sobota, 14 kwietnia 2012

11. Katastroficzne żywota dwojga Kaulitzów

Opierając się miednicą o balustradę, zaciągał się papierosem trzymanym w prawej dłoni. Lewą rękę natomiast miał zawiniętą mocno w bandaż i unieruchomioną.
Spod długich, czarnych rzęs spoglądały ciemnobrązowe tęczówki na ulice spowite mgłą. Ubrany jedynie w krótkie czarne szorty i szary rozciągnięty podkoszulek, stał boso nie przejmując się zimnem i dreszczami opanowującymi jego ciało. Ciche odgłosy wydawane przez powoli budzące się miasto, uspokajały go. A spokój był teraz bardzo potrzebny, wręcz wymagany. W głowie próbował ułożyć plan dotyczący złapania uciekinierów. Jednak cokolwiek by wymyślił, okazywało się być niemożliwe do wykonania. Sfrustrowany przymknął oczy i jeszcze mocniej zaciągnął się papierosem. Wiedział, że mogą być wszędzie. Niemcy to duży kraj, a przecież mogli także uciec do jakiegoś sąsiedniego. Skąd do cholery mam wiedzieć, gdzie oni są?!- Przez nagły napływ złości zacisnął dłonie w pięści, dopiero ból w lewej ręce otrzeźwił go nieco. Wyrzucił przed siebie niedopałek papierosa i obserwując jak ten powoli spada rozmyślał dalej. Szanse, że uda mu się ich zmusić do powrotu do wojska są naprawdę nikłe. On jednak nie ma zbyt wiele czasu także na wędrówkę za nimi, sam musi tam wrócić. Jego przełożeni nie będą zadowolenie, jeśli zbyt długo będzie poza terenem pracy. Wojna się zbliża.


Właśnie. Oczami wyobraźni widział zniszczone miasta, trupy ludzi leżących na ulicy, krew... Uśmiechnął się lekko. To dopiero będzie rzeź- był ciekaw tego co się wydarzy. Nie bał się wojny, oczekiwał jej. Zdawał sobie jednak sprawę, że walka będzie z najsilniejszym krajem, Rosją. Tu- trzeba będzie postawić na doświadczenie, natomiast tam- na broń. Nie jest wiadome, kto wygra, jednakże domyśla się, że w tamtych stronach kpią sobie z jego kraju rodzinnego. Jednak, to dobrze- osłabiają tylko swoją czujność.


Spojrzał krytycznie na swoją niesprawną tej chwili rękę. Naprawdę wolałby, żeby była już w pełni do użycia, a nie tylko do machania.


- Generale, Tom!- dobiegł do jego uszu cichy krzyk pułkownika, z pomieszczenia wewnątrz. Odwrócił się tyłem do barierki przewracając oczyma. Nie lubił tego człowieka, a gdyby mógł, już dawno by go zwolnił, jednakże decydują o tym jego przełożeni. On ma tylko zajmować się żołnierzami i przygotowywać ich, ewentualnie podpisywać różne papiery dotyczące ważnych spraw.


Poczekał, aż Gustav do niego przybiegnie i dopiero po uważnym zlustrowaniu go wzrokiem, odezwał się:
- Czego chcesz?- w stosunku do niego nawet nie próbował być miły.
- Właśnie rozmawiałem z głównym dowódcą- Tom uniósł brwi zaskoczony. Przecież, mogli najpierw zadzwonić do niego. Zawsze tak było odkąd został generałem.- Nie mogli się do ciebie... znaczy pana zadzwonić.
- Dobra, o co chodzi?
- Powiedzieli, że dają nam dwa tygodnie na odnalezienie tej dwójki. Jeśli się nie uda, to będziemy musieli wrócić z powrotem do wojska i zmienić taktykę wojenną. Nic innego nam nie pozostaje- Gustav wzruszył bezradnie ramionami i schował telefon do tylnej kieszeni spodni.
- Niech będzie- odwrócił się z powrotem, by kontynuować obserwowanie jak miasto powoli ożywa. Jednak cały czas wyczuwał za sobą jego obecność.- Coś jeszcze?- zapytał, nie patrząc na niego.
- M-mam takie małe p-pytanie- pułkownik zaczął się powoli jąkać. Tom westchnął prawie niezauważalnie.
- Co?


- Mógłbym mieć dzisiaj wolne?- spytał z nadzieją w głosie.
- Dlaczego?
- Ja wiem, że teraz jesteśmy nadal w pracy, ale... niedaleko tutaj mieszka moja rodzina i chciałbym do nich chociaż raz pojechać. Tak raz, na jakiś czas. Oczywiście zrozumiem...- Tom mu przerwał:


- Jedź- Gustav umilkł zdziwiony i wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczyma. Był w lekkim szoku, bowiem nie spodziewał się, że generał mu pozwoli. Jednak coś wewnątrz kazało mu spróbować i na jego szczęście, udało mu się.
- A-ale jest pan pewien?
- Jedź tam i wracaj pojutrze rano. Lepiej, żeby cię tu nie było jak się odwrócę, bo zawsze mogę zmienić zdanie- powiedział Tom i na dowód tego, powoli zaczął się odwracać. Przestał jednak, gdy usłyszał głośny huk drzwi, a potem cichy okrzyk, jak mniemał, radości pułkownika. Odwrócił twarz z powrotem w stronę wschodzącego słońca i zmrużył lekko oczy. Mimo wszystko, wiedział, że dobrze zrobił. Gdyby on sam tylko mógł pojechać do jakiejś swojej rodziny...


Prawdziwej rodziny.


Westchnął już po raz wtórny i przetarł dłonią oczy. Stwierdził, że już nawdychał się świeżego powietrza, więc resztę dnia spędzi w pokoju. Bo nie zamierza nigdzie wychodzić. Ani dzisiaj, ani jutro- ewentualnie na balkon.


Pozostawił drzwi otwarte, aby pokój się choć trochę wywietrzył. Stanął na środku pomieszczenia i zaczął się rozglądać. Po chwili na jego usta wpłynął uśmiech. Smutny uśmiech człowieka zrozpaczonego. Powolnym krokiem skierował się ku niezbyt wielkiej lodówki, z której po chwili wyjął dwie butelki alkoholu. Trzymając obie w prawej ręce, zamknął drzwiczki lekkim kopniakiem i skierował się w stronę łóżka. Nie widział dla siebie innej opcji przetrwania tego dnia, ani także jutrzejszego. Co z tego, że będzie miał rano zapewne ogromnego kaca, skoro on nawet w połowie nie równa się temu koszmarnemu uczuciu, które towarzyszy mu już od paru godzin i za nic nie chce zniknąć.


Usiadł na brzegu łóżka i postawił przed sobą dwie butelki. Przejechał prawą dłonią po pościeli chcąc wyczuć jakiego jest materiału. Zupełnie nie wiedział, po co mu to było do wiadomości potrzebne, więc otrząsnąwszy się z zamyślenia, natychmiast zaprzestał tego czynu.


Pochylił się i chwycił za jedną z butelek znajdujących się pomiędzy jego nogami. Przez chwilę trudził się z jej otwarciem, jednak już po chwili kołek leżał gdzieś pod jedną z ścian pokoju, a on siedział nieruchomo przyglądając się jej. Czy to na pewno jedyne rozwiązanie?- przez myśl mu przeszło, żeby jednak się wycofać,w końcu nie robi tego dla zakładu, nie pije z nikim, więc honor pozostanie. A po wypiciu... Kto wie, na co się odważy?


Zmrużył oczy i pokręcił z rozbawieniem głową. Jakby na to spojrzeć z innej strony, był jeszcze dzieckiem. Miał jedynie siedemnaście lat, nie więcej, nie mniej. A jednak. Na głowie miał o wiele więcej spraw, niż niejeden dorosły. Czasami żałował, że nie pozostał w tamtym ośrodku, gdzie pomimo fatalnego zaangażowania się w opiekę nad dziećmi, której wręcz prawie nie było- czuł się jednak jak małolat, a nie dorosły facet. Przecież, na nim praktycznie spoczywają dalsze losy tego kraju! To on ustala taktykę, a jego przełożeni jedynie patrzą surowym i krytycznym okiem, czasami przyjmując do siebie to, co mówi, a czasami totalnie ignorując.


Przechylił otwór butelki w stronę swoich ust, by chwilę potem łapczywie pociągać łyk za łykiem. Wysoko procentowa ciecz spływała do jego gardła, drażniąc je lekko, jednak nie zaprzestawał czynu. Dopiero po opróżnieniu prawie połowy, oderwał otwór butelki od ust, by zaczerpnąć powietrza.


Nagle zaczął kaszleć, drapało go gdzieś w przełyku i dopiero po dłuższej chwili przestał, a w pokoju ponownie zapanowała cisza.


Patrzył się wprost przed siebie, na ścianę, tępym wzrokiem. Do jego głowy zaczęły napływać kolejne myśli. Jednak zaczął rozmyślać tylko nad jedną, tą najważniejszą. Dlaczego ja go właściwie szukam? Praktycznie do niczego się nie nadaje, a chyba nie będzie taki głupi, żeby zdradzać wrogom taktykę wojenną. Przecież też jest Niemcem, jakaś solidarność chyba zobowiązuje? Po raz kolejny uniósł butelkę do góry, by ponownie zacząć z niej pić. Po opróżnieniu jej całej, pokręcił z rozbawieniem głową i rzucił ją gdzieś w kąt pokoju. Trzeba być kompletnym durniem, żeby zdradzać własny kraj. Ale... Bill też najmądrzejszy raczej nie jest. Za to bardzo naiwny. Tom chwycił kolejną butelkę i nie patrząc nawet na nią, szybko otworzył i przybliżył otwór do ust. Teraz jednak pociągał krótkie łyczki, chcąc choć trochę rozkoszować się smakiem alkoholu. Zresztą... Samo to, że uprawiałem z nim seks, to już chyba o czymś świadczy? Kolejne parę łyków i minut poświęconych rozmyślaniu. Jego myśli cały czas krążyły wokół tej jednej osoby. Tom, pomimo, że wypił jedynie półtora butelki, ale jednak bardzo wysoko procentowego alkoholu, był już kompletnie pijany. Przed pociągnięciem kolejnego łyku, powstrzymało go jedynie to, że na otworze butelki osiadła sobie maleńka biedronka.


- O! Biedronka!- zaśmiał się, nie spuszczając z niej wzroku. Podniósł butelkę nieco wyżej, aby widzieć ją bliżej.- Policzymy kropeczki- wymruczał mając ją praktycznie około dwa centymetry od oka. Chciał je liczyć powoli, wskazując każdą pojedynczo palcem, jednak zupełnie zapomniał, że w prawej ręce trzymał butelkę i uwalniając palce, opuścił ją na podłogę. Wystraszony owad podleciał do góry.- Ups- mruknął Tom, całkowicie nie zwracając uwagi, na to, że z leżącej butelki pod jego nogami, wypływały resztki cieczy, mocząc jego gołe stopy. Uniósł głowę do góry, chcąc znaleźć wzrokiem owada, gdy ten nagle usiadł mu na środku nosa. Zdziwiony zrobił zeza i zaczął mu się przypatrywać. (Tom, nie owad xD- dop.aut.) Wydawało mu się, jakby ta biedronka patrzyła na niego z jakąś urazą. - Oj, nie złość się. Nie chciałem cię wystraszyć- wymruczał.


Przed resztki zaćmionego umysłu, próbował się przebić zdrowy rozsądek, by brutalnie mu uświadomić, że gada, lub raczej prowadzi jednostronną rozmowę ze zwierzęciem. Jednak wyobraźnia wygrała sprawiając, iż Tomowi wydawało się, że biedronka się do niego odezwała:
-
Tu chodzi o ciebie i twoją rodzinę, Tom.
-
Jakie oni mają znaczenie?- powiedział cicho, jednak lekko był zdenerwowany. To nie był najlepszy temat, do rozmów z nim.
-
Duże, Tom. Bardzo duże. Przecież to twój brat!
-
Ale ja go do niczego nie zmuszałem! Sam tego chciał!
- Tu nie chodzi o przeszłość, lecz o przyszłość. Dlaczego nie zostawisz go w spokoju?
-
Zna taktykę walki wojska! Nie mogę pozwolić, żeby zdradził to odwiecznym wrogom Niemiec, czyli Rosji. Tu się ważą losy życia miliona ludzi, a nawet i więcej!- Dlaczego mu nie ufasz?- Ja...- To w końcu twój brat. - No i co z tego? Jest naiwny.
- Naiwny, nie znaczy głupi.
-
Przestań się wymądrzać- mruknął zły.- Tom, posłuchaj choć raz, tego co mówi ktoś inny, a nie ty sam. Nic nie zdziałasz, jeśli będziesz wyrządzał wszystkim naokoło krzywdę.- Gówno mnie obchodzi, co się dzieje z innymi.
- Nie przeklinaj!- Tom otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić!- nagle, do drzwi ktoś zapukał, a po chwili krzyknął:
- Czy wszystko w porządku?
- Tak!- Tom odkrzyknął, nie ruszając się z miejsca. Zrobił ponownie zeza, jednak biedronki nie było już na jego nosie.- A niech cię szlag!

***
Siedział na otwartym kiblu, chowając twarz w dłoniach. Co chwilę jego ciałem wstrząsały silne konwulsje spowodowane płaczem. Wczoraj wieczorem- choć tak bardzo chciał zapomnieć, to jednak pamiętał każde wydarzenie. Niesamowite jak szybko człowiek potrafi wytrzeźwieć pod wpływem stresującej sytuacji, bądź jeśli czegoś bardzo chce.
Zmęczony, usnął wtedy w łazience, a kiedy się obudził wszystko go bolało. A najbardziej jego tylni otwór. Nawet zimny prysznic mu nie pomógł. Nie było tu żadnej znieczulającej maści, więc praktycznie był skazany na cierpienie. Dobrze, że chociaż domyślił się, iż siedząc na otwartym kiblu, nie drażni aż tak bardzo, swojego tylnego wejścia.


Bardziej jednak od tyłka, bolało go poczucie świadomości, iż sam się na to zgodził, Lukas jedynie przegiął, chcąc mieć przyjemność tylko dla siebie. I w tej właśnie chwili zawsze powracał do tego, jak było mu z Tomem. Łzy przestawały mu przez chwilę cieknąć, na ustach pojawiał się prawie niewidoczny uśmiech, a on odpływał. Tak było w kółko. Najpierw nieprzyjemne wspomnienie z minionego wieczoru i wielki płacz, a potem przypominanie sobie przyjemnej sytuacji z Tomem i odpływanie w przeszłość.


Jednak, po jakimś czasie dotarł do niego fakt. Fakt, który najboleśniej ze wszystkiego ugodził go prosto w serce. Doszło do niego, że w oczach tych dwóch- Toma i Lukasa- był jedynie osobą do zaspokojenia ich seksualnych potrzeb. Żaden z nich nic do niego nie czuł. Nie wierzył w zapewnienia tego drugiego. I to przelało falę goryczy. Rozpłakał się całkowicie. Po czasie nie wytrzymywał i zaczął się dusić, więc spróbował się uspokoić i nie myśleć o niczym. Co, o dziwo, mu się udało.
Sięgnął po spodnie, bowiem dotychczas siedział w samych bokserkach i potrząsnął nimi, chcąc je trochę rozprostować. Ku jego zdziwieniu, na podłogę upadła jakaś maleńka biała torebeczka. Odłożył spodnie i schylił się, żeby ją podnieść i zobaczyć co to jest.Narkotyk Nie miał pojęcia, skąd to się wzięło w jego kieszeni spodni, ale przypuszczał, że prawdopodobnie ktoś mu to wsadził, kiedy był na tej imprezie.
Wziąć czy nie wziąć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz