sobota, 14 kwietnia 2012

7. Zapiski młodego, mądrego Billa Kaulitza...

Wystarczy jedna chwila. Jedna chwila, która może zadecydować o czyimś losie. W ciągu jednej minuty ktoś może się narodzić, a ktoś umrzeć. Gdzieś znajdują się osoby, które w danej chwili śmieją się do rozpuku, natomiast w innym miejscu załamują się psychicznie.
Szpital. Ogromny budynek mieszczący w sobie wiele pomieszczeń, w których przebywają ludzie. Jedni jedzą, leżą lub załatwiają swoje potrzeby, inni zaś walczą o swój byt.


Przed salą operacyjną, w której lekarze walczyli o życie człowieka, na turkusowym, plastikowym krzesełku siedział mężczyzna. Wzrok miał wbity w drzwi, a okazując swoje zniecierpliwienie stukał stopą o posadzkę. Co jakiś czas korytarzem przechodziła pielęgniarka, tudzież pielęgniarz czasem zatrzymując się, aby zapytać blondyna o samopoczucie. On jednak nie potrzebował pomocy. Myślami był na autostradzie, gdzie zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Sam wyszedł z niego praktycznie nie będąc poszkodowanym, jedynie lekki uraz głowy, co zaowocowało opatrunkiem, przez który prawie nie było widać jego włosów. Jedynie pojedyncze kosmyki. Niestety jego współtowarzysz nie miał tyle szczęścia. Widząc go jeszcze przez krótki okres czasu, zanim przyjechała karetka, zaobserwował, że lewa ręka była zgięta pod niewłaściwym kątem, a z ust dość bliskiego mu człowieka, wypływała strużka krwi. Potem stracił go z oczu.


Tykanie zegara wydawało się dla niego być nieskończone i bardzo powolne. Białe ściany oznaczone na środku ciągnącą się przez cały korytarz niebieską kreską o grubości jego dłoni, powodowały u niego lekkie zawroty głowy. Z westchnięciem ściągnął na chwilę okulary by przetrzeć oczy drżącą dłonią i założył je z powrotem. Rozprostował nogi utrudniającym tym samym przechodzenie ludziom, ale nie przejął się tym, pomimo kilku rzuconym w jego stronę lekko podenerwowanych spojrzeń. Zaplótł ręce na klatce piersiowej i przymknął oczy. Po głowie cały czas krążyło mu jedno słowo, będące jednocześnie pytaniem: Dlaczego?


Za nic nie mógł zrozumieć z jakiego powodu Tom ruszył w pogoń za zbiegami. Owszem, za ich ucieczkę musiałby odpowiedzieć przed ludźmi mającymi stopień wyższy od niego, ale wątpił, żeby strach zmusił go do pościgu. Dla niego jedno wykluczało drugie. Ale rozkaz, to rozkaz.


Nie wiedział ile minęło już czasu. Sekundy, minuty, a może nawet godziny? Nie przejmował się tym zbytnio. Ważne dla niego było, żeby tylko operacja się powiodła.


Słabe dotąd, uczucie strachu powoli kumulowało się w nim połączone z adrenaliną. Wyczekiwał.


Nagle drzwi otworzyły się. Na korytarz wyszedł facet w białym kitlu. Na czole lśniły mu pojedyncze kropelki potu, a policzki były lekko zaróżowione z wysiłku. Zauważywszy go, Gustav natychmiast podniósł się na nogi.
- Co z nim?- wbił w chirurga swoje zaniepokojone spojrzenie. Lekarz zacisnął wargi i zmarszczył brwi. Po chwili odezwał się zachrypniętym głosem:


- Informacji udzielamy jedynie rodzinie.


- Tom... Nie ma rodziny. Na tą chwilę jestem najbliższą mu osobą.


- Przykro mi, ale...


- Nie ma nikogo, oprócz mnie, kto by się nim przejmował!- powiedział z uporem Gustav mrużąc przy tym oczy.


- Niech będzie- chirurg odchrząknął.- Podczas operacji wystąpiły drobne komplikacje. Pacjent stracił sporo krwi i trzeba było mu ją przetaczać. Złamanie zamknięte lewej ręki, co może w przyszłości skutkować lekkim jej niedowładem ale na szczęście nic więcej mu nie dolega.. Przez najbliższy okres czasu, pacjent będzie przebywał na obserwacji, potem go wypiszemy. Teraz przebywa w silnej narkozie, aczkolwiek obudzić się może w każdej chwili- wyrecytował wszystko jakby mówił wiersz i patrzył uważnie na zmieniającą się mimikę twarzy stojącego przed nim człowieka. Od zniecierpliwienia przez zaskoczenie po troskę.


- Ale przeżyje? Nic mu już nie zagraża?


- Tak. Przeżyje- lekarz poklepał go po ramieniu z pokrzepiającym uśmiechem i odwrócił się, aby odejść w znanym sobie kierunku. Gustav odprowadził go wzrokiem, a potem zaczął się przyglądać, jak drzwi otwierają się i wyjeżdża znajomy mu człowiek na łóżku.


Uśmiechnął się do swoich myśli. Ważne, że im obojgu nic się nie stało. Ale mimo wszystko obawiał się. Znał Toma bardzo dobrze i wiedział, że jak ten czegoś się uprze, to nie odpuści. Co będzie później? Nie ma pewności, że uda im się złapać uciekinierów. Los może nie być im sprzyjający. Jeżeli Tom pomimo tego, pomimo otrzymywania poważnych obrażeń będzie chciał kontynuować, to dla niego... Jest on masochistą.


Schował dłonie do kieszeni swoich spodni i ruszył w kierunku sali tegoż człowieka. Już niedługo się przekona co dalej.


Otworzył oczy, jednak przez oślepiające światło natychmiast je zamknął. Poczekał krótką chwilkę i ponownie je otwarł lecz już nie tak szeroko. W głowie niesamowicie mu szumiało, a w uszach mu dzwoniło. Zmrużył oczy i powoli, kawałek po kawałku, oglądał pomieszczenie w jakim aktualnie się znajdował. Przy jego łóżku, co natychmiast zaobserwował, stało krzesło, na którym siedział Gustav. Miał zamknięte oczy, więc podejrzewał, że zasnął. Pikanie aparatury i dziwny chemiczny zapach sprawiły, że domyślił się, iż znajduje się w szpitalu. Po chwili do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Biały, obcisły strój opinał jej się na biuście, podkreślał talię, a krótka spódniczka pozwalała dostrzec mu długie, opalone nogi. Kobieta widząc, że lustruje ją wzrokiem, uśmiechnęła się z politowaniem i podeszła do niego by zmierzyć gorączkę. Chwilę ciszy, przerywanej co chwilę cichym chrapaniem Gustava, Tom wykorzystał zaglądając jej głęboko w dekolt, gdy pochylała się, aby poprawić mu poduszkę. Nie dawał jej więcej niż dwudziestkę.


Wyjąwszy termometr i po zobaczeniu wyniku jaki na nim widniał, pielęgniarka rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na lustrując jego twarz i odwróciła się by wpisać wynik na kartę pacjenta, a potem odwrócił się by wyjść z sali. Przejechał wzrokiem po jej sylwetce zatrzymując spojrzenie na pośladkach, które chwilę później znikły za drzwiami. Uśmiechnął się do siebie chytrze spoglądając na Gustava.





***


Uważnie obserwował przemijający krajobraz za oknem. W samochodzie cicho leciała jakaś spokojna muzyczka, co chwile przerywana poprzez stracenie zasięgu. Uśmiechał się leciutko na myśl, że już niewiele brakuje, aby mógł wieść wolny żywot wraz z Lukasem. Jedyne co go smuciło, to to, że nie może w najbliższym czasie utrzymywać kontaktów z rodzicami, a bardzo za nimi tęsknił.


- To musiało być nieco męczące, co?- nagłe pytanie ze strony kierowcy zmusiło jego myśli do powrotu na ziemię.


- Yhm, tak, tak- potakująco pokiwał głową, nie wiedząc co za bardzo odpowiedzieć.


- Nie słuchałeś mnie, prawda?- Bill lekko zarumienił się ze wstydu. Słuchał go, naprawdę, ale tylko przez chwilę, na początku...


- Ja po prostu...- próbował się jakoś wytłumaczyć, ale wtem chłopak mu przerwał.


- Ok, spokojnie- roześmiał się.- A tak w ogóle, to nazywam się Elias, bo chyba wcześniej zapomniałem się przedstawić- niebieskooki blondyn uśmiechnął się do niego odwracając na chwilę wzrok od drogi. Był bardzo podobny do Lukasa, ale jednak oboje mieli to coś w sobie, co ich odróżniało. Jednak w przypadku obojga nie zdołał jeszcze odgadnąć, co to takiego dokładnie jest.- Gdzie tak właściwie was zawieźć?


- Do Hamburga- odezwał się z tyłu Lukas. Bill słysząc jego głos wystraszył się, bowiem myślał, że Lukas jeszcze śpi.
- Do Hamburga...- powtórzył Elias potakując głową i znów patrząc przed siebie.- Macie tam jakiś znajomych? Żeby gdzieś się zatrzymać, czy coś?


- Hm, nie- odparł po chwili zastanowienia Lukas.


-O! To może chcielibyście ze mną zamieszkać? Mieszkam w Hamburgu, a że mam dość spore mieszkanie, to w zasadzie nie byłby żaden problem...


- Jesteś pewien?- zapytał nieco zaskoczony Bill.


- Jasne, żaden problem- odparł Elias. Po chwili jeszcze dodał: - Tylko nie myślcie sobie, że jestem gejem! Zbiera mi się na wymioty jak muszę na kogoś takiego patrzeć, a co gorsza, jeszcze z kimś takim gadać- skrzywił się.


- W sumie, nie mamy zbyt wielkiego wyboru- powiedział Lukas spoglądając znacząco na Billa, a ten odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, jednak po chwili Elias znów się odezwał:


- Świetnie! Mamy jeszcze parędziesiąt kilometrów do domu, więc może opowiecie coś o sobie? Bo nie wiem nic.


- Dobra... To ja się nazywam Otto- zaczął ostrożnie i powoli Bill starając się skłamać w dość znaczących faktach.- Mam dziewiętnaście lat, wcześniej mieszkałem w Nurnbergu i to by było już chyba na tyle...


- A ja jestem Paul, mam dwadzieścia jeden lat i mieszkałem wcześniej prawie na wybrzeżach Niemczech- powiedział szybko Lukas.


- Ok, dobrze wiedzieć. Jakbyście chcieli jeszcze coś o mnie wiedzieć, to pytajcie. Swoją drogą zastanawia mnie trochę jak się znaleźliście w tamtej wiosce, ogólnie ludzie jeśli już, to błądzą...


- Wolelibyśmy o tym nie mówić- odparł Bill.


- Niech będzie... Niby jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce, ale szukacie może jakiejś pracy? Bo mimo wszystko, za darmo ze mną mieszkać nie będziecie, rachunki kosztują...


- Może najpierw niech przyzwyczaimy się do miejsca, a potem zaczniemy szukać roboty. Nie wiem jak z B... Otto- Lukas zaciął się na chwilę- ale ja, nie jestem leniwy i mam dużo energii- wyszczerzył się, gdy Bill uderzył go ze złości w ramię.


- Dobrze wiedzieć, jakby co to znam paru znajomych, którzy poszukują aktualnie pracowników.


- Spoko- odparł Bill odwracając twarz w kierunku szyby samochodowej z boku. Cieszył się, że powoli życie zaczęło mu się układać.





***


- Mamy do pogadania- odezwał się jeden z pięciu facetów, znajdujących się aktualnie w dość sporym pomieszczeniu.- Radzimy ci się nie chować, bo i tak cię znajdziemy, a wtedy nie będzie tak miło, więc wychodź gdziekolwiek jesteś!


- Dobra...- Georg wychylił rąbek głowy zza drzwi szafy, ściągając tym samym na siebie spojrzenia.


- Jesteś tchórzem, wiesz?- zapytał ironicznie ten, który odezwał się na początku.


- Nie pozwalaj sobie- mruknął zły porucznik w odpowiedzi.- Niby czemu, to co się stało jest moją winą? Nie ja tu zarządzam!- wyszedł całkowicie z szafy.


- Ale na nieobecność generała, masz tu władzę! Jeśli dalej nie dostaniemy tego co chcemy, to cię tej władzy pozbawimy, ot co!- odezwał się kolejny facet.


- Akurat- prychnął zirytowany Georg.


- Chcesz się przekonać?- zapytał ten pierwszy podchodząc do niego.- Możemy zrobić ci krzywdę, a nikt się nie zorientuje- zaśmiał się szyderczo.


- Nie wiem co wy chcecie zrobić...- zaczął powoli zdenerwowany, a na widok pistoletu wycelowanego w jego stronę pisnął:- Ale nie macie do tego prawa!- odpowiedział mu śmiech.





***


4 Dzień ucieczki


Jest nieźle, całkiem nieźle. Na nasze szczęście (moje i Lukasa) natknęliśmy się na jakąś starą babulinkę, którą akurat odwiedzał wnuk i zaproponował nam, że nas podwiezie do Hamburga, a potem jeszcze zamieszkanie z nim! Jedyne co mi w nim przeszkadza, to to, że nie akceptuje takich jak ja, czy Lukas. Czyli homoseksualistów, ale może jakoś uda nam się to przed nim ukryć? Mam nadzieję. Przed chwilą dopiero przyjechaliśmy do jego, a teraz już nawet naszego wspólnego domu i właśnie siedzę w kiblu i piszę. Wolę, żeby żaden z nich nie wiedział, że piszę dziennik, bo to by było straszne Dave. Bardzo straszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz