeczki- wymruczał mając ją praktycznie około dwa centymetry od oka. Chciał je liczyć powoli, wskazując każdą pojedynczo palcem, jednak zupełnie zapomniał, że w prawej ręce trzymał butelkę i uwalniając palce, opuścił ją na podłogę. Wystraszony owad podleciał do góry.- Ups- mruknął Tom, całkowicie nie zwracając uwagi, na to, że z leżącej butelki pod jego nogami, wypływały resztki cieczy, mocząc jego gołe stopy. Uniósł głowę do góry, chcąc znaleźć wzrokiem owada, gdy ten nagle usiadł mu na środku nosa. Zdziwiony zrobił zeza i zaczął mu się przypatrywać. (Tom, nie owad xD- dop.aut.) Wydawało mu się, jakby ta biedronka patrzyła na niego z jakąś urazą. - Oj, nie złość się. Nie chciałem cię wystraszyć- wymruczał.


Przed resztki zaćmionego umysłu, próbował się przebić zdrowy rozsądek, by brutalnie mu uświadomić, że gada, lub raczej prowadzi jednostronną rozmowę ze zwierzęciem. Jednak wyobraźnia wygrała sprawiając, iż Tomowi wydawało się, że biedronka się do niego odezwała:
-
Tu chodzi o ciebie i twoją rodzinę, Tom.
-
Jakie oni mają znaczenie?- powiedział cicho, jednak lekko był zdenerwowany. To nie był najlepszy temat, do rozmów z nim.
-
Duże, Tom. Bardzo duże. Przecież to twój brat!
-
Ale ja go do niczego nie zmuszałem! Sam tego chciał!
- Tu nie chodzi o przeszłość, lecz o przyszłość. Dlaczego nie zostawisz go w spokoju?
-
Zna taktykę walki wojska! Nie mogę pozwolić, żeby zdradził to odwiecznym wrogom Niemiec, czyli Rosji. Tu się ważą losy życia miliona ludzi, a nawet i więcej!- Dlaczego mu nie ufasz?- Ja...- To w końcu twój brat. - No i co z tego? Jest naiwny.
- Naiwny, nie znaczy głupi.
-
Przestań się wymądrzać- mruknął zły.- Tom, posłuchaj choć raz, tego co mówi ktoś inny, a nie ty sam. Nic nie zdziałasz, jeśli będziesz wyrządzał wszystkim naokoło krzywdę.- Gówno mnie obchodzi, co się dzieje z innymi.
- Nie przeklinaj!- Tom otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić!- nagle, do drzwi ktoś zapukał, a po chwili krzyknął:
- Czy wszystko w porządku?
- Tak!- Tom odkrzyknął, nie ruszając się z miejsca. Zrobił ponownie zeza, jednak biedronki nie było już na jego nosie.- A niech cię szlag!

***
Siedział na otwartym kiblu, chowając twarz w dłoniach. Co chwilę jego ciałem wstrząsały silne konwulsje spowodowane płaczem. Wczoraj wieczorem- choć tak bardzo chciał zapomnieć, to jednak pamiętał każde wydarzenie. Niesamowite jak szybko człowiek potrafi wytrzeźwieć pod wpływem stresującej sytuacji, bądź jeśli czegoś bardzo chce.
Zmęczony, usnął wtedy w łazience, a kiedy się obudził wszystko go bolało. A najbardziej jego tylni otwór. Nawet zimny prysznic mu nie pomógł. Nie było tu żadnej znieczulającej maści, więc praktycznie był skazany na cierpienie. Dobrze, że chociaż domyślił się, iż siedząc na otwartym kiblu, nie drażni aż tak bardzo, swojego tylnego wejścia.


Bardziej jednak od tyłka, bolało go poczucie świadomości, iż sam się na to zgodził, Lukas jedynie przegiął, chcąc mieć przyjemność tylko dla siebie. I w tej właśnie chwili zawsze powracał do tego, jak było mu z Tomem. Łzy przestawały mu przez chwilę cieknąć, na ustach pojawiał się prawie niewidoczny uśmiech, a on odpływał. Tak było w kółko. Najpierw nieprzyjemne wspomnienie z minionego wieczoru i wielki płacz, a potem przypominanie sobie przyjemnej sytuacji z Tomem i odpływanie w przeszłość.


Jednak, po jakimś czasie dotarł do niego fakt. Fakt, który najboleśniej ze wszystkiego ugodził go prosto w serce. Doszło do niego, że w oczach tych dwóch- Toma i Lukasa- był jedynie osobą do zaspokojenia ich seksualnych potrzeb. Żaden z nich nic do niego nie czuł. Nie wierzył w zapewnienia tego drugiego. I to przelało falę goryczy. Rozpłakał się całkowicie. Po czasie nie wytrzymywał i zaczął się dusić, więc spróbował się uspokoić i nie myśleć o niczym. Co, o dziwo, mu się udało.
Sięgnął po spodnie, bowiem dotychczas siedział w samych bokserkach i potrząsnął nimi, chcąc je trochę rozprostować. Ku jego zdziwieniu, na podłogę upadła jakaś maleńka biała torebeczka. Odłożył spodnie i schylił się, żeby ją podnieść i zobaczyć co to jest.Narkotyk Nie miał pojęcia, skąd to się wzięło w jego kieszeni spodni, ale przypuszczał, że prawdopodobnie ktoś mu to wsadził, kiedy był na tej imprezie.
Wziąć czy nie wziąć?

10. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...

Patrzył jej z jawną wrogością w oczy. Teraz, kiedy był z nią sam na sam, miał okazję i ochotę się zemścić. Jednak póki co, poruszał się w kółko po pomieszczeniu nie spuszczając z niej wzroku, tym samym ją denerwując. Kobieta stała nieruchomo w miejscu, jednak widać było, że lekko drżała, choć w pokoju było dosyć ciepło. Była cała blada, a oczy świeciły jej się niebezpiecznie patrząc z niedowierzaniem na Toma. Pomiędzy palcami dłoni trzymała skrawek swojej bluzki, który lekko miętosiła. Poruszała ustami, jednak nic nie mówiła. Była w zbyt wielkim szoku.
- I co? Nic nie powiesz?- zapytał nieco ironicznie Tom.- Nadal chcesz mnie stąd wygonić?
- J-jak? D-dlaczego? J-ja...- nie potrafiła się wysłowić. Tyle pytań na raz pchało jej się na usta, a jeszcze ten nagły napływ strachu jej tego nie ułatwiał. Puściła bluzkę i wyciągnęła dłonie w jego stronę, podchodząc do niego, żeby go przytulić, kiedy ten cofnął się o krok. Nie mógł pozwolić na jakiekolwiek pokazanie uczuć, a szczególnie na przytulanie, które jego zdaniem nie miało sensu, tak robią tylko słabeusze.
- Czego ty chcesz kobieto?- zmarszczył gniewnie brwi.
- Tom, skarbie. J-ja przepraszam, proszę, wybacz mi- powiedziała błagalnie, a oczy jej się niebezpiecznie zaczęły szklić.- J-ja miałam naprawdę trudną sytuację finansową, a jeszcze gdy wasz ojciec umarł, t-to nie mogłam utrzymać was dwóch- po jej policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy.
- Przestań- przerwał jej monolog.- Tylko winni się tłumaczą.
- Ale zrozum!- wykrzyknęła zrozpaczona padając przed nim na kolana.- To była naprawdę trudna decyzja- wyszeptała. On zaś zaplótł ręce na klatce piersiowej i bez żadnego wyrazu twarzy patrzył, jak jego matka błaga go o wybaczenie. Nie podobało mu się to.
- Wstań. Zachowaj choć resztki dumy, jeśli takową posiadasz- beznamiętnie wpatrywał jej się prosto w oczy. Nie poruszył się ani o milimetr, kiedy rzuciła mu się na szyję przylegając do niego całym ciałem- Nie myśl, że ci wybaczyłem. Nigdy tego nie zrobię. Oddałaś mnie do najgorszego ośrodka dla bezdomnych dzieciaków, jaki prawdopodobnie jest na tym świecie...
- Ale referencje...
- Referencje!- wybuchnął gniewnie, a ona cofnęła się do tyłu zaskoczona.- Mam daleko gdzieś ich referencje! Jeśli naprawdę byś mnie kochała, to bez względu na te swoje finanse, zostawiłabyś mnie przy sobie!- zacisnął dłonie w pięści i dysząc ze złości zaczął się do niej zbliżać.- I patrz kim się przez ciebie stałem!
- A-ale...-- uniosła dłonie, by zaraz umieścić je na jego ramionach. On jednak ze złości je strząsnął.
- Czy ty tego nie widzisz?- opadł bezsilnie na kanapę, łokciami opierając się o kolana, a twarz chowając w dłoniach.- Nie widzisz, kim przez ciebie się stałem?
- Tom, skarbie- ukucnęła przed nim, odsłaniając jego twarz i patrząc mu głęboko w oczy.- Naprawdę tego żałuję i gdybym tylko mogła cofnąć czas, zostawiłabym was obu przy sobie.
- Każdy tak mówi- wymamrotał odwracając od niej twarz.
- Mówię szczerze- pogładziła go dłonią, po lekko zarośniętym policzku.- Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję.
- Mamo- złapał jej drobną dłoń swoją i zdjął ją z policzka. Wypowiadając to jedno słowo, poczuł przyjemne ciepło w środku.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo go przypominasz- zaskoczony podniósł głowę i utkwił swoje spojrzenie w jej oczach, tak bardzo przypominających jego własne.
- Kogo?
- Twojego ojca, Tom. Jesteś jego idealnym odzwierciedleniem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Naprawdę- szeptała, chcąc zachować tę niezwykłą chwilę pomiędzy nią, a jej synem.
- Mylisz się- zaprzeczył.- Ja...
- Jesteś tak samo władczy jak on. Nie dopuszczasz, do siebie niedorzecznych myśli. Wszelkie działania podejmujesz dopiero po ustaleniu jakiegoś ich planu. Nie robisz nic, co w jakiś sposób mogłoby ci zaszkodzić. Jesteś ostrożny... Nie boisz się, a nawet jeśli, to nie dajesz tego nikomu odczuć. Ale najbardziej liczy się to, że jeśli naprawdę pokochasz, to będzie to miłość na wieki. Ta osoba powinna czuć się naprawdę szczęśliwa. Tak jak ja z twoim ojcem, Tom.
- Mylisz się- ponownie zaprzeczył.- Ja nie potrafię pokochać.
- Tom...
- Nie- przerwał jej.- Jedyne co potrafię, to niszczyć.
- Tom...
- Ja nie mam serca. Ono zostało wydarte w dniu kiedy mnie porzuciłaś- mówił dalej, nieprzerwanie.- Na jego miejscu jest tylko jedna, wielka, czarna szrama, której nie sposób się pozbyć.
- Tom!- krzyknęła kobieta, przerywając mu.- Tobie po prostu brak miłości, której ja ci nie zapewniłam. Wiem o tym i żałuję. Naprawdę, bardzo żałuję. Ale za nic nie wmawiaj sobie, że nie masz serca. Każdy, nawet najbardziej bezwzględny człowiek na świecie je ma. Uwierz mi, kiedy spotkasz tę osobę, kiedy ją pokochasz... Odczujesz w sobie niesamowite uczucie i wtedy przekonasz się, że naprawdę masz serce, które bije tylko dla niej.
- Nieprawda.
- Kocham cię, Tom. Nigdy nie myśl inaczej. Cokolwiek by się działo, wiedz, że cię kocham- pokręcił przecząco głową, zamyślając się na chwilę.
- A Billa?- otworzyła usta zaskoczona, jednak po chwili się opanowała i odpowiedziała.
- Obu was kocham. Jednakowo.
- W takim razie, dlaczego posmutniałaś?- uważnie przypatrywał się jej twarzy, by dostrzec każde, nawet najmniejsze jej drgnięcie.
- Bill... Jest w wojsku. Ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego każą mu tam przebywać. On nie jest silny. Ani psychicznie, ani fizycznie. Kto wie co teraz robi? Wydaje mi się, że cierpi. A ja nie mogę mu pomóc- jej głos załamał się. Oczy ponownie wypełniły się łzami, które po chwili zaczęły spływać jej po policzkach.- Jestem wyrodną matką- załkała. Tom nic nie odpowiedział. Wstał i tym samym podniósł ją z klęczek. Wtuliła mu się ufnie w ramiona, a łzy jej moczyły jego koszulkę.
- Wiem gdzie jest- powiedział po dłuższej chwili.
- Jak to?- odsunęła się od niego zaskoczona.
- Jestem generałem. Trafił pod moją opiekę...
- Czemu nic nie mówiłeś?- przerwała mu.
- Musiałem się upewnić, że na pewno jesteś naszą rodzicielką.
- Ale możesz sprawić, że Bill stamtąd wróci?- zapytała z nadzieją. W tej chwili Tom poczuł się zazdrosny, mimo tego, że wcześniej wielce zapewniała go o miłości, to jednak czuł, że Billa kocha bardziej.
- Mogę, ale nie zrobię tego- odepchnął ją lekko od siebie.- Teraz sama poczujesz, jak to jest kiedy nie ma przy tobie bliskiej ci osoby. Poczujesz, co to za ból.
- Tom!
- Zapomniałaś dodać, że jestem żądny zemsty- powiedział odwracając się na pięcie. Nie czekał na jej odpowiedź, nie obchodziła go. Miał nadzieję, że dowie się tu, gdzie podziewa się ten uciekinier, jednak okazało się być inaczej. Pośpiesznym krokiem wrócił do samochodu, ignorując nawoływanie jego matki. Wsiadł szybko od strony pasażera i nie zapinając pasów, kazał Gustavowi natychmiast ruszać. Rodzicielka wybiegła przed dom i upadła na kolana, jednak nie przejął się tym. Bill, jesteś ciotą
- pomyślał, obserwując jak szybko opuszczają podjazd, by zaraz potem wyjechać na ulicę.

***
Sama droga do ich nowego wspólnego domu, dłużyła mu się niesamowicie. Bill, który siedział obok niego na miejscu pasażera dziwnie się zachowywał. Przez pierwszą część podróży samochodem siedział cicho. Wydawać by się mogło, że nawet zasnął, ale nagle podniósł kolana i przyciągnął do siebie, obejmując je rękoma i zaczął się kiwać w przód i w tył, nie zwracając uwagi na pas, który nieco hamował jego ruchy i mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Potem opuścił luźno nogi i przez góra minutę siedział nieruchomo, patrząc szeroko otwartymi oczyma przed siebie. I nagle zaczął płakać. Machał rękoma, przez co Lukas nie jeden, i nie dwa razy został uderzony przypadkowo w twarz. Na jego szczęście Bill po jakiejś chwili się uspokoił i siedział spokojnie, aż do końca podróży. Przed wyjściem z samochodu zaczął się jednak głośno i niepohamowanie śmiać, przez co Lukas musiał obejść samochód, żeby podejść od jego strony i odpiąć Billowi pas, a potem wziąć go na ręce, bo podejrzewał, że ten nie będzie miał nawet siły ustać na nogach. Alkohol zbyt mocno zamroczył mu w głowie.

Lekkim kopnięciem zamknął drzwi od samochodu i przycisnął maleńki guziczek, powodujący automatyczne zablokowanie drzwi samochodu. Skierował się drzwi domu. Na jego szczęście Bill powoli się uspokajał i przestawał wierzgać nogami z przypływu nagłej radości.


Uprzedzając się poprzednio, że będzie potrafił się utrzymać na nogach, jeśli chwyci się go, opuścił Billa na ziemię i otworzył drzwi. Z trudem wszedł do środka i podtrzymując jedną ręką by tamten nie upadł, drugą zamknął drzwi. Rzucił kluczyki na komodę stojącą nieopodal i nieporadnie próbował zdjąć z siebie kurtkę. Udało mu się to, kiedy uścisk dłoni chłopaka podtrzymującego się go, nieco zelżał.
Lukas otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, gdy Bill naparł na niego całym ciałem przytwierdzając go do ściany i przybliżając swoje usta do jego, by zaraz potem go pocałować. Z początku nie wiedząc za bardzo co się dzieje, chłopak stał nieruchomo, jednak już po chwili zaczął oddawać pocałunek. Na początku oboje spokojnie muskali nawzajem swoje usta, lecz wraz z upływem czasu, zaczęli się całować coraz namiętniej. Bill wsunął swój język do jego ust, a dłońmi błądził pod jego koszulką. Lukas nie pozostawał dłużny. Chwycił go mocniej w pasie przyciągając do siebie i kolanem pocierał o jego krocze, potęgując przyjemne doznania. Nie lubił być jednak uległy w łóżku. Odwrócił się tak, że to on teraz przytwierdzał Billa do ściany. Nadal nie przerywając pocałunku, zaczął ściągać z niego spodnie i gdy chłopak został w samych bokserkach i koszulce, podniósł go i zaniósł do najbliższego pokoju, gdzie znajdowało się dwuosobowe łóżko. Położył go tam niezbyt delikatnie, wręcz rzucił i jak najszybciej zdjął z siebie prawie wszystko, pozostawiając jedynie w bieliźnie. Nachylił się i oparłszy dłonie obok głowy Billa i pocałował go wsuwając od razu język do jego ust. Wyczuwał, że nie był on nowicjuszem. Swoim kolczykiem w języku sprawnie manewrował powodując, że pocałunek był o wiele bardziej przyjemniejszy. Lukas z niechęcią oderwał się od niego, by zdjąć z niego koszulkę i bokserki. Jego oczom ukazała się nabrzmiała erekcja chłopaka. Pochylił się nad jego brzuchem i powoli zaczął składać na nim pocałunki kierując się w dół i znacząc po sobie wilgotną ścieżkę. Po chwili do jego uszu dotarły ciche westchnienia Billa. Poczuł jak jego ciało lekko drży, a on sam zaczyna niecierpliwie poruszać biodrami. Lukas dłońmi gładził wewnętrzną stronę ud chłopaka. Kiedy dotarł do jego erekcji, zawahał się chwilę. Nigdy wcześniej nie robił nikomu loda, ale jakimś cudem możliwość sprawienia Billowi przyjemności, niezwykle go kręciła. Przymknął lekko oczy i dotknął językiem jego żołądź. Chłopak cicho krzyknął. Lukas zanurzył sobie w ustach jego erekcję i powoli zaczął ją pieścić językiem. Po chwili już wyciągał ją sobie całą i zanurzał tak głęboko, aż stykała się z jego gardłem, powodując u niego odruchy wymiotne, jednak nie zaprzestawał tego. Ciche jęki Billa sprawiały, że jemu samemu zaczął stawać. Czując na języku pojedyncze krople nasienia, wyjął sobie jego penisa i zatykając kciukiem żołądź, nie pozwolił mu dojść. Bill popatrzył na niego zamglonymi oczyma z niezrozumieniem. Lukas podniósł się i jedną ręką ściągnął z siebie bokserki. Klęczał na łóżku pomiędzy jego nogami i wciąż nie pozwalając mu dojść, sam powędrował wolną ręką do swojego penisa. Patrząc odważnie w oczy Billowi, zaczął się masturbować, nieświadomie zaciskając przy tym rękę na jego penisie. Bill jęknął próbując odciągnąć ją, jednak był na tyle słaby, że nie dał rady. Po chwili, gdy jego erekcja osiągnęła już znaczny rozmiar, zaprzestał działania i uwolnił także penisa Billa. Chwycił jego biodra unosząc je do góry i kładąc sobie na ramiona przybliżył jego biodra do siebie. Chłopak oblizał usta patrząc na to co Lukas robi, lecz ten stał nieruchomo patrząc na jego sylwetkę. Bill poruszył zachęcająco biodrami, jednak ich ustawienie nic się nie zmieniło. Lukas zmarszczył brwi i zrzucił z siebie jego nogi.
- Nie zrobię tego- usiadł na brzegu łóżka, plecami do Billa.
- Czemu?- chłopak podniósł się i oparł się klatką piersiową o jego plecy. Jedną dłonią gładząc jego jasnowłose włosy a drugą smyrając go po brzuchu.
- Bill, jesteś strasznie pijany.
- Nieprawda! Tylko troszkę, wiem co robię- zapewnił go.
- Nie chcę wyjść na kogoś, kto wykorzystuje pijane osoby- Lukas westchnął, gdy Bill zaczął ssać płatek jego ucha.
- Ale ja tego chcę, nie wykorzystasz mnie- jego dłonie błądziły po umięśnionym i napiętym brzuchu Lukasa. Pomimo, że był praktycznie takiej samej sylwetki jak on, to jednak miał znacznie więcej mięśni.
- Dobrze, ale masz jakąś maść? Inaczej będzie cię bolało...
- Nie, nie przejmuj się tym- Bill chwycił go za podbródek, odwrócił go do siebie twarzą i namiętnie pocałował, sprawiając, że jego myśli powędrowały na inny tor. Rozłożył szeroko nogi zachęcając Lukasa do działania, a ten już bez chwili wahania chwycił raz jeszcze jego nogi, ale tym razem oparł je na swoich biodrach. Na początku gładził lekko kciukiem wejście Billa, chcąc go jakoś do tego przygotować, jednak widząc jego niecierpliwe spojrzenie uśmiechnął się, ale zabrał rękę. Chwycił mocniej jego biodra i naparł swoim członkiem na jego wejście. Billowi wydarło się ciche westchnienie i odchylił głowę do tyłu. Rękoma opierał się, by w razie czego móc patrzeć na Lukasa. Za pierwszym razem wszedł powoli i powoli także wyszedł. Widział, jak Bill zaciska wargi z bólu i nie chciał mu po prostu potęgować bólu. Wiedział, że niedługo zamieni się on w przyjemność, ale póki co, trzeba poczekać. Przez chwilę się nie ruszał, jednak czując mięśnie zaciskające się z bólu na jego członku, sprawiły, że stracił nad sobą panowanie. Zaczął szybko się w niego wsuwać i wysuwać ignorując ciche jęki bólu. Bill nie mając siły utrzymywać się na rękach opadł bezwładnie, zaciskając jeszcze mocniej zęby. Sam tego chciał, więc teraz musi cierpieć. Jednak, pomimo tego co o nim sądzi, stwierdził, że z Tomem było nieco przyjemniej. Tam przyjemność była dana z obu stron, a tutaj jedynie z jednej. Chwycił mocno za ramę łóżka, która znajdowała się za jego głową i choć wiedział, że powinien się rozluźnić, to jedna nie potrafił. Wręcz przeciwnie, napinał mięśnie jeszcze bardziej, co sprawiało mu niesamowity ból. Po chwili z jego oczu zaczęły płynąć pierwsze łzy. Lukas jednak tego nie widział. Głowę miał odchyloną do tyłu i lekko otwarte usta, z których wydobywały się westchnienia i głośnie jęki wyrażające jak bardzo jest mu dobrze. W pomieszczeniu unosił się zapach seksu, który pomimo chęci, był dla Billa prawie jak gwałt. Bardzo nieprzyjemny. Po chwili czuł jak coś ciepłego go wypełnia, a Lukas na niego opadł. Czuł go nadal w sobie, jednak nie miał siły, by cokolwiek powiedzieć, a tym bardziej zrobić. Jego mięśnie powoli się rozluźniały, a oddech powracał do normy. Siłą woli przetarł oczy i policzki z łez i wyjął z siebie członka Lukasa. Ten jednak się nie poruszył i leżał tak jak wcześniej. Bill na drżących nogach pozbierał swoje ubrania z podłogi i wciąż czując, że coś z niego wypływa, skierował się do łazienki. Oparł się rękoma o umywalkę i spojrzał na lustro przed sobą. Przypatrywał się swojemu odbiciu. O lekko drżących wargach, błyszczących oczach, peruce, która ledwo trzymała mu się na głowie, aż dziw, że jeszcze wcześniej nie spadła i całemu swojemu ciału. Tatuażom i całkowitemu braku mięśni. Patrzył na siebie z obrzydzeniem.


Westchnąwszy odkręcił kurek i przemył twarz wodą. Chwycił ręcznik leżący obok i wytarł ją. Usiadł na desce klozetowej pochylając się lekko w lewo i do tyłu. Przez chwilę szukał przedmiotu, aż w końcu znalazł i wyjął dziennik. Nadal drżącą dłonią otworzył na odpowiedniej stronie i lekko pochylonym pismem, zaczął pisać.
7 Dzień ucieczki
To było okropne.I nic więcej. Te trzy krótkie słowa, które dla niego znaczą naprawdę wiele.

9. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...

Przez chwilę przyglądał się kobiecie przy drzwiach, która z niemym zapytaniem na twarzy przypatrywała się samochodowi stojącemu na jej podjeździe. Przed wyjściem zdecydował się zdjąć z ręki opatrunek, żeby wyglądać w miarę poważnie, a nie jak ktoś poszkodowany. Szyby były lekko przyciemnione przez co nie mogła zobaczyć kto znajduje się w środku. Dostrzegł, że gdy zaczął otwierać drzwi, na jej twarzy pojawił się wyraz jakby nadziei. Czyżby myślała, że jest on jej synem? Domyślił się, że tak, gdy po opuszczeniu pojazdu pokręciła lekko głową.
Kiwnął na wznak do Gustava, aby też wysiadł. Zatrzasnął drzwi samochodu i nie patrząc za siebie, skierował się ku kobiecie. Miał na sobie normalne, luźne ubranie. Stwierdził, że woli nie robić niepotrzebnego zamieszania tym jak wygląda, więc ubrał się na pozór zwykłego młodzieńca. Gustav także otrzymał za zadanie sprawiać wrażenie człowieka, który nie ma nic wspólnego z wojskiem.


Żwir pod jego stopami cicho chrzęścił, gdy obchodził podjazd, ani razu nie spuszczając wzroku z kobiety. Uważnie zlustrował ją wzrokiem, na oko określając jej wiek na około czterdzieści pięć lat. Przystanął przed nią, jednak odezwał się dopiero gdy Gustav znalazł się za jego plecami.
- Dzień dobry- posłał jej jeden ze swoich najbardziej urokliwych uśmiechów.
- Dzień dobry- odpowiedziała mu, mrużąc oczy jakby chciała go przejrzeć na wylot.
- Czy wpuściłaby nas pani do środka?- zapytał uprzejmie splatając z tyłu, na plecach dłonie ze sobą. Przez chwilę stała nieruchomo, jednak po chwili kiwnęła głową i otworzyła szerzej drzwi, zapraszając tym samym do wejścia.- Dziękujemy.
- Proszę do salonu.- zaprowadziła ich do wspomnianego pomieszczenia. Tomowi w oczy rzuciła się stojąca na komodzie ramka ze zdjęciem przedstawiającym tę kobietę, uciekiniera- Billa i starszego faceta, który prawdopodobnie był jego ojcem. Poczuł się nieco dziwnie, gdy widział Billa na tym zdjęciu uśmiechniętego i jeszcze z włosami. Zdawał sobie sprawę, że swoimi czynami, zdecydowanie sprawił, że z jego twarzy znikł uśmiech. Szybko jednak przekonał się w myślach, że w zasadzie nikt kto musi przebywać w wojsku, nie jest szczęśliwy. Zastąpił to niemiłe uczucie stwierdzeniem, iż nie jest on niczemu winny. W końcu, po trupach do celu. Tak czy siak, ten chłopak kiedyś by musiał zgolić w końcu te włosy. Może nie do końca, ale chociaż odrobinę skrócić. A on mu w tym pomógł.- O co chodzi?- zapytała splatając dłonie na klatce piersiowej. Gustav wraz z Tomem usiedli na kanapie, lecz ona stanęła przed nimi patrząc na nich nieprzychylnym wzrokiem. Odkąd Bill musiał wjechać do wojska, stała się strasznie podejrzliwa i nikogo obcego nie traktowała z większą uprzejmością, niżby trzeba było.
- Może się przedstawię, jestem Gustav Schäfer- pułkownik wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Simone Kaulitz- nie wyciągnęła swojej dłoni, aby jego uścisnąć. Jej wzrok spoczął na generale, który teraz marszczył brwi, jakby się nad czymś mocno zastanawiał.
- Kaulitz?- powtórzył, wstając z kanapy.
- Tak. Jest z tym jakiś problem?- Tom wsadził dłonie do kieszeni spodni nie odpowiadając jej na pytanie.
- Gustav, wyjdź- wydał rozkaz. Kobieta popatrzyła na niego z zaskoczeniem, ale też lekko ze skrzywieniem. Odniosła wrażenie, iż Tom nie szanuje wspomnianego wcześniej Gustava, a według niej szacunek należy się każdemu. Nie odezwała się jednak, kiedy wyszedł.- Simone Kaulitz- powtórzył szeptem odchodząc od niej parę kroków w bok. Wziął do rąk ramkę ze zdjęciem, na które wcześniej się natknął.
- O co chodzi?- zapytała już lekko zdezorientowana.
- Bill Kaulitz to pani syn, czyż nie?- bardziej stwierdził niż spytał, a że stał do niej tyłem, to nie widział jak kiwnęła głową.
- Mogę wiedzieć...
- Nie był on jednak jedynym pani synem, prawda?- Tom odwrócił się do niej, a w jego oczach można było dostrzec powoli narastającą złość.
- Nie odpowiem na to. Nie wiem kim pan jest, ale proszę odłożyć zdjęcie na miejsce...
- Prawda?!- powtórzył z uporem, przerywając jej znowu w środku zdania. W odpowiedzi dostał ostrzegawcze spojrzenie. Wcześniej, gdy przeglądał dokumenty dotyczące Billa, widząc jego nazwisko zastanawiał się, czy może ktoś popełnił literówkę, czy też po prostu przypadek, że mieli takie same nazwiska i dał sobie z tym spokój. Teraz jednak, gdy zobaczył to zdjęcie, jego wspomnienia jakby odżyły. Zaczął kojarzyć niektóre fakty i teraz stając twarzą w twarz z tą kobietą, chciał poznać prawdę, dowiedzieć się, czy jest tym kim wydaje mu się być.
- Proszę odstawić to zdjęcie z powrotem na miejsce- syknęła, wyprowadzona z równowagi. Zaraz jednak wzięła głęboki wdech i wydech, żeby się uspokoić.
- Brakuje tu kogoś- powiedział odwracając w jej stronę zdjęcie i pukając lekko palcem wskazującym pokazywał miejsce pomiędzy nią a Billem.
- Nie rozumiem o co panu chodzi, ale nie podoba mi się pańskie zachowanie. Proszę wyjść.
- Doprawdy?- Tom zaśmiał się lecz nie było w tym słychać ani krzty rozbawienia. - Własnego syna wyrzucać z domu?
- C-co?- Simone otworzyła szeroko oczy i zamarła.
- Niby nie wierzę w ten instynkt macierzyński, ale żeby nie poznać własnego, rodzonego syna, to już przesada, nieprawdaż...- rzucił w jej stronę ramkę ze zdjęciem i dodał kpiąco: - Mamo?
- A-ale...- nie mogła w to uwierzyć.
- Ewentualnie mogę się mylić, w końcu też jestem człowiekiem. Bo niby czemu nie mógłbym się nazywać ot tak, Tom Kaulitz?- zadał pytanie retoryczne podnosząc lewą brew i uśmiechając się lekko pod nosem.- Zawsze też mogła porzucić mnie jakakolwiek inna kobieta, ale nie... Nie jestem tym faktem urażony, naprawdę- dodał obracając się na pięcie i przechodząc się po salonie.- Przecież miałem naprawdę szczęśliwe dzieciństwo, wiesz... Mamo, tamte dzieciaki z ośrodka wcale nie były takie straszne. Nic a nic!- widząc jej lekko przerażone spojrzenie, nie mógł przestać się uśmiechać. Potwornie, jak szaleniec.- Patrz, jaka ładna ironia... Mamo...




***6 Dzień ucieczki (wolności)Czuję, że naprawdę zaczyna nam się całkiem dobrze układać. Dzisiaj, a dokładnie za parędziesiąt minut jedziemy z Lukasem na rozmowy kwalifikacyjne. Mam nadzieję, że zdobędziemy pracę, bo Elias raczej cały czas nie pozwoli nam z nim mieszkać, jak nie będziemy się dokładać do rachunków, ale poza tym to miły chłopak. W końcu nie każdy pozwoliłby zamieszkać ze sobą zupełnie obcym osobą...
No cóż, życz mi powodzenia. Czy co tam... Zaszeleść kartkami, na jedno wyjdzie.





Uważał, że to niesprawiedliwe. Lukasa przyjęli do pracy, a jego nie chcieli, bo na głowie miał tylko lekki puszek, a nie jakieś wielkie kępy włosów.
- To dyskryminacja- prychnął zły, gdy stali wraz z Eliasem przed drzwiami wielkiego budynku.- Sam fakt, że mam się starać o pracę sekretarki już jest straszny, ale jeszcze to, że każecie mi nosić tę głupią perukę, to po prostu czysta dyskryminacja.
- Otto, nic na to nie poradzimy. Właściwie, to czemu w ogóle zgoliłeś te włosy skoro tak tego tak żałujesz?
- Przegrał zakład- wymyślił szybko Lukas, a Elias pokręcił z rozbawieniem głową.
- Spójrz na to z innej strony, niedługo ci odrosną i pozbędziesz się peruki- Bill posłał Lukasowi spojrzenie pełne złości.
- Ty się lepiej nie odzywaj- warknął zły i pchnął drzwi, aby wejść do środka.- To gdzie idziemy?- zapytał Eliasa, gdy już znajdowali się wewnątrz.
- Czekajcie, zapytam jej- wskazał na dziewczynę siedzącą przy recepcji i odwrócił się by do niej podejść.
- Ta peruka mnie swędzi- jęknął Bill drapiąc się jedną ręką po głowie.
- Ale bez niej cię nie zatrudnią- odpowiedział mu Lukas.
- Mówiłem ci już, żebyś się zamknął- mruknął, chowając dłonie do kieszeni.
- Nie przesadzaj. Na świecie są gorsze rzeczy...
- Na przykład latające świnie- dodał ponurym głosem Bill.
- Tak... Zaraz, co?!- Lukas zaczął się cicho śmiać i pociągnięty za rękę przez Billa ruszył w stronę Eliasa, który do nich machał.
- To tak, za dziesięć minut będziesz miał rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli dobrze pójdzie, to już po weekendzie będziesz mógł zacząć pracę obok tej pięknej kobitki- zwrócił się do Billa.- Powiedziała, że CV nie jest akurat potrzebne, więc tym lepiej. Po prostu bądź sobą.
- Lepiej nie- Lukas zaczął się naśmiewać Billa, który walnął go lekko w ramię w geście oburzenia.

*Jakiś czas później
*
- Mam tę pracę! Mam, mam!- Bill po zamknięciu drzwi, zaczął od razu skakać z radości. Przybił z chłopakami piątki i szczerząc się ruszyli do wyjścia.
- No, koledzy. Trzeba to opić! Znam fajny klub. Ja stawiam- odezwał się Elias, gdy już byli na zewnątrz i kierowali się do jego samochodu.
- Zgadzam się- powiedział Bill zacierając ręce. Lukas tylko jeszcze mocniej się wyszczerzył o ile było to możliwe i pojechali.

*
Jeszcze dalszy „jakiś czas później”*


Bill był kompletnie pijany. Elias też. Przynajmniej z punktu widzenia Lukasa, który tylko powoli sączył pierwszego drinka, podczas gdy tamta dwójka zamawiała już piątego, czy szóstego...
Przyglądał się jak tamta dwójka wyszła na parkiet, choć ledwo co trzymała się na nogach i próbowała wyrwać sobie do tańca jakąś dziewczynę. Eliasowi to się udało i już po chwili „tańczył” z kimś, natomiast Bill pomimo paru chętnych dziewcząt do tańca, nie wybrał żadnej tylko skierował się do baru.
Wstał, żeby podejść do niego, kiedy za rękę złapała go jakaś dziewczyna i chcąc nie chcąc (a bardziej to drugie) zaczął z nią tańczyć. Jednak wzrok cały czas miał utkwiony w chudej sylwetce Billa i za nic go nie spuszczał. Dłońmi, co prawda wędrował po ciele tejże panny, ale nie patrzył na nią.


Dziewczyna po chwili zorientowała się, że jej partner do tańca nie jest nią zainteresowany i prychnęła ze złością zrzucając z siebie jego dłonie, poszła szukać kolejnego chętnego faceta.
Lukas natomiast odetchnął jakby z ulgą i skierował się w stronę baru, kiedy ktoś go znowu zatrzymał. Już chciał się odwrócić i obrzucić jakąś niecenzuralną obelgą tę osobę, kiedy spostrzegł, że jest to Elias trzymający za rękę jaką dziewczynę.
- Nie wrócę dzisiaj na noc do domu!- krzyknął głośno pokazując na partnerkę. Lukas uśmiechnął się i pokazał mu uniesiony kciuk, a potem znowu odwrócił się w stronę baru, jednak nie dostrzegł tam już Billa. Przeklął cicho i zaczął się rozglądać, jednak prócz oślepiających świateł i mnóstwa ludzi, nie było tam poszukiwanego przez niego chłopaka. Elias coś jeszcze do niego krzyczał, ale nic już nie rozumiał. Miał zamiar otworzyć usta, żeby mu odkrzyknąć, kiedy tamten wcisnął mu w rękę swoje kluczyki od samochodu i zniknął w czeluściach klubu.
Nagle ktoś mu się rzucił na plecy. Lukas krzyknął cicho i chciał tego kogoś z siebie zrzucić, kiedy dostrzegł znajomy tatuaż na lewej ręce.
- Wio koniku! Do domu, wio!- krzyczał pijany Bill, zaśmiewając się co chwilę. Lukas pokręcił z rozbawieniem głową i skierował się do wyjścia. Nie był jakoś specjalnie pijany, więc zdecydował się pojechać do ich wspólnego domu, żeby tam jakoś w miarę uspokoić rozweselonego Billa.

8. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...

Miał wyjątkowo dobry humor, bowiem już tego dnia mieli go wypuścić ze szpitala. Wyniki jego badań były prawidłowe, także lekarze bez obaw pozwolili mu wyjść na światło słoneczne. Lewą rękę miał unieruchomioną i zawiniętą w bandaż, bo nie chciał się zgodzić na gips, a to, że kończyna może się nieco gorzej zrosnąć nie ruszało go.
Dodatkowym powodem, dla którego tak długo utrzymywał mu się dobry humor, to wydarzenie z dnia poprzedniego.(Uwaga, teraz będzie +18 więc jak ktoś chce pominąć czy coś, to niech przewinie do miejsca, gdzie czcionka nie jest pochyła. A tak to zapraszam do czytania xD- dop. aut.)


Gdy kolejnego dnia przyszła ta sama pielęgniarka, oprócz samego perwersyjnego uśmieszku odważył się także na zaczepienie jej słowami. Dziwił się sam sobie, bowiem nie było jeszcze takiej kobiety, która zdołałby go onieśmielić, a tu niespodzianka!


Wykorzystał moment, w którym podeszła do niego, aby odebrać termometr i w chwili kiedy wyciągnęła rękę, złapał ją za nadgarstek zmuszając ją tym samym, żeby się pochyliła w jego stronę, a sam podniósł się do półprzysiadu w wyniku czego stuknęli się lekko nosami. Rzucił krótkie spojrzenie na zegarek nad drzwiami. Miał jeszcze sporo czasu do przybycia pułkownika, więc postanowił to wykorzystać.


- I co teraz?- zapytała kładąc prawą dłoń na jego klatce piersiowej i zjeżdżając nią coraz niżej sprawiła, że powrócił wzrokiem do jej oczu lub odrobinę niżej.
- Sądzę, że mogłabyś zamknąć drzwi- odparł puszczając jej nadgarstek.


- Po co tracić na to czas?- zadała pytanie odrzucając kołdrę z jego nóg na podłogę.
- W sumie masz rację- mruknął łapiąc ją w pasie i przyciągając do siebie, żeby zaraz potem utkwić z nią w namiętnym pocałunku. To, że drzwi nie były zamknięte na klucz, nieco dodawało mu adrenaliny. Ściągnął gumkę, trzymającą jej włosy w ładnym koku, sprawiając, że rozsypały się one na jej ramiona,, a co poniektóre kosmyki zaczęły go łaskotać w twarz. Natomiast jej ręce powędrowały pod jego koszulę i gładziły napięte mięśnie jego brzucha.
Na chwilę oderwali się od siebie, żeby Tom zrzucił z siebie dość nieudolnie, dopiero przy jej pomocy koszulkę i po wstaniu, opuścił spodnie wraz z bielizną, które zjechały nisko, do kostek. Uwolnił stopy od materiału, który kopnął w jakiś odległy kąt pomieszczenia, a potem pchnięty usiadł na łóżku obserwując jej poczynania. Powoli rękoma powędrowała do maleńkich, białych guzików swojej bluzki i patrząc mu uważnie w oczy, rozpinała je. Po chwili zrzuciła z siebie bluzkę, pozostając w różowym biustonoszu z koronkami. Następnie odwróciła się do niego tyłem i kręcąc zachęcająco biodrami, opuściła wzdłuż nóg spódniczkę. Pozostając w samej bieliźnie, podeszła do niego seksownie i uklęknęła pomiędzy jego nogami. Tom przysunął się lekko do przodu i prawą ręką chwycił jej włosy, żeby nie wpadały do oczu. Lewą rękę opuścił swobodnie na łóżko.
Kobieta przymykając oczy ustami dotknęła jego przyrodzenia początkowo lekko je muskając, jednak po chwili wzięła je sobie do ust. Z jego ust wydobył się jęk rozkoszy i odchylił głowę do tyłu. Już od długiego czasu brakowało mu porządnego seksu, a tamten... Chłopaczek najlepszy jednak nie był, bo możliwość wybrania, w którą dziurkę chce się wbić wygrywa.
Na jego czole powoli zaczęły się pojawiać krople potu, a oddech stał się szybki i płytki. Kiedy już czuł, że zaraz dojdzie, ona wyjęła sobie z ust jego erekcję i zatykając kciukiem końcówkę penisa uniemożliwiła mu oddanie się rozkoszy. Spojrzał na nią niezrozumiale.
- Chcę żebyś zrobił to we mnie- powiedziała próbując ściągnąć z siebie bieliznę. Widząc, że nieco problemu sprawia jej to zrobienie jedną ręką, złapał swojego penisa, a ona zaś mając obie ręce wolne, szybko się rozebrała do naga. Tom podniósł się z łóżka i ruchem dłoni nakazał jej odwrócić się do siebie tyłem. Zrobiła to opierając się dłońmi o ścianę i wypinając przy tym zachęcająco seksowny tyłeczek, czekała, aż w nią wejdzie. Było mu nieco trudniej działać z jedną niezdolną do użytku ręką, ale udało się. Nakierował czubek przyrodzenia na jej wejście, jednak po chwili zdecydował, że wybiera drugą dziurkę i bez ostrzeżenia wbił się tam. Ona jęknęła głucho i opadła na łóżko. Mięśnie jej tyłka zacisnęły się z bólu, co jednak jemu dało niezwykłą przyjemność.
- Nie zgadzam się na anal- wydyszała, po którymś jego pchnięciu.
- Zaraz będzie przyjemnie, kotku. Chyba nie chciałabyś zajść w ciążę?- zadał pytanie retoryczne. Prawą ręką mocno chwycił ją w pasie sprawiając, że musiała się podnieść do pozycji pionowej i tym samym mocniej na niego nabić. Odczekał chwilę, a potem agresywnie zaczął ją pieprzyć. Ich głośne jęki rozlegały się po całym pomieszczeniu, a odgłos styczności jego bioder z jej pośladkami dodatkowo potęgował jego działania. Tak jak mówił, kobieta po chwili zaczęła czerpać z tego przyjemność i prosić go o więcej. W najmniej spodziewanym momencie uwolniła się od niego powodując, że wytrysnął na białą posadzkę. Popatrzył się na nią zdezorientowany, kiedy ta popchnęła go na łóżko. Upadł na nie plecami, a gdy chciał się podnieść uniemożliwiła mu to przyciskając jego jedno ramię do materaca. Druga jej ręka zaś powędrowała do jego penisa, aby wznowić erekcję. Nie musiała czekać długo, po chwili Tom i jego mały przyjaciel byli gotowi do dalszego działania. Wdrapała się na łóżko i ukucnęła nad jego penisem, by zaraz potem się opuścić, wywołując tym samym u siebie, jak i u niego jęk. Poruszył biodrami, żeby ją nieco ponaglić,a ona zachęcona tym zaczęła się coraz szybciej podnosić i opuszczać, opierając się rękoma o jego klatkę piersiową. Po chwili oboje zakończyli to orgazmem.
- Ubieraj się- wydyszał nie patrząc na nią. Zastygła bez ruchu, nie spodziewała się, że tak od razu ja wyrzuci. W głębi duszy miała nadzieję, że ten seks będzie coś dla niego znaczyć.
- Dupek- warknęła zezłoszczona i strzeliła mu siarczysty policzek.
- Czekaj- powiedział, gdy już stała przy drzwiach. Odwróciła się zaciskając dłonie w pięści.- Jak masz na imię?
- Ana- wysyczała i odwróciła się, by zaraz potem zatrzasnąć drzwi z wielkim hukiem.
- Ana- wyszeptał do siebie i wstając po jakimś czasie, postanowił się ubrać, a potem jakoś ubrać.





- Powiedz mi proszę, dlaczego tak bardzo chcesz ich odszukać, bo nawet jak ich znajdziesz, to co zrobisz?- zapytał Gustav wkładając dłonie do kieszeni, gdy szedł wraz z Tomem do jego nowego samochodu, który przysłali mu w zamian za wierną służbę.


- Widzisz... Udało im się uciec w najmniej odpowiednim momencie...


- Nie rozumiem- przerwał mu pułkownik.
- To może nie przerywaj, to się dowiesz- odburknął mu lekko rozzłoszczony Tom.
- Przepraszam- Gustav schylił głowę w geście skruchy, ale gdyby przyjrzeć mu się uważnie, to można było dostrzec kpiący uśmiech malujący się na jego twarzy.


- Jak już mówiłem, uciekli w najmniej odpowiednim momencie, bowiem dzień wcześniej objaśniałem początkującym taktykę... Masz klucz?- przystanęli koło czarnego Cadillaca. Taki samochód najbardziej się podobał generałowi i widok tegoż auta sprawił, że na jego twarzy przez chwilę tkwił grymas wyrażający zadowolenie.
- Tak, pozwól, że ja będę prowadził- powiedział Gustav, gdy Tom chciał usiąść za kierownicą. Niechętnie się zgodził patrząc jakby ze złością na swoją rękę, bo to przez nią nie mógł prowadzić.
- Teraz już rozumiesz dlaczego tak bardzo chcę ich znaleźć?- kontynuował rozmowę w samochodzie.
- Nieco bardziej, ale nadal nie wiem co im zrobisz...
- I niech cię to nie interesuje- mruknął odwracając twarz w stronę okna.
- Ok- Gustav wzruszył ramionami.- A tak właściwie, to gdzie jedziemy?
- Do Loitsche- oparł czoło o szybę powodując, że zaparowała pod wpływem jego ciepłego oddechu- znasz adres.


*Parę godzin później*


Spod zmrużonych powiek obserwował jak wjeżdżali na niewielki podjazd. Dom był niewielki, otoczony prze krzaczki róż. Z zewnątrz sprawiał dość miłe wrażenie przytulnego i, aż zapraszającego do swojego wnętrza. W oknach wisiały firanki koloru beżowego poruszające się lekko przez wiejący wiatr. Jego wzrok powędrował na drzwi, które się otwarły i wybiegł z nich dość sporych rozmiarów psów i szczekając podbiegł do samochodu, gdzie się znajdował. Uwielbiał psy i chętnie by teraz zapomniał o tym, co miał zamiar zrobić, by oddać się czynności jaką było głaskanie tegoż hałaśliwego zwierzęcia. Ale widok kobiety wychylającej się delikatnie zza drzwi, momentalnie przypomniał mu o obowiązkach i zadaniu jakie sobie narzucił.

***
- Witajcie w moim domu!- powiedział radośnie, szczerząc zęby Elias.
- Nieźle się tu urządziłeś- przyznał Lukas, a Bill mu potakiwał.
- Dzięki. Przepraszam was, ale muszę na moment pojechać do pracy, bo mnie potrzebują. Poradzicie sobie beze mnie?- zapytał trzymając dłoń na klamce drzwi wyjściowych.
- Raczej tak, nie powinniśmy się zgubić- powiedział niepewnie Bill.
- A bym zapomniał!- Elias sięgnął do kieszeni spodni i po chwili rzucił w nich kluczami.- Nie powiedziano mi dokładnie o co chodzi, a jakby wam się nie chciało już przebywać w domu, to możecie sobie wyjść. Tylko już sami musicie sobie dorobić jeszcze parę, bo ja już nie mam żadnych zapasowych. To do zobaczenia- powiedział znikając szybko za drzwiami.
- Pa- odezwał się za nim Bill. Odwrócił się w stronę Lukasa zacierając ręce- No to pora zacząć zwiedzać.
- Dobrze, że na niego trafiliśmy- wyszczerzył zęby i skierował się w stronę drzwi do, jak się okazało salonu. Bill wszedł za nim do pomieszczenia i zaczęli je wspólnie oglądać.


*Jakiś czas później*


- Wychodzimy?- zapytał Lukas przeglądającego się Billa w lustrze.
- Jak ja wyglądam- jęknął nie odpowiadając mu na pytanie.- Nikt mnie nie zechce, będę starym, zrzędzącym emerytem i umrę oglądając jakieś nudne programy przyrodnicze...
- Daj spokój, kupimy ci perukę i będziesz wyglądał trochę jak człowiek- powiedział przewracając oczyma.
- Czyli twoim zdaniem, teraz wyglądam nienormalnie?!- pisnął z wściekłości, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie, nie- zaprzeczył Lukas podnosząc ręce do góry w geście obrony.
- Dobra- mruknął zły otwierając drzwi wejściowe.- A masz w ogóle jakąś kasę?- odpowiedziało mu milczenie.- No to nie mamy co szukać. Chyba, że pracy...- zatrzasnął drzwi.- A na to nie mam teraz najmniejszej ochoty.
- Jesteś leniem- stwierdził Lukas z pobłażliwym uśmiechem.
- Oj tam- Bill machnął na niego ręką kierując się w stronę kuchni, gdzie wcześniej uważnie przeglądał jej wszystkie zakamarki w poszukiwaniu jedzenia.- Jeść mi się chce.


***


- To jest upokarzające- mruknął Georg myjąc naczynia.- Ok, rozumiem. Zapomniałem zorganizować wam obiad, no ale żeby kazać mi myć naczynia... I to jeszcze w tym jaskraworóżowym fartuszku!


- Nie narzekaj- powiedział pilnujący go chłopak, podpierając twarz o dłoń.- I tak masz lepiej niż ktokolwiek tutaj.
- Jak to?- odwrócił się trzymając w dłoniach talerz.
- Chyba żartujesz jeśli tego nie wiesz- prychnął ze złością.- Mam dziewiętnaście lat, a trafiłem tutaj mając tylko siedemnaście. Moi rówieśnicy chodzą na imprezy, mają dziewczyny, a ja? Muszę uczyć się walczyć, strzelać z pistoletu, karabinu i ogólnie ćwiczyć się w zabijaniu. Czy ty naprawdę myślisz, że to fajne? Nawet nie mogę utrzymywać kontaktu z rodziną! Powoli zapominam jak wygląda moja mama, siostra... Zapominam jak brzmiał ich głos... Dlatego jeśli jeszcze będziesz narzekać, to obiecuję, że strzelę ci w łeb- skończył mówić zaplatając ręce na klatce piersiowej.

***
- Mam nadzieję, że nie jesteś na nas zły?- spytał Lukas Eliasa, gdy ten pojawił się w kuchni i zaskoczony wpatrywał się jak on z Billem wyjadają mu całe jedzenie z lodówki.
- Aż tak byliście głodni?- zapytał z niedowierzaniem.
- Trochę- przytaknął Bill z wypchanymi bułką ustami.
- Myśleliście już nad pracą?
- Przez chwilę, doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak załatwisz nam ją u tego swojego kumpla, bo zawsze to ktoś znajomy i jest mniejsza szansa na to, że ktoś będzie nas chciał wykiwać- powiedział Lukas.
- Dobra, to pójdziecie ze mną jutro do jego firmy, jest uczciwym człowiekiem- Elias usiadł na krześle i wyciągnął rękę po jedną z bułek leżących na stole i posmarował ją sobie napoczętą już czekoladą.

***


Bill z uśmiechem usiadł na opuszczonej desce klozetowej i otworzył dziennik.




5 Dzień ucieczki W zasadzie od wczoraj nic się nie zmieniło. Wszystko podąża w dobrym kierunku, a na głowie pojawiły mi się już pierwsze włosy! Dość szybko, ale to dobrze. Elias okazał się być fajnym chłopakiem i gdyby nie to, że do tych z taką orientacją jaką mam ja i Lukas podchodzi niezbyt dobrze, to jest naprawdę super! Teraz tylko boję się trochę tej nowej pracy i tego jak będą na mnie patrzeć, ale myślę też, że nie powinno być aż tak źle... No, mam nadzieję.

7. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...

Wystarczy jedna chwila. Jedna chwila, która może zadecydować o czyimś losie. W ciągu jednej minuty ktoś może się narodzić, a ktoś umrzeć. Gdzieś znajdują się osoby, które w danej chwili śmieją się do rozpuku, natomiast w innym miejscu załamują się psychicznie.
Szpital. Ogromny budynek mieszczący w sobie wiele pomieszczeń, w których przebywają ludzie. Jedni jedzą, leżą lub załatwiają swoje potrzeby, inni zaś walczą o swój byt.


Przed salą operacyjną, w której lekarze walczyli o życie człowieka, na turkusowym, plastikowym krzesełku siedział mężczyzna. Wzrok miał wbity w drzwi, a okazując swoje zniecierpliwienie stukał stopą o posadzkę. Co jakiś czas korytarzem przechodziła pielęgniarka, tudzież pielęgniarz czasem zatrzymując się, aby zapytać blondyna o samopoczucie. On jednak nie potrzebował pomocy. Myślami był na autostradzie, gdzie zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Sam wyszedł z niego praktycznie nie będąc poszkodowanym, jedynie lekki uraz głowy, co zaowocowało opatrunkiem, przez który prawie nie było widać jego włosów. Jedynie pojedyncze kosmyki. Niestety jego współtowarzysz nie miał tyle szczęścia. Widząc go jeszcze przez krótki okres czasu, zanim przyjechała karetka, zaobserwował, że lewa ręka była zgięta pod niewłaściwym kątem, a z ust dość bliskiego mu człowieka, wypływała strużka krwi. Potem stracił go z oczu.


Tykanie zegara wydawało się dla niego być nieskończone i bardzo powolne. Białe ściany oznaczone na środku ciągnącą się przez cały korytarz niebieską kreską o grubości jego dłoni, powodowały u niego lekkie zawroty głowy. Z westchnięciem ściągnął na chwilę okulary by przetrzeć oczy drżącą dłonią i założył je z powrotem. Rozprostował nogi utrudniającym tym samym przechodzenie ludziom, ale nie przejął się tym, pomimo kilku rzuconym w jego stronę lekko podenerwowanych spojrzeń. Zaplótł ręce na klatce piersiowej i przymknął oczy. Po głowie cały czas krążyło mu jedno słowo, będące jednocześnie pytaniem: Dlaczego?


Za nic nie mógł zrozumieć z jakiego powodu Tom ruszył w pogoń za zbiegami. Owszem, za ich ucieczkę musiałby odpowiedzieć przed ludźmi mającymi stopień wyższy od niego, ale wątpił, żeby strach zmusił go do pościgu. Dla niego jedno wykluczało drugie. Ale rozkaz, to rozkaz.


Nie wiedział ile minęło już czasu. Sekundy, minuty, a może nawet godziny? Nie przejmował się tym zbytnio. Ważne dla niego było, żeby tylko operacja się powiodła.


Słabe dotąd, uczucie strachu powoli kumulowało się w nim połączone z adrenaliną. Wyczekiwał.


Nagle drzwi otworzyły się. Na korytarz wyszedł facet w białym kitlu. Na czole lśniły mu pojedyncze kropelki potu, a policzki były lekko zaróżowione z wysiłku. Zauważywszy go, Gustav natychmiast podniósł się na nogi.
- Co z nim?- wbił w chirurga swoje zaniepokojone spojrzenie. Lekarz zacisnął wargi i zmarszczył brwi. Po chwili odezwał się zachrypniętym głosem:


- Informacji udzielamy jedynie rodzinie.


- Tom... Nie ma rodziny. Na tą chwilę jestem najbliższą mu osobą.


- Przykro mi, ale...


- Nie ma nikogo, oprócz mnie, kto by się nim przejmował!- powiedział z uporem Gustav mrużąc przy tym oczy.


- Niech będzie- chirurg odchrząknął.- Podczas operacji wystąpiły drobne komplikacje. Pacjent stracił sporo krwi i trzeba było mu ją przetaczać. Złamanie zamknięte lewej ręki, co może w przyszłości skutkować lekkim jej niedowładem ale na szczęście nic więcej mu nie dolega.. Przez najbliższy okres czasu, pacjent będzie przebywał na obserwacji, potem go wypiszemy. Teraz przebywa w silnej narkozie, aczkolwiek obudzić się może w każdej chwili- wyrecytował wszystko jakby mówił wiersz i patrzył uważnie na zmieniającą się mimikę twarzy stojącego przed nim człowieka. Od zniecierpliwienia przez zaskoczenie po troskę.


- Ale przeżyje? Nic mu już nie zagraża?


- Tak. Przeżyje- lekarz poklepał go po ramieniu z pokrzepiającym uśmiechem i odwrócił się, aby odejść w znanym sobie kierunku. Gustav odprowadził go wzrokiem, a potem zaczął się przyglądać, jak drzwi otwierają się i wyjeżdża znajomy mu człowiek na łóżku.


Uśmiechnął się do swoich myśli. Ważne, że im obojgu nic się nie stało. Ale mimo wszystko obawiał się. Znał Toma bardzo dobrze i wiedział, że jak ten czegoś się uprze, to nie odpuści. Co będzie później? Nie ma pewności, że uda im się złapać uciekinierów. Los może nie być im sprzyjający. Jeżeli Tom pomimo tego, pomimo otrzymywania poważnych obrażeń będzie chciał kontynuować, to dla niego... Jest on masochistą.


Schował dłonie do kieszeni swoich spodni i ruszył w kierunku sali tegoż człowieka. Już niedługo się przekona co dalej.


Otworzył oczy, jednak przez oślepiające światło natychmiast je zamknął. Poczekał krótką chwilkę i ponownie je otwarł lecz już nie tak szeroko. W głowie niesamowicie mu szumiało, a w uszach mu dzwoniło. Zmrużył oczy i powoli, kawałek po kawałku, oglądał pomieszczenie w jakim aktualnie się znajdował. Przy jego łóżku, co natychmiast zaobserwował, stało krzesło, na którym siedział Gustav. Miał zamknięte oczy, więc podejrzewał, że zasnął. Pikanie aparatury i dziwny chemiczny zapach sprawiły, że domyślił się, iż znajduje się w szpitalu. Po chwili do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Biały, obcisły strój opinał jej się na biuście, podkreślał talię, a krótka spódniczka pozwalała dostrzec mu długie, opalone nogi. Kobieta widząc, że lustruje ją wzrokiem, uśmiechnęła się z politowaniem i podeszła do niego by zmierzyć gorączkę. Chwilę ciszy, przerywanej co chwilę cichym chrapaniem Gustava, Tom wykorzystał zaglądając jej głęboko w dekolt, gdy pochylała się, aby poprawić mu poduszkę. Nie dawał jej więcej niż dwudziestkę.


Wyjąwszy termometr i po zobaczeniu wyniku jaki na nim widniał, pielęgniarka rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na lustrując jego twarz i odwróciła się by wpisać wynik na kartę pacjenta, a potem odwrócił się by wyjść z sali. Przejechał wzrokiem po jej sylwetce zatrzymując spojrzenie na pośladkach, które chwilę później znikły za drzwiami. Uśmiechnął się do siebie chytrze spoglądając na Gustava.





***


Uważnie obserwował przemijający krajobraz za oknem. W samochodzie cicho leciała jakaś spokojna muzyczka, co chwile przerywana poprzez stracenie zasięgu. Uśmiechał się leciutko na myśl, że już niewiele brakuje, aby mógł wieść wolny żywot wraz z Lukasem. Jedyne co go smuciło, to to, że nie może w najbliższym czasie utrzymywać kontaktów z rodzicami, a bardzo za nimi tęsknił.


- To musiało być nieco męczące, co?- nagłe pytanie ze strony kierowcy zmusiło jego myśli do powrotu na ziemię.


- Yhm, tak, tak- potakująco pokiwał głową, nie wiedząc co za bardzo odpowiedzieć.


- Nie słuchałeś mnie, prawda?- Bill lekko zarumienił się ze wstydu. Słuchał go, naprawdę, ale tylko przez chwilę, na początku...


- Ja po prostu...- próbował się jakoś wytłumaczyć, ale wtem chłopak mu przerwał.


- Ok, spokojnie- roześmiał się.- A tak w ogóle, to nazywam się Elias, bo chyba wcześniej zapomniałem się przedstawić- niebieskooki blondyn uśmiechnął się do niego odwracając na chwilę wzrok od drogi. Był bardzo podobny do Lukasa, ale jednak oboje mieli to coś w sobie, co ich odróżniało. Jednak w przypadku obojga nie zdołał jeszcze odgadnąć, co to takiego dokładnie jest.- Gdzie tak właściwie was zawieźć?


- Do Hamburga- odezwał się z tyłu Lukas. Bill słysząc jego głos wystraszył się, bowiem myślał, że Lukas jeszcze śpi.
- Do Hamburga...- powtórzył Elias potakując głową i znów patrząc przed siebie.- Macie tam jakiś znajomych? Żeby gdzieś się zatrzymać, czy coś?


- Hm, nie- odparł po chwili zastanowienia Lukas.


-O! To może chcielibyście ze mną zamieszkać? Mieszkam w Hamburgu, a że mam dość spore mieszkanie, to w zasadzie nie byłby żaden problem...


- Jesteś pewien?- zapytał nieco zaskoczony Bill.


- Jasne, żaden problem- odparł Elias. Po chwili jeszcze dodał: - Tylko nie myślcie sobie, że jestem gejem! Zbiera mi się na wymioty jak muszę na kogoś takiego patrzeć, a co gorsza, jeszcze z kimś takim gadać- skrzywił się.


- W sumie, nie mamy zbyt wielkiego wyboru- powiedział Lukas spoglądając znacząco na Billa, a ten odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, jednak po chwili Elias znów się odezwał:


- Świetnie! Mamy jeszcze parędziesiąt kilometrów do domu, więc może opowiecie coś o sobie? Bo nie wiem nic.


- Dobra... To ja się nazywam Otto- zaczął ostrożnie i powoli Bill starając się skłamać w dość znaczących faktach.- Mam dziewiętnaście lat, wcześniej mieszkałem w Nurnbergu i to by było już chyba na tyle...


- A ja jestem Paul, mam dwadzieścia jeden lat i mieszkałem wcześniej prawie na wybrzeżach Niemczech- powiedział szybko Lukas.


- Ok, dobrze wiedzieć. Jakbyście chcieli jeszcze coś o mnie wiedzieć, to pytajcie. Swoją drogą zastanawia mnie trochę jak się znaleźliście w tamtej wiosce, ogólnie ludzie jeśli już, to błądzą...


- Wolelibyśmy o tym nie mówić- odparł Bill.


- Niech będzie... Niby jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce, ale szukacie może jakiejś pracy? Bo mimo wszystko, za darmo ze mną mieszkać nie będziecie, rachunki kosztują...


- Może najpierw niech przyzwyczaimy się do miejsca, a potem zaczniemy szukać roboty. Nie wiem jak z B... Otto- Lukas zaciął się na chwilę- ale ja, nie jestem leniwy i mam dużo energii- wyszczerzył się, gdy Bill uderzył go ze złości w ramię.


- Dobrze wiedzieć, jakby co to znam paru znajomych, którzy poszukują aktualnie pracowników.


- Spoko- odparł Bill odwracając twarz w kierunku szyby samochodowej z boku. Cieszył się, że powoli życie zaczęło mu się układać.





***


- Mamy do pogadania- odezwał się jeden z pięciu facetów, znajdujących się aktualnie w dość sporym pomieszczeniu.- Radzimy ci się nie chować, bo i tak cię znajdziemy, a wtedy nie będzie tak miło, więc wychodź gdziekolwiek jesteś!


- Dobra...- Georg wychylił rąbek głowy zza drzwi szafy, ściągając tym samym na siebie spojrzenia.


- Jesteś tchórzem, wiesz?- zapytał ironicznie ten, który odezwał się na początku.


- Nie pozwalaj sobie- mruknął zły porucznik w odpowiedzi.- Niby czemu, to co się stało jest moją winą? Nie ja tu zarządzam!- wyszedł całkowicie z szafy.


- Ale na nieobecność generała, masz tu władzę! Jeśli dalej nie dostaniemy tego co chcemy, to cię tej władzy pozbawimy, ot co!- odezwał się kolejny facet.


- Akurat- prychnął zirytowany Georg.


- Chcesz się przekonać?- zapytał ten pierwszy podchodząc do niego.- Możemy zrobić ci krzywdę, a nikt się nie zorientuje- zaśmiał się szyderczo.


- Nie wiem co wy chcecie zrobić...- zaczął powoli zdenerwowany, a na widok pistoletu wycelowanego w jego stronę pisnął:- Ale nie macie do tego prawa!- odpowiedział mu śmiech.





***


4 Dzień ucieczki


Jest nieźle, całkiem nieźle. Na nasze szczęście (moje i Lukasa) natknęliśmy się na jakąś starą babulinkę, którą akurat odwiedzał wnuk i zaproponował nam, że nas podwiezie do Hamburga, a potem jeszcze zamieszkanie z nim! Jedyne co mi w nim przeszkadza, to to, że nie akceptuje takich jak ja, czy Lukas. Czyli homoseksualistów, ale może jakoś uda nam się to przed nim ukryć? Mam nadzieję. Przed chwilą dopiero przyjechaliśmy do jego, a teraz już nawet naszego wspólnego domu i właśnie siedzę w kiblu i piszę. Wolę, żeby żaden z nich nie wiedział, że piszę dziennik, bo to by było straszne Dave. Bardzo straszne.