sobota, 14 kwietnia 2012

1. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...


Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...


Głosił ów napis na pierwszej stronie pamiętnika, który chłopak jednak nazywał dziennikiem, co by się z niego nie naśmiewano.
Siedzący na kibelku osobnik skorzystał z okazji, że jest już późno i wszyscy inni śpią, więc zakradł się do toalety, żeby mieć światło i zacząć pisać w swoim pamiętniku. Ekhem... Dzienniku.


DZIEŃ 1


W ogóle nie rozumiem, po cholerę oni mnie tu potrzebują. Będę z Tobą szczery, ważę około 50 kilogramów, nie mam mięśni, więc do jasnej pachelki, po co ja im tu?!
Ale może najpierw napiszę o co mi chodzi. Otóż znajduję się w... Wojsku! Nikt z mojej rodziny by nie przypuszczał, że trafię do czegoś takiego! A tu nagle przysyłają jakiś durny list, że muszę jechać szkolić się w wojsku, bo inaczej pójdę do paki!
Ja jestem niedysponowany! Chory, biedny, mam rozdarte serce, a oni jeszcze każą mi robić jakieś trudne rzeczy!
Przyjechałem tutaj, do tej miejscowości, której nazwy nie pamiętam, bo zresztą co się dziwić. Jak człowiek się tak bardzo denerwuje, to nawet własnego imienia nie pamięta.
W każdym razie już o godzinie dokładnie 5:00 (rano!), słownie piątej zero zero, przybyłem na tę przeklętą ziemię, a oni wcisnęli mi do rąk jakiś obrzydliwy ciemnozielony, w dziwne ciapki kostium roboczy, a potem... Uwaga! Kazali mi myć naczynia! Wyobrażasz to sobie Dave?!
Tak, od dzisiaj uroczyście, w tym oto kibelku chrzczę cię, mój drogi dzienniku, imieniem Dave.
Ale wracając do tego wcześniej... Więc kazali mi, powtarzam MI myć naczynia! Och, moje biedne paznokcie... Tyle lat starań, żeby nie było na moich kochanych paluszkach żadnych ŻADNYCH! Skórek, czy innych tego typu rzeczy, a tu nagle każą MI myć naczynia. O ja biedny, biedny, biedny. I nawet nie dali mi żadnych rękawiczek do tego szorowania. Przecież JA mogę się zarazić i UMRZEĆ!!!
A jestem jeszcze młody, dopiero wkraczam w ten piękny wiek kwitnięcia, pachnięcia i tych wszystkich cudownych rzeczy, oprócz opryszczki. Zdecydowanie, opryszczka, to jedno z najgorszych kar ludzkości, wtedy skóra jest taka... Taka... Fuj i ble i w ogóle!
Dobra, Bill. Uspokój się, uspokój.
Ok, więc gdy już skończyłem myć naczynia i udało mi się powstrzymać od odruchów wymiotnych, kazano mi (o ja nieszczęsny) wstawić się u jakiegoś gównianego. Nie, chyba raczej głównego, ale kogo to obchodzi? No mnie nie, więc musiałem się spotkać jakimś cholernym generałem, co by mi kolejne zadania miał przydzielić.
A wspomniałem już, że ten strój roboczy jest na mnie za duży? Z tyłka mi spada i musiałem sobie tam kawałek, bo te spodnie są na guzik, wsadzić w majtki, co by się jakoś trzymało.
Odbiegam od tematu, ale no cóż... Jak tylko sobie przypomnę tą jego mordę...
O matulu kochana! Ratuj mnie kto może! Ja chcę do domu. Do domu! Do mamusi, tatusia, czy Bernardyna Bambiego Mordokleja Aleksandra Purchatego Mariego Bambarambam! Bo tak się nazywa mój chomik, pewnie, że cudownie nie? Ja mu wymyśliłem te wszystkie imiona. W skrócie to by brzmiało BBMAPMB. Fajnie to wygląda, może zacznę stwarzać jakieś szyfry... Żeby było jasne Bambarambam to też jego imię, nazwiska postanowiłem mu nie dawać, bo by się biedaczek zamęczył zapamiętaniem tych wszystkich swoich imion. Ach, jaki on był, czekaj... O ile mamusia pamięta go karmić, to JEST cudowny. Tak, Bernardyn Bambi Mordoklej Aleksander Purchaty Mario Bambarambam, jest cudownym zwierzątkiem. Zawsze potrafił mnie pocieszyć i jako jedyny, oprócz moich kochanych rodziców mnie nie odrzucił i akceptował moją orientację, bo... Widzisz Dave, jestem homoseksualistą, gejem, czy pedałem, jak to w większości na mnie mówią.
I kolejna rzecz jest tutaj straszna. Oni, czyt. ta cała cholerna władza, zabronili mi się malować. Malować! Rozumiesz to, mi, chłopakowi, bo wstyd przyznać, ale jeszcze jestem prawiczkiem, mimo że mam już te 17 lat... W każdym razie, ja malowałem się od 9 roku życia i teraz nagle mam przestać?! Ja mam przestać?!
Oni chcą mnie doprowadzić do depresji, ot co!
Jestem biednym, biednym, biednym, naprawdę biednym człowiekiem, którego na każdym kroku dobijają jeszcze bardziej.
Ja chcę do mamy...
Wiesz...
A zresztą nie.
To ja opisze tego gbura.
Więc, tym generałem okazał się być chłopak, który na oko, moje piękne, kochane i sprawne oczko, wyglądał jakby był w moim wieku! Ni młodszy, ni starszy... Właściwie to może starszy, sam nie wiem.
Dobra, więc ten człowiek nazywa się Tom... Kaulitz! Uwierzysz w to?! Takie samo nazwisko jak moje, normalnie aż się zapowietrzył, jak się o tym dowiedział. Buahaha. Ok, to nie pora na żarty, ale wiesz jak on wyglądał seksownie jak się tak zdenerwował. Normalnie, aż mu rysy twarzy wyostrzały.
Zdecydowanie jest przystojny, podejrzewam nawet, że bardzo, bardzo umięśniony, a te jego oczy... Ma takie ciemnobrązowe oczy i jak się w nie patrzy, to aż można zemdleć z wrażenia. Serio! Mają taką głębię... Na szczęście jednak nie straciłem przytomności, ale wzrok od niego odwróciłem, co by nie kusić losu.
Przedstawili mi moje prawa. No, naprawdę jest ich całkiem sporo!
To był sarkazm...
Było nie wiem, góra dwa, pięć?
Ale za to zasady, których trzeba było przestrzegać, to już chyba z pięćdziesiąt!
Oprócz generała Toma, w pomieszczeniu znajdował się jeszcze podporucznik Georg chyba Moritz jakiś tam, nie pamiętam. Wolfgang? Zapomniałem.
I jeszcze był trzeci, ten to wyglądał chyba na najłagodniejszego z nich trzech. Nazywał się Gustav Schafer, czy jakoś tak. Nie mam pamięci do nazwisk, imion tak, ale tego drugiego już nie.
Wiesz co jest najgorsze?
Zabrali mi komórkę! Ale, żeby nie było miło i przyjemnie (to też sarkazm), to ten cholerny Tom wziął mój kochany telefonik i rzucił nim o ścianę. Ścianę! Rozumiesz to?! RZUCIŁ NIM O ŚCIANĘ! I jak się nie trudno było spodziewać, mój telefon rozpadł się na części pierwsze, bo generał naprawdę mocno nim trzasnął. Aż mnie serce zabolało. Ale nie dlatego, że Tom ma dużo siły (aczkolwiek teraz wiem, że powinienem się go bać, bo jeszcze mną by tak trzasnął i... Uh, byłoby bardzo, bardzo, bardzo źle), ale niszcząc mój telefon nie dali mi już żadnej szansy, żebym skontaktował się z mamusią, żeby jej powiedzieć jak mi tu źle, niedobrze... A ci widząc mój biedny rozpadnięty sprzęcik, jeszcze się roześmiali! Głośno i dobitnie!
Koniec końców, poprosiłem ich o jakiś mniejszy strój, bo ten jak ci już wcześniej pisałem, jest na mnie za duży. Odpowiedzieli, żebym poczekał do jutra, to się jakiś znajdzie. Dobra, już wolę przeczekać do jutra, niż chodzić w czymś co mi spada.
Moje serce jest rozdarte.
Zabrali mi moje wszystkie. WSZYSTKIE! Kosmetyki... I nawet szczotkę do włosów. I wiesz co?
Generał Tom rzucił we mnie jakąś gumką recepturką, żebym nią sobie włosy związał, bo tutaj, w wojsku, rozpuszczone włosy nie są dozwolone. A szczególnie takiej długości. I wiesz ci mi powiedzieli jak się przed tym zaparłem? Że mam wybór, albo zwiąże, albo... Ogolą mnie na łyso! Rozumiesz to?! Mnie na łyso. Cholera, cholera, cholera. Moje piękne czarne włoski chcą ściąć i pomyśleć, że one potem by wylądowały w jakimś obskurnym śmietniku, wiesz co one by tam przeżywały?! Płakały by za mną, a ja za nimi! Przecież, przez to można popaść w depresję.
Mamusiu... Ja chcę do mamusi! Ona mnie rozumiała, szanowała i nawet przypominała mi, żebym dbał o moje piękne kochane włoski, gdy zapominałem, albo mi się nie chciało. A teraz masz ci los! Oni chcę mnie dobić! Dobić całkowicie, na 100%, a potem pewnie upieką i zjedzą, już ja ich znam! I nie pytaj skąd wiem, ze mnie zjedzą.
Ale dobra, skoro tak bardzo nalegasz...
Ja to widziałem w ich oczach! I nie, nie jestem wcale przewrażliwiony, ani nie naoglądałem się horrorów, gdybyś był na moim miejscu też byś widział i wiedział, co oni planują mi zrobić.
Dlaczego tak bardzo się na mnie uwzięli? Przecież jestem kochany, miły nie przeklinam, pomagam staruszkom, jeśli wcześniej mnie nie zabiją tymi swoimi cholernym laskami, no po prostu jestem najgrzeczniejszym siedemnastolatkiem na tej ziemi!
Dobra, po wyjściu od tych gburów udałem się do jednego z domków, gdzie kazano mi się ulokować. W sumie te domki, to się niczym nie różniły. Wszystkie drewniane, z belek, i nieduże. Po około pięciu minutach doszedłem i zawahałem się przed wejściem do środka. A co jak mnie zgwałcą?
Wyczytałem wcześniej w internecie, że to się podobno zdarza, a ja bardzo, bardzo bym tego nie chciał.
Raz się żyje, wszedłem.
W pomieszczeniu przebywało czterech mężczyzn. No i wszyscy się na mnie patrzyli. Przedstawiłem się im, a oni w odpowiedzi uśmiechnęli się smutno i wskazali mi łóżko do spania. Było to mniej więcej tak ułożone: pomieszczenie małe, łóżka dwupiętrowe jednoosobowe. W tym pokoju, bo w sumie tylko z tego jednego pokoju znajdował się ten domek, były trzy takie łóżka. Czyli prawdopodobnie w każdym domku śpi po 6 osób. Ja nie mając już większego wyboru, musiałem skierować się na łóżko na górze. Eh, może jakoś przeżyję, choć wolałbym jednak spać na dole...
Moi lokatorzy, wbrew pozorom, okazali się całkiem mili. Powiedzieli, że ten którego tymczasowo na razie nie ma w pokoju, nazywa się Andreas i teraz leży w szpitalu w połamanymi żebrami, ale na pytanie jak to się stało, tylko wzruszali ramionami. A tak, to nazywali się Mark, Matt, Max i Lukas. O dziwo ten ostatni przypominał swoją posturą przypominał nieco mnie.
Powiedzieli mi, że na początku będzie strasznie, bo nowym nie dają tu żyć, ale po miesiącu, dwóch, trzech, może dadzą już mi spokój, ale tak...
Po cholerę mnie ty przyciągali?!
Chwilę później do domku wpadł Andreas, na szczęście był miły tak jak reszta, więc w sumie te parędziesiąt minut w ich towarzystwie minęło mi naprawdę szybko. Cieszyłem się, że ktoś mnie tu lubi. Jeszcze.
Nagle zabrzmiał jakiś potężny gong a oni się zerwali. Mark chwycił mnie za ramię i wyjaśnił, że ten gong to sygnał i wtedy szybko trzeba wychodzić ze swoich domków, bo wtedy jest jakieś zebranie, czy tam apel.
To była dla mnie kompletna nowość. Wszyscy ustawili się w rządku, a potem generał Tom kazał wystąpić nowym do przodu. Nie chciałem, ale chłopaki mnie wypchnęli. Ku mojemu, nie wiem czemu, ale ku mojemu zaskoczeniu nie byłem jedynym, który dopiero dołączył do wojska. Oprócz mnie było jeszcze parudziesięciu chłopaków. Tom, bo nie chce mi się już pisać cały czas generał Tom, generał Tom... Z jakimś dziwnym uśmieszkiem powiedział, żeby ci którzy tu już są od dłuższego czasu, powitali nas miło. I nagle wszyscy, oprócz mnie i tych nowych chłopaków, się zaśmiali, no i oprócz moich współlokatorów. Cholera, chyba nie jest dobrze.
Chwilę później zebranie się skończyło, a chłopaki niemali siłą wrzucili mnie do pokoju i kazali ukryć się pod łóżkiem, a potem rzucili jeszcze jakieś szmaty, żeby mnie zakryć, bo wyjaśnili, że jak chcę mieć spokój, to mam być cicho i się nie ruszać.
O co im chodziło, zrozumiałem dopiero, gdy do mojego nowego domku wpadło trzech starszych typów, którzy spytali się czy mieszka z nimi jakiś młody, bo zaraz mieli zacząć chrzciny. Nie zabrzmiało, to jednak jakby te „chrzciny” były czymś przyjemnym, więc ze wskazaniem nie ruszałem się i nawet wstrzymałem oddech. Po chwili wyszli.
Jakieś pięć minut później, chłopaki pozwolili mi już wyjść z tej kryjówki, ale odmówiłem, bo miałem wrażenie, że te typki jeszcze raz tu wpadną.
Na szczęście nie wpadli.
Wiesz co jest najgorsze? Toaleta jest dla wszystkich, którzy się tu znajdują! Jedna toaleta! Jedynie ci cholerni komandorzy itd. Mają jakąś oddzielną. I gdzie tu sprawiedliwość?!
Cholera, cholera, cholera. Coś czuję, że ktoś tu się zbliża. Chyba pora zgasić światło.
Dobranoc Ci życzę mój wierny, przechowujący myśli dzienniku.
Chłopak zamknął dziennik i w skupieniu nasłuchiwał, czy nikt nie nadchodzi, czy może nawet już nie nadszedł, ale nie wyłapał żadnego dźwięku, więc po wyłączeniu światła, cichutko, bo ostrożność mimo wszystko trzeba zachować, otworzył drzwi i wyszedł z toalety. Swój pamiętnik/dziennik schował wcześniej pod koszulką, żeby nikt nie zauważył, że coś przemyca. Na szczęście po drodze do domku nikogo nie spotkał i z szybkim jeszcze oddechem, położył się do łóżka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz